search
REKLAMA
Archiwum

ZODIAK. Fakty, mity, filmy

Karolina Chymkowska

2 lipca 2018

REKLAMA

Powstało kilka filmów o Zodiaku, jednak lepiej spuścić na nie zasłonę miłosierdzia oraz niepamięci i w ogóle o nich nie wspominać. Jeśli faktycznie Zodiak pragnął dobrego filmu o sobie, to doczekał się go dopiero teraz, kiedy nad sprawą pochylił się David Fincher, znakomity twórca niezapomnianego Siedem.

Na szczęście David Fincher dokonał niemożliwego, łącząc obiektywną rekapitulację sprawy Zodiaka z subiektywnymi konkluzjami Roberta Graysmitha tak, że w zasadzie nie zostaje postawiona kropka nad “i” (…).

David Fincher

Nie jest łatwo znaleźć koncepcję na film o seryjnym mordercy, którego nigdy nie złapano, w którego sprawie jest więcej niejasności i domniemań, aniżeli pewników. Nie można przekazać, jak prawda została odkryta, skoro żadnej prawdy nie ma. Można przyjąć pewien punkt widzenia, jednak będzie on z konieczności jednostronny i subiektywny. Na szczęście David Fincher dokonał niemożliwego, łącząc obiektywną rekapitulację sprawy Zodiaka z subiektywnymi konkluzjami Roberta Graysmitha tak, że w zasadzie nie zostaje postawiona kropka nad “i”, wątpliwości pozostają, a jednocześnie patrzymy na sprawę od wewnątrz, oczami wszystkich zaangażowanych, zbierając wraz z nimi fragmenty układanki i mając pełną możliwość, by wysnuć własne wnioski. Żaden sąd w Zodiaku Finchera nie jest kategoryczny, żaden nie jest ostateczny. Mamy dość miejsca na własne spekulacje, gdyż cała rekonstrukcja sprawy jest dokładna, faktograficznie wierna, bez założonej z góry tezy, która dyktuje warunki. Robert Graysmith ma swoją tezę, a my możemy mieć swoją, i film na to całkowicie pozwala.

Widzimy śledztwo od jego mało atrakcyjnej, biurokratycznej strony – stosy papierów, kilometry wątpliwej wiarygodności zeznań, korowód świadków, pragnących dla siebie chwili sławy, formalne przeszkody, przepisy, paragrafy, i w tym wszystkim nagłe światełko w ciemności, którego czepiamy się pazurami, chociaż równie dobrze może prowadzić donikąd.

Robert Graysmith

Sama atmosfera Zodiaka jest niezwykła. Gęsta, mroczna, wciąga od pierwszej minuty i nie odpuszcza ani na chwilę. Przebijamy się przez meandry skomplikowanego śledztwa, widzimy, jak rodzi się fascynacja postronnego obserwatora, który rzuca się głową naprzód w niebezpieczne spekulacje – na ile trafne, to zupełnie inna sprawa. Wnioski Graysmitha, zawarte w jego bestsellerowej powieści “Zodiak” nie spotkały się z ogólnym uznaniem, chociaż on sam nadal jest uważany za jednego z najlepszych specjalistów w sprawie. W Zodiaku Finchera centralnym punktem są ludzie – mozolnie przebijający się przez dowody, przygnębieni w obliczu niepowodzenia, podekscytowani każdym nowym tropem, przeciwstawiający swoje doświadczenie, zaangażowanie i poświęcenie niewątpliwej sprawności sprytnego zabójcy. Widzimy śledztwo od jego mało atrakcyjnej, biurokratycznej strony – stosy papierów, kilometry wątpliwej wiarygodności zeznań, korowód świadków, pragnących dla siebie chwili sławy, formalne przeszkody, przepisy, paragrafy, i w tym wszystkim nagłe światełko w ciemności, którego czepiamy się pazurami, chociaż równie dobrze może prowadzić donikąd. Osoba Roberta Graysmitha posłużyła Fincherowi za spoiwo, motyw przewodni, na którym oparł konstrukcję swojego filmu, ale bez nacisku, bez sugestii, że ta wersja jest jedyną słuszną. To tylko oś, wokół której zorientował najlepszą rekapitulację sprawy Zodiaka, jaką znało dotąd kino. Zrezygnował z taniej sensacji, skupiając się raczej na ludziach – ludziach, których sprawa Zodiaka dotknęła osobiście, w różnym wymiarze, z różnym efektem. Nie można patrzeć od strony sprawcy, ponieważ go nie znamy. Zatem jedyna możliwość to patrzeć oczami ludzi, którzy poznali go w miarę możliwości najlepiej. Dodać do tego fakty, zeznania, spekulacje – i cały obraz kształtuje się powoli tuż przed naszymi oczami, tworząc absolutnie fascynującą, wciągającą historię. Bez nadmiaru dramatyzmu, poza tym – to nie jedyna sprawa, jak również nie jedyna, której nie udało się rozwiązać. To nie centrum świata, a tylko jeden z jego elementów.

Kadr z filmu "Zodiak"
Kadr z filmu M Ruffalo

(…) w trzygodzinnym filmie kondensuje się istotny wycinek z życia wielu ludzi. To wzmacnia naszą świadomość, jak skomplikowaną i absorbującą sprawą była sprawa Zodiaka, jak mocny był jej wpływ, i jak frustrujący był brak końcowego efektu.

Filmowi Finchera bliżej do Wszystkich ludzi prezydenta aniżeli Milczenia owiec. Osią jest śledztwo, w przypadku Zodiaka wielopłaszczyznowe, wielowymiarowe i toczące się w kilku miejscach jednocześnie. Historia biegnie kilkoma torami, z jednej strony kanałem medialnym, z drugiej zaś – policyjnym. Trwają odwieczne nieporozumienia między siłami porządku a wietrzącymi sensację mediami, jednak rytm działania Zodiaka siłą rzeczy wymusza współpracę między obiema stronami. Kolejne jednostki wchodzą w orbitę śledztwa, a potem, równie nagle, znikają – krewni ofiar, policjanci z innych dystryktów, świadkowie, adwokat Melvin Belli, rodziny zaangażowanych w sprawę. Tworzy się potężna sieć oddziaływań, niekontrolowany przepływ informacji, coraz trudniej oddzielić ziarna od plew, fakty od medialnej kreacji, i na tym żyznym gruncie rodzi się Zodiak – symbol, Zodiak – samoistne zjawisko. Zjawisko, które trwa, podczas gdy dzieci Roberta Graysmitha dorastają, partner Toschiego zmienia profil kariery, Paul Avery rezygnuje z pracy, Sherwood Morrill odchodzi na emeryturę… – w trzygodzinnym filmie kondensuje się istotny wycinek z życia wielu ludzi. To wzmacnia naszą świadomość, jak skomplikowaną i absorbującą sprawą była sprawa Zodiaka, jak mocny był jej wpływ, i jak frustrujący był brak końcowego efektu.

Kadr z filmu "Zodiak"
Kadr z filmu R Downey Jr i J Gyllenhaal

Siła filmu opiera się punktowo na trzech ramionach trójkąta, trzech świetnych osobowościach aktorskich, dzięki którym główne nurty filmu płyną wartko przed naszymi oczami, bez chaosu i zaburzeń. Jest silny i charyzmatyczny glina z cierpkim poczuciem humoru – David Toschi (Mark Ruffalo) – nasz przewodnik po obszarze śledztwa policyjnego. Paul Avery (rewelacyjny wręcz Robert Downey Jr.) – ekscentryczny reporter – to dla widza bilet wstępu na arenę medialnego szumu, medialnej ekscytacji, częściowo nawet niezdrowej, na pewno intensywnej i spalającej dla każdego, kto nie wytrzymuje presji. I wreszcie Robert Graysmith (w spokojnej i wyważonej interpretacji Jake’a Gyllenhaala) – obserwator, komentator i osoba całkowicie z zewnątrz, która paradoksalnie okazuje się być tą, na której życie Zodiak wpłynie najmocniej. Trzy punkty widzenia, trzy zainteresowane strony, trzy elementy całościowej układanki – wzorca, który nigdy nie wypełnił się do końca.

Tak jak pragnął Zodiak, powstał o nim dobry film. Chociaż prawdopodobnie nie byłby z niego zadowolony, ponieważ nie jest głównym bohaterem filmu o sobie. Dla postronnego obserwatora Zodiak nie jest – na szczęście – biografią, ale dokumentem czasów, świadectwem prawdziwej sprawy i jej implikacji, wpływu, o którym rzadko się myśli, śledząc suche doniesienia prasowe. Historyczną perełką, którą ogląda się znakomicie. Na barkach najbardziej tajemniczego seryjnego mordercy od czasów Kuby Rozpruwacza wyrósł najdojrzalszy z dotychczasowych filmów Finchera. Ciekawe, co by na to powiedział Zodiak?

Tekst z archiwum film.org.pl (30.07.2007).

REKLAMA