search
REKLAMA
Znalezione w sieci

Martin Scorsese o przyszłości kina

Filip Jalowski

13 stycznia 2014

REKLAMA

Na początku roku w sieci pojawił się otwarty list napisany przez Martina Scorsese. Adresatem tekstu jest jego najmłodsza córka, Francesca, ale poruszane w nim kwestie powinny zainteresować każdego, kto interesuje się przyszłością kina. W monologu do córki Scorsese spogląda w przyszłość i zastanawia się nad tym, czy dalszy rozwój przemysłu filmowego maluje się w jasnych, czy w raczej ciemnych barwach.

Specjalnie dla Was zamieszczamy dwie wersje listu – oryginalną (angielskojęzyczną) oraz polską, przetłumaczoną przez nas na potrzeby tego wpisu.

scorsese1

WERSJA POLSKA

Droga Francesco,

Piszę do Ciebie list na temat przyszłości. Patrzę na nią przez pryzmat mojego świata – świata, którego centrum stanowi kino.

Ostatnimi laty uzmysłowiłem sobie, że idea kina, która mnie ukształtowała, obecna w filmach, jakie pokazywałem ci od kiedy byłaś dzieckiem, która kwitła, gdy zaczynałem kręcić filmy, zbliża się do końca. I nie odnoszę się tu do filmów, które już powstały. Mówię w kontekście tych, które dopiero powstaną.

Nie chcę byś myślała, że jestem zrozpaczony. Nie piszę tych słów z poczuciem porażki. Wręcz przeciwnie, twierdzę, że przyszłość maluje się w jasnych barwach.

Zawsze wiedzieliśmy, że kino to biznes, a sztuka filmowa ma rację bytu dzięki sprzężeniu ze światem pieniędzy. Żaden z reżyserów, którzy rozpoczynali swoją drogę w latach 60. i 70. nie miał co do tego wątpliwości. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli ciężko pracować, aby ochronić to, co kochamy. Wiedzieliśmy, że mogą czekać nas cięższe okresy pracy twórczej. Zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że możemy doczekać czasów, w których wszystkie niewygodne i nieprzewidywalne elementy procesu tworzenia filmu zostaną zminimalizowane lub całkowicie wyeliminowane. Jaki jest jednak najbardziej nieprzewidywalny element? Jest nim samo kino i ludzie, którzy je tworzą.

Nie chcę jednak powtarzać tego, co na temat zmian w branży filmowej zostało powiedziane i napisane już wiele razy. Otuchy dodają mi działania takich twórców jak Wes Anderson, Richard Linklater, David Fincher, Alexander Payne, bracia Coen, James Gray i Paul Thomas Anderson. Cieszy mnie to, że są oni w stanie sprzeciwić się ogólnie obowiązującym trendom i robić kino po swojemu. Chociażby Paul – nie dość, że nakręcił „Mistrza” na taśmie 70mm, to jeszcze był w stanie wyświetlić go z niej w kilku miastach. Wszyscy, którym zależy na kinie, powinni być wdzięczni.

Jestem również poruszony staraniami reżyserów tworzących poza USA – we Francji, Korei Południowej, Anglii, Japonii, Afryce. Ukończenie filmu staje się coraz trudniejsze, ale im wciąż się to udaje.

Nie sądzę, że będę pesymistą, jeśli powiem, że sztuka i branża filmowa stoją obecnie na rozstaju dróg. Przemysł audiowizualny i to, co zwykliśmy nazywać kinem – ruchome obrazy tworzone przez jednostki – zdają się zmierzać w różnych kierunkach. W przyszłości będziecie zapewne świadkami odchodzenia od wielkich ekranów multipleksów. Kino zacznie przenosić się do mniejszych sal, internetu i nowych przestrzeni, które ciężko mi obecnie przewidzieć.

Dlaczego przyszłość maluje się zatem w jasnych barwach? Ponieważ po raz pierwszy raz w historii kina, filmy mogą być tworzone za naprawdę niewielkie pieniądze. Gdy dorastałem była to sytuacja niemal zupełnie niespotykana. Filmy o wyjątkowo niskim budżecie były raczej pojedynczymi wyjątkami, a nie powtarzającą się regułą. Obecnie mamy do czynienia z zupełnie odwrotną sytuacją. Można zarejestrować cudowne obrazy przy użyciu niedrogich kamer, nagrać dźwięk, edytować, miksować i nakładać korektę barw w domu. To przyszłość kina.

Niemniej, przy całej uwadze poświęconej mechanizmowi tworzenia filmu i postępowi techniki, który doprowadził do rewolucji mającej obecnie miejsce w przemyśle filmowym, nie możemy zapominać o jednej ważnej rzeczy – to nie narzędzia tworzą film, TY go tworzysz. Łatwe jest chwycenie kamery, nakręcenie materiału i złożenie go w programie do montażu. Tworzenie filmu – tego, który MUSISZ nakręcić – to jednak coś zupełnie innego. W tym względzie nie ma skrótów.

Gdyby żył mój przyjaciel i mentor, John Cassavetes, z całą pewnością używałby wszystkich dostępnych dobrodziejstw techniki. Mimo tego, mówiłby jednak to samo, co powtarzał zawsze – musisz być całkowicie oddany swojej pracy, musisz dać z siebie wszystko i chronić tej „iskry”, która pchnęła cię do tworzenia danego filmu, musisz chronić ją własnym życiem. W przeszłości – ze względu na to, że kręcenie było tak drogie – jej największym wrogiem było zmęczenie i łatwe kompromisy. W przyszłości będziecie musieli stawić czoła czemuś innemu – chęci dryfowania razem z nurtem.

Powyższa kwestia nie tyczy się zresztą jedynie kina. Na skróty nie da się osiągnąć niczego. Nie mówię, że wszystko musi być trudne. Mówię, że głos, którym przemawiasz musi być TWOIM głosem. Kwakrzy wierzyli, że w sercu każdego z nas znajduje się boskie światło. Pozwól mu się wydostać, ponieważ to właśnie TY, to właśnie PRAWDA.

Kocham,

Tata.

scorsese2

WERSJA ANGIELSKA

Dearest Francesca,

I’m writing this letter to you about the future. I’m looking at it through the lens of my world. Through the lens of cinema, which has been at the center of that world.

For the last few years, I’ve realized that the idea of cinema that I grew up with, that’s there in the movies I’ve been showing you since you were a child, and that was thriving when I started making pictures, is coming to a close. I’m not referring to the films that have already been made. I’m referring to the ones that are to come.

I don’t mean to be despairing. I’m not writing these words in a spirit of defeat. On the contrary, I think the future is bright.

We always knew that the movies were a business, and that the art of cinema was made possible because it aligned with business conditions. None of us who started in the 60s and 70s had any illusions on that front. We knew that we would have to work hard to protect what we loved. We also knew that we might have to go through some rough periods. And I suppose we realized, on some level, that we might face a time when every inconvenient or unpredictable element in the moviemaking process would be minimized, maybe even eliminated. The most unpredictable element of all? Cinema. And the people who make it.
I don’t want to repeat what has been said and written by so many others before me, about all the changes in the business, and I’m heartened by the exceptions to the overall trend in moviemaking – Wes Anderson, Richard Linklater, David Fincher, Alexander Payne, the Coen Brothers, James Gray and Paul Thomas Anderson are all managing to get pictures made, and Paul not only got The Master made in 70mm, he even got it shown that way in a few cities. Anyone who cares about cinema should be thankful.

And I’m also moved by the artists who are continuing to get their pictures made all over the world, in France, in South Korea, in England, in Japan, in Africa. It’s getting harder all the time, but they’re getting the films done.

But I don’t think I’m being pessimistic when I say that the art of cinema and the movie business are now at a crossroads. Audio-visual entertainment and what we know as cinema – moving pictures conceived by individuals – appear to be headed in different directions. In the future, you’ll probably see less and less of what we recognize as cinema on multiplex screens and more and more of it in smaller theaters, online, and, I suppose, in spaces and circumstances that I can’t predict.

So why is the future so bright? Because for the very first time in the history of the art form, movies really can be made for very little money. This was unheard of when I was growing up, and extremely low budget movies have always been the exception rather than the rule. Now, it’s the reverse. You can get beautiful images with affordable cameras. You can record sound. You can edit and mix and color-correct at home. This has all come to pass.

But with all the attention paid to the machinery of making movies and to the advances in technology that have led to this revolution in moviemaking, there is one important thing to remember: the tools don’t make the movie, you make the movie. It’s freeing to pick up a camera and start shooting and then put it together with Final Cut Pro. Making a movie – the one you need to make – is something else. There are no shortcuts.

If John Cassavetes, my friend and mentor, were alive today, he would certainly be using all the equipment that’s available. But he would be saying the same things he always said – you have to be absolutely dedicated to the work, you have to give everything of yourself, and you have to protect the spark of connection that drove you to make the picture in the first place. You have to protect it with your life. In the past, because making movies was so expensive, we had to protect against exhaustion and compromise. In the future, you’ll have to steel yourself against something else: the temptation to go with the flow, and allow the movie to drift and float away.

This isn’t just a matter of cinema. There are no shortcuts to anything. I’m not saying that everything has to be difficult. I’m saying that the voice that sparks you is your voice – that’s the inner light, as the Quakers put it.

That’s you. That’s the truth.

All my love,

Dad

REKLAMA