NAJLEPSZE FILMY TERRY’EGO GILLIAMA. Czekając na Don Kichota
Zaczynał karierę jako animator i “schowany” członek grupy Monty Pythona, a ostatnio udało mu się po ponad dwudziestu latach nakręcić wymarzony film i stracić do niego prawa. W czasie swojej wieloletniej kariery reżyserskiej Terry Gilliam udowodnił, że jest jednym z najoryginalniejszych twórców filmowych i prawdziwym wizjonerem, obdarzonym niesamowitą wyobraźnią i zmysłem estetycznym. Wszyscy miłośnicy filmów urodzonego w USA Brytyjczyka czekają z niecierpliwością na zbliżającą się premierę legendarnego już Człowieka, który zabił Don Kichota, która może stanowić finalne magnum opus reżysera. Zanim jednak dane nam będzie poznać najnowszy wykwit fantazji Gilliama, prezentuję wybór najlepszych jego filmów, reprezentujących przekrój jego możliwości i dorobku. Dla fanów zestawienie to może posłużyć jako umilenie oczekiwania, dla pozostałych – jako swoisty przewodnik i zachęta do poznania jego dorobku.
Jabberwocky (1977)
Podobne wpisy
Początek solowej kariery członka grupy Monty Pythona wyznacza pierwszy wyreżyserowany przez niego samodzielnie film pełnometrażowy, osadzony w średniowiecznej Anglii absurdalno-przygodowy Jabberwocky. W obrazie tym można dostrzec pewnego rodzaju manifest artystycznej osobowości Gilliama – osadzonej w surrealistycznym poczuciu humoru Latającego Cyrku, ale wysuwającej się wyraźnie w kierunku baśni i fantazji. Z jednej strony jest to opowieść o wyraźnie montypythonowskim klimacie (główną rolę zagrał zresztą Michael Palin), mocno kojarząca się z wcześniejszym o dwa lata Monty Pythonem i Świętym Graalem, z drugiej jednak w porównaniu z tamtym filmem w Jabberwockym wyraźnie rysuje się skłonność Gilliama do opowiadania klarowniejszych historii i estetycznego rozmachu. W filmie tym Gilliam, pozostający dotąd raczej w cieniu pozostałych członków Monty Pythona, dał się po raz pierwszy poznać jako sprawny twórca, wkraczając na dobre do świata kina.
Brazil (1985)
Pierwszy naprawdę wielki film Gilliama, fascynująca i złożona wizja społeczeństwa zdominowanego przez biurokrację i dostęp do informacji. Rozgrywająca się w nieokreślonym czasie, pozornie prosta historia urzędnika (fenomenalny Jonathan Pryce) spotykającego kobietę ze swoich snów łączy orwellowski społeczny pesymizm z przerażającym absurdem Kafki. Przede wszystkim jednak jest to klasyczne dzieło Terry’ego Gilliama, ekstrawaganckie i równie intrygujące, co niepokojące. Współtwórca filmów Monty Pythona wydobywa z prawie klasycznej ramy fabularnej niezwykle świeże znaczenia. Do dziś zachwycają niebanalna koncepcja, bogactwo wizji i zapierająca dech w piersiach scenografia. Jeśli jakiś film miałby być wzorcem dla terminu „gilliamowski”, to byłoby to właśnie Brazil, w którym reżyser dowodzi nie tylko swojego kunsztu artystycznego, ale także pokazuje, jak wiele potrafi powiedzieć za pomocą rozbuchanej formy, w której daje upust nieskrępowanej fantazji.
Przygody barona Munchausena (1988)
Zamykający tzw. Trylogię Wyobraźni (pierwsze dwie części to Bandyci czasu i Brazil) film z 1988 roku to chyba najbardziej barokowy spośród filmów Gilliama. Historia ostatniej misji legendarnego awanturnika, pojawiającego się nagle w oblężonym przez Turków mieście, zrealizowana jest z rozmachem zarówno narracyjnym, jak i formalnym. Zjawiający się wprost z odmętów zapomnienia baron przywraca wiarę w legendy, a jego opowieść to najwyższej próby film przygodowy. Choć niektóre efekty specjalne zestarzały się dość brzydko, to i tak scenografia oraz realizacja przygodowej historii robią dziś niemałe wrażenie, zwłaszcza w brawurowych scenach batalistycznych. Przygody barona Munchausena to przede wszystkim baśń o potędze wyobraźni, niepozbawiona humoru oraz momentów poruszających. To wszystko sprawia, że jest to najbardziej epicki z filmów Gilliama, a także prawdopodobnie najprzystępniejszy z nich.