W ramach przygotowań do 92. oscarowej gali postanowiliśmy przyjrzeć się laureatom nagród Akademii z poprzedniej dekady. Wybraliśmy 10 kluczowych kategorii i sprawdziliśmy, które z nich były najbardziej, a które najmniej zasłużone. Co najważniejsze: nie rozważaliśmy, czy Oscar w danym roku powędrował do najwłaściwszej osoby (tzn. kto w danym roku powinien zwyciężyć), ale jak ten wybór Akademii wypada na tle innych laureatów z minionej dekady. Dziś część pierwsza naszej analizy: najlepsi zdobywcy Oscara w latach 2010-2019.
Przyznam, że nie jestem absolutnym fanem filmu Jenkinsa – ubolewałem, że to nie La La Land został ostatecznym triumfatorem oscarowej gali w 2017 roku (a wskutek haniebnej pomyłki przez chwilę można się już było z tego cieszyć). Ale gdy spojrzę na listę zdobywców Oscara w kategorii najlepszy film w latach 2010-2019, ogarnia mnie smutek – nie ma bowiem na tej liście dzieł wybitnych (choć mogły być). Spośród tych bardzo dobrych lub ledwie dobrych tytułów, Moonlight wyróżnia się zarówno tematyką, jak i podejściem narracyjnym. Film Barry’ego Jenkinsa opowiada o różnych formach wykluczenia, ale też radzenia sobie z własną tożsamością. To dzieło mądre, które zdecydowanie wyróżnia się wartością na tle innych filmów nagrodzonych w ubiegłej dekadzie w kategorii najlepszy film.
Wyjątkowo mocno obsadzona kategoria – niemal wszyscy, którzy w ciągu minionych 10 lat otrzymali Oscara za reżyserię zdecydowanie na tę nagrodę zasłużyli. To była iście meksykańska dekada – Alejandro G. Iñárritu został dopiero trzecim w historii reżyserem, który zdobył Oscara dwa razy z rzędu (za Birdmana i Zjawę), ale to jego rodak Alfonso Cuarón zachwycił najbardziej. Dorównał Iñárritu w liczbie zdobytych statuetek, a jego dokonania w Grawitacji i Romie to czyste reżyserskie złoto. Równie wysoko oceniam to, co w La La Land zrobił Damien Chazelle – odświeżając formułę musicalu i melodramatu, złożył przepiękny hołd hollywoodzkim klasykom, unikając przy tym banału. Niewiele zabrakło, by to La La Land właśnie stało się największym zwycięzcą Oscarów AD 2017.
Ten niezwykły kameralny melodramat stał się jednym z najlepiej ocenianych filmów 2013 roku, a spora w tym zasługa wyjątkowego scenariusza. Pierwszy i jedyny film Spike’a Jonzego w minionej dekadzie z dużym wyczuciem opowiadał o dojmującej samotności, która skłania bohatera do nawiązania miłosnej relacji z… systemem operacyjnym. Scenariusz, który idealnie trafił w nastroje współczesnego świata, stojącego w rozkroku między technologią a zanikającymi relacjami międzyludzkimi, dziś wybrzmiewa jeszcze mocniej niż siedem lat temu.
Hollywood kocha fizyczne przemiany aktorów i aktorek, a decyzje oscarowej kapituły w XXI wieku tylko to potwierdzały. Na szczęście jednak niektóre z tych aktorskich kreacji nie skupiały się wyłącznie na cielesnych metamorfozach, ale także na stworzeniu bohatera z krwi i kości. Takim właśnie bohaterem jest Ron Woodroof, protagonista Witaj w klubie Jean-Marca Vallée. Matthew McConaughey stworzył rolę kompletną – jego bohater jest dynamiczny, przechodzi prawdziwą metamorfozę, jednocześnie wzrusza i inspiruje. To postać o pogłębionej charakterystyce, dzięki której zyskuje cały film, opowiadający przecież dość konwencjonalną historię. To bez wątpienia najbardziej zasłużony Oscar przyznany w ubiegłej dekadzie w kategorii aktor pierwszoplanowy.
W kategorii aktorek pierwszoplanowych zapadło w minionej dekadzie kilka całkiem słusznych werdyktów, ale dwie panie pozamiatały aktorsko wyjątkowo mocno – i to rok po roku! Chodzi o Frances McDormand w roli Mildred Hayes w Trzech billboardach za Ebbing, Missouri oraz Olivię Colman, kreującą w Faworycie postać królowej Anny. Te dwa werdykty to dowód na to, że nie wiek i bezdyskusyjne piękno (trudno uznać którąkolwiek z pań za stereotypowy wzorzec kobiecej urody), a najczystszy talent aktorski powinien decydować o najwyższych nagrodach. Obie panie zaprezentowały najwyższą klasę w swoich rolach, a i podczas odbierania nagród popisały się pamiętnymi mowami dziękczynnymi. W minionej dekadzie nie było lepszych pierwszoplanowych ról kobiecych niż te wykreowane przez McDormand i Colman.