5 SCEN ZABIJANIA, KTÓRE MROŻĄ KREW W ŻYŁACH. Wybór subiektywny
UWAGA: SIŁĄ RZECZY TEKST ZAWIERA SPOILERY DOTYCZĄCE KAŻDEJ Z WYMIENIONYCH TU PRODUKCJI.
Filmowcy nie szczędzą widzom widoku zabijania. Poczynając od zarania kina, bo już co najmniej od Napadu na bank z 1903 roku, miłośnicy filmu stawiani są w sytuacji w której obserwują śmierć z ręki drugiej osoby (lub zwierzęcia). Bywa, że w danym filmie jest to okrutny gwóźdź programu, a kolejne śmierci stanowią o jego atrakcyjności – chociażby w serii Piła – jednak śmiem twierdzić, że na wyobraźnię i emocje widza mocniej wpływa scena zabijania, która nie jest oczywista i perfidna, za to staje się ogromnym ciężarem emocjonalnym. O takich właśnie scenach napiszę poniżej, opierając się oczywiście na własnych odczuciach w stosunku do nich.
Psychoza (1960)
Jest wielce prawdopodobne, że scena pod prysznicem z Psychozy to najsłynniejsze zabójstwo w historii kina. Na szczyt zawędrowało zasłużenie, bo ta kilkuminutowa sekwencja to perfekcyjnie skonstruowany i podbudowany moment. Być może dziwnie mówić o magii kina akurat w kontekście takiej sceny, ale trudno się nie zachwycać każdym pojedynczym kadrem, jakim raczy nas tutaj Alfred Hitchcock, nie bez powodu nazywany mistrzem suspensu. Upływa minuta, zanim morderca zaatakuje Marion Crane pod prysznicem – wcześniej obserwujemy wyłącznie ją i strumienie wody ochlapujące jej ciało, ale gdzieś z tyłu głowy mamy przeczucie, że scena nie zmierza do niczego dobrego. Pojawienie się napastnika wywołuje ciarki. Hitchcock niejako upycha Marion w róg kadru, zwracając uwagę widza na sylwetkę zbliżającą się do zasłony. Wybitna jest gra światłem i cieniem, którą reżyser stosuje już po odsłonięciu kurtyny. Lampa znajdująca się z tyłu sprawia, że zabójca jawi się wyłącznie jako mroczna istota bezlitośnie zadająca pchnięcia nożem. Szamotanina, krzyki i muzyka wwiercająca się w mózg. Gdy zabójca ucieka, Marion ostatkiem sił łapie za kurtynę, zrywając ją niechcący i upadając na podłogę. Do odpływu spływa krew ulatująca z ran wraz z życiem bohaterki. Dyskomfort wynikający ze śledzenia tej sceny zderza się tu z zachwytem nad realizacją, ale nie sposób nie przyznać, że Marion Crane życie zakończyła w sposób okrutny.
Szczęki (1975)
Podobne wpisy
Tym razem to nie człowiek zabija, a zwierzę, a robi to w sposób tak okrutny i bezlitosny, że nie mogłem sobie odmówić umieszczenia tej sceny na liście. Ofiarą ogromnego rekina pada Quint. Trudno sobie wyobrazić, jak bolesną śmiercią jest pożarcie przez taką istotę, z ostrymi jak brzytwa zębiskami zatapiającymi się w ciele. Desperacka walka Quinta o życie spełza niestety na niczym – nie udaje mu się znaleźć żadnego punktu zaczepienia, wobec czego zjeżdża po pokładzie zatopionej w połowie łodzi prosto w paszczę rekina. Stwór wydaje się bawić swoją ofiarą, bo gdy tylko zatapia w Quincie zębiska, buja nim po pokładzie jak szmacianą lalką. Ostatecznie rekin wygrywa z tym, który teoretycznie miał go zgładzić, i ściąga go, już dogorywającego, pod taflę wody. Potencjalna ofiara stała się katem. Podobnie jak w przypadku pozostałych opisywanych tutaj scen, w parze z okrucieństwem idzie fantastyczna realizacja. Bezbłędnym zabiegiem było zrezygnowanie w tej scenie z muzyki, bo dzięki temu czujemy się, jakbyśmy sami uczestniczyli w tym przerażającym wydarzeniu, wraz z Martinem Brodym próbując uciec przed atakiem. Oddajmy też jednak zasługi Robertowi Shawowi – to, w jaki sposób gra ten nieludzki ból, mrozi krew w żyłach!