5 najlepszych ról KURTA RUSSELLA. Aktorskie dziecko Johna Carpentera
Gdyby na początku swojej kariery nie spotkał Johna Carpentera, być może nie udałoby mu się stworzyć tylu legendarnych dla kina postaci. Nigdy nie stał się aktorem oscarowym, chociaż wielokrotnie był blisko szczytu, zwłaszcza po Ucieczce z Nowego Jorku i wiele lat później, po Gwiezdnych wrotach. Patrząc na jego filmografię z dzisiejszej perspektywy, można stwierdzić, że gdy był młody, najlepiej sprawdził się w kinie Nowej Przygody z elementami horroru i komedii, a teraz w jego karierze otworzyły się zupełnie nowe możliwości grania czarnych charakterów i charakterystycznych postaci drugoplanowych. Duża w tym zasługa Quentina Tarantino. Kto wie, czy po latach właśnie teraz nie przyszedł moment, kiedy Oscar jest najbliżej.
R.J. MacReady, Coś (1982), reż. John Carpenter
Podobne wpisy
Dla gatunku science fiction i horrorów Coś jest jednym z najważniejszych filmów stanowiących przykład, jak powinien w ogóle wyglądać slasher. Niemała w tym zasługa scenariusza i realizacji, ale również bohaterów, z których większość prezentuje unikalne charaktery, a nie jest tylko, jak to bywa w horrorach, po kolei eliminowanym przez potwory mięsem. Cała filmowa paranoja nie polega w Coś na kolejnych morderstwach, ale na psychologicznej grze polegającej na domyślaniu się, kto jest zakażony obcymi komórkami. John Carpenter powierzył Russellowi rolę pilota pracującego dla antarktycznej stacji i będącego jednym z niewielu zachowujących rozsądek pracowników. Cały wic polega w filmie na tym, że nie wiemy, skąd przybył obcy organizm, ani czego naprawdę chce. Mało tego, nie znamy jego „twarzy”, bo ona jest za każdym razem inna, zawsze czyjaś. Zmaganie się z napastnikiem, który nie ma ludzkich oczu, pogłębia jedynie klaustrofobiczny lęk. A jego odgrywanie i podtrzymywanie wyszło Russellowi niezwykle naturalnie, podobnie jak relacje kreowanego przez siebie bohatera z innymi spanikowanymi naukowcami. R.J. MacReady nie jest czarno-biały ani jednoznaczny, co widać zwłaszcza w końcowej scenie rozmowy z Childsem (Keith David). Oczy pilota są jednocześnie ludzkie, a zarazem zimne i obce. Reżyser pozostawia widzowi odpowiedź na pytanie, kto udaje człowieka.
Bob „Snake” Plissken, Ucieczka z Nowego Jorku (1981), reż. John Carpenter
Kino superbohaterskie przyzwyczaiło nas do postaci czytelnych, z jednorodną motywacją i systemem zasad tak nieskazitelnym, jak woda w górskim potoku sprzed rewolucji przemysłowej. John Carpenter celowo zrezygnował z takiego rodowodu Snake’a Plisskena i dzięki temu wykreował postać, która na stałe weszła do kanonu bohaterów kina Nowej Przygody. Wówczas jeszcze młody Russell, cechujący się urodą przystojnego buntownika, idealnie pasował do roli byłego porucznika armii amerykańskiej, który stał się przestępcą i wrogiem wszelkich państwowych instytucji. Aby nieco usprawiedliwić jego na wpół złodziejskie, na wpół terrorystyczne poczynania, twórcy filmu spozycjonowali władzę po stronie skorumpowanego kapitalizmu i dystopijnego korporacjonizmu, gdzie nie liczy się człowiek, a bezwzględne dążenie do osiągnięcia zysku. Taki bohater negatywny jak Plissken stał się więc nagle pozytywny, ponieważ jego wcześniejsze wybryki zostały usprawiedliwione społecznie pojmowaną ideą sprawiedliwości. Dla samego Russella rola Snake’a była przełomowa. Grając w produkcji reżysera, który jawnie kontestował podejście Fabryki Snów do kinematografii, Russell musiał zagrać lepiej niż dobrze. Wiedział, że tylko stworzenie postaci, która wejdzie do popkultury, uratuje jego karierę od zaszufladkowania go w tzw. niezależnych klimatach niszowego kina.
John Ruth, Nienawistna ósemka (2015), reż. Quentin Tarantino
Quentin Tarantino słynie w swoich filmach z wykorzystywania i tworzenia symbolicznych kalk, archetypów i kulturowych wzorców. Mimo że wszystkie one są ograne i nudzą już jak Adagio Samuela Barbera w melodramatach i filmach wojennych, to Tarantino umie nadać im zupełnie nowe znaczenie, często nieco prześmiewcze. W przypadku odtwarzanego przez Russella Johna Rutha, pozbawionego skrupułów łowcy nagród, być może taka postać nigdy by nie powstała, gdyby wiele lat wcześniej Russell nie zagrał Snake’a Plisskena w Ucieczce z Nowego Jorku. Tak zrodziła się legenda antybohatera, którego nienawidzi się i kocha jednocześnie. W Johnie nie ma litości, dzięki czemu zapracował na przydomek „Szubienica”. Nie ma w nim również tzw. moralnych półcieni. Przestępca ma wisieć, a za doprowadzenie go przed sąd łowca ma dostać określoną sumę pieniędzy. Na tym rola Rutha się kończy. Czy jednak ta jednoznaczność w postępowaniu jest aż tak do końca ślepa? Nie może być, jeśli widzowie mają pokochać antybohatera, i Kurt Russell precyzyjnie pod względem emocji ją przedstawił, powracając tym samym do wielkiego aktorstwa. W XXI wieku jest ono jednak zupełnie inne niż to z lat 80. Nie twierdzę, że gorsze, po prostu naznaczone inną perspektywą i życiowym doświadczeniem, wyciosanymi idealnie do drugich planów, złoczyńców ze zdolnością do ulegania porywom serca oraz mentorów dla nieokrzesanych młodzików.