Zaskakująco MROCZNE postaci w filmach DLA DZIECI
Najbardziej utkwili mi w pamięci diabeł Piszczałka i Golarz Filip, ale o nich pisałem tutaj jeszcze w poprzednim dziesięcioleciu. Podobnie Buka oraz dziadek Rodenwald z Głosów z zewnątrz odcisnęli coś w rodzaju piętna na mojej telewizyjno-filmowej edukacji. W historii kina dziecięcego – również tego polskiego – znajdziemy jednak o wiele więcej mrocznych postaci, które po dziś dzień zadziwiają charakterami i estetyką, zadając kłam niektórym starszym widzom, twierdzącym, że to współczesne kino dla dzieci wprowadziło elementy z kina typowo dla dorosłych, a tylko kiedyś bajki faktycznie były bajkami dla młodszych widzów. Nic bardziej mylnego, analizując chociażby teksty Andersena czy braci Grimm oraz ich filmowe wersje. Zgodzić się jednak można, że strasznych i mrocznych tematów kiedyś było mniej niż dzisiaj, bo wrażliwość naszych dzieci niewątpliwie się zmieniła – nie jest ani lepsza, ani gorsza, jest inna.
Karol Matulak (Filip Łobodziński), „Abel, twój brat” (1970), reż. Janusz Nasfeter
Dzieciństwo bywa trudne, a dorosłość przychodzi niepostrzeżenie do dziecięcego życia. Mroczność postaci Karola wcale nie jest związana z jego postępkami. Nie są one złe, wręcz przeciwnie. Mrok za to kryje się w jego sytuacji, zarówno tej rodzinnej, jak i szkolnej. W domu musi radzić sobie z nadopiekuńczą matką, która go psychicznie tłamsi, przez co jako stłamszone dziecko nie potrafi zaaklimatyzować się w środowisku rówieśników w szkole. Próbuje jednak, co również okazuje się nie do końca właściwe, bo Karol nie wyniósł z domu zdolności do obrony przed własnym lękiem. Skoro tak, boi się, że odmowa kolegom będzie oznaczać wyrzucenie z grupy, co z kolei skończy się ich zemstą. Pójście jednak z nimi, naśladowanie ich, może oznaczać dla Karola przekroczenie granicy, za którą traci się godność, bo tak bardzo pragnie się czyjegoś zainteresowania.
Mały Książę (Steven Warner), „Mały książę” (1974), reż. Stanley Donen
Jeżeli powiecie dorosłym: „Dowodem istnienia Małego Księcia jest to, że był śliczny, że śmiał się i że chciał mieć baranka, a jeżeli chce się mieć baranka, to dowód, że się istnieje” – wówczas wzruszą ramionami i potraktują was jak dzieci. Lecz jeżeli im powiecie, że przybył z planety B-612, uwierzą i nie będą zadawać niemądrych pytań. Oni są właśnie tacy. Nie można od nich za dużo wymagać. Dzieci muszą być bardzo pobłażliwe w stosunku do dorosłych. I w jakże zbyt wielu sytuacjach są właśnie takie. Mroczna jest ta refleksja w Małym Księciu nad światem dorosłych. Mroczne i złowrogie jest to umieranie dziecka w końcówce filmu. Może nazbyt dojrzałe jego słowa, nim zabierze go śmierć. Dzieci nie powinny tak patrzeć na świat.
Łasice, „O czym szumią wierzby” (1984)
Brzydkie, krnąbrne, skłonne do knowań, czasem zbyt zadufane w sobie, ale jednak niebędące bohaterami negatywnymi, oddziałujące na psychikę dzieci, jak zresztą wszystkie postaci serialu. Mrok łasic jest jednak widoczny w ich wyjątkowo mało urodziwym wizerunku, ruchach oraz emocjach. Są bardzo ludzkie, ale w tym sensie, że ich postępowanie wymyka się nieraz szablonom. W ich decyzjach widać szaleństwo, nie bajkowe, lecz życiowe, niezorganizowane, które może i jest śmieszne, ale szczęścia łasicom na dłuższą metę nie przynosi.
Mama Fratelli (Anne Ramsey), „Goonies” (1985), reż. Richard Donner
Podobnie jak w przypadku Agathy Trunchbull postać Mamy Fratelli została zbudowana na zasadzie złączenia negatywnych cech charakteru z niezbyt miłym dla oka wyglądem, podtrzymując znany od wieków stereotyp, że to, co złe, jest równocześnie brzydkie. I w tym przypadku szczególnie się udało. Tak kultowy film jak Goonies wspomógł przejście do historii dziecięcych antagonistów Mamie Fratelli, jako równie kultowej i strasznej postaci, niosącej w sercu jedynie mrok, bez szansy na jakiekolwiek zawrócenie z przestępczej drogi. Jej dzieci również nie miały szansy, właśnie przez nią, no może prócz Lotneya, który zadał w finale kłam tezie, że brzydkie jest zawsze złe.
Nebbercracker (Steve Buscemi), „Straszny dom” (2006), reż. Gil Kenan
Długo będę pamiętał jego szalone oczy oraz strach wszystkich tych dzieci, które odważyły się wejść na jego trawnik. Jedna ze straszniejszych bajek, długo obecna na platformie Netflix. Jakiś tydzień temu moja pociecha znów chciała ją obejrzeć i zacząć mnie torturować po raz co najmniej 20., ale na szczęście tytuł już został usunięty. Wspomnienie Nebbercrackera jednak pozostało, wspomnienie jego mrocznej historii, całego tego nieszczęścia, które nosił w sobie, uwięziony w strasznym domu u boku strasznego demonicznego zła. Bo mroczność Nebbercrackera wcale nie polegała na byciu złym. On był tylko granicznie nieszczęśliwy i po swojemu starał się chronić otoczenie przed tym, co go na tak wiele lat uwięziło w strasznym domu.
Agatha Trunchbull (Pam Ferris), „Matylda” (1996), reż. Danny DeVito
Matylda Wormwood miała dość trudne życie rodzinne ze względu na nieprzygotowanych do posiadania dziecka rodziców. Naiwnie myślała, że uczęszczanie do szkoły podstawowej Crunchem Hall będzie całkowitym wytchnieniem, nowym otwarciem, szansą na… szczęście? Jednak za sprawą panny Agathy Trunchbull nowa szkoła stała się dla Matyldy wyjątkowo toksycznym środowiskiem. Dyrektorka okazała się upiorną osobowością, a jej upiorność uwidoczniła się nawet w jej wyglądzie, co może nie jest zabiegiem politycznie poprawnym, ale dla młodszego widza dość oczywistym. Agatha to zwolenniczka dyscypliny, osoba, która nienawidzi wolności, inności i przede wszystkim dziecięcych marzeń. Agatha jednak nienawidzi również siebie i to jest źródło jej mroku, nieszczęścia i zagubienia, które kamufluje agresją. Agatha dręczy fizycznie i werbalnie każdego, kto stanie po według niej złej stronie. Jej metody kar obejmują zmuszanie do nadmiernego jedzenia, wyrzucanie z okien i zamykanie w niewielkim karcerze.
Miś Tuliś (Ned Beatty), „Toy Story 3” (2010), reż. Lee Unkrich
Dramatyczna jest historia zagubienia Tulisia przez dotychczasową właścicielkę, jego desperackie próby powrotu do domu oraz po dłuższym czasie odkrycie prawdy, że już nie jest potrzebny, że mógł być zastąpiony, chociaż sobie tego nigdy nie wyobrażał. W konsekwencji więc Tuliś stał się cynicznym i zgorzkniałym przywódcą, który traktuje inne zabawki jak więźniów, zamkniętych w nieskończonym cyklu dziecięcych przytulanek. Tuliś chce przetrwać. Jego planem jest utrzymanie status quo w przedszkolu, co oznacza bycie używanym przez dzieci, bez względu na to, jak to się odbywa. Jest gotów stosować różne metody, w tym nawet izolacji i zamykania zabawek w jednym pokoju, aby osiągnąć swój cel. Wszystko to robi ze strachu, że znów ktoś go wyrzuci, ale nie zdaje sobie sprawy, że idzie tą samą drogą, ku własnemu zatraceniu, którego tak się obawia. A teraz zastanówcie się, czy tak mroczna postać pasuje do bajki dla dzieci? Czy może jest puszczeniem oka do dorosłych widzów?
Druga matka (Teri Hatcher), „Koralina i tajemnicze drzwi” (2009), reż. Henry Selick
Generalnie estetyka animacji jest mroczna, postaci skrzywione, surrealne, co tylko pogłębia się, kiedy Koralina przechodzi do innego świata, bo z tego swojego nie jest zadowolona. Zgadza się, nie jest on idealny, rodzice nie są idealni, a Koralinie wydaje się, że jej nie kochają. Ci alternatywni rodzice jednak kochają od początku zbyt idealnie, za mocno, toksycznie, a tak trucizna stopniowo pojawia się na ich twarzach i ciałach. Bo tak naprawdę nie zależy im na szczęściu Koraliny, lecz na czymś, co ma, co może zdobyć. Drugi Ojciec jest wizerunkowo potworny, ale to Druga Matka sieje prawdziwy strach na ekranie i wśród widzów.
Cruella De Mon (Glenn Close), „101 dalmatyńczyków” (1996), reż. Stephen Herek
Już sam pomysł na stworzenie postaci, która w bajce krzywdzi zwierzęta, wydaje się mroczny i nacechowany radykalnym złem. Cruella jednak nie tylko chciała zadawać psom ból. Jej chodziło o estetykę, i to jest jeszcze bardziej mroczne niż bezrozumne dręczenie zwierząt. Gdyby było to tylko zabijanie, Cruella nigdy nie zrobiłaby kariery w panteonie złoczyńców, a tak stała się postacią wręcz kultową. W jakimś sensie więc osiągnęła swój cen – stała się ikoną stylu wśród złoczyńców, bo żaden z nich nie wpadł na pomysł, żeby uszyć sobie futro ze skór swoich ofiar.
Sędzia Doom (Christopher Lloyd), „Kto wrobił królika Rogera” (1988), reż. Robert Zemeckis
Sędzia Doom to postać hybrydowa, podobnie zresztą jak sam film. Możemy zapoznać się z bezwzględnością sędziego, kiedy rozpuszcza jeden z ożywionych butów z kreskówek, używając swojego niesławnego dipu. Dip to broń Dooma – osobliwa substancja, która potrafi zabić toony, co jak wiemy, jest właściwie niemożliwe. Bezwzględność sędziego nie zna granic. Jest kłamcą, oszustem i dosłownie wymordował sobie drogę do władzy. Sędzia Doom planuje nie tylko wyłapać toony w świecie ludzi, ale także całkowicie zniszczyć Toontown i jego mieszkańców w celu budowy autostrady i w dalszej perspektywie swojego własnego minipaństewka z podporządkowanymi sobie toonami. Okazuje się jednak, że mroczny Doom pod swoją ludzką strukturą skóry i kości, jest tak naprawdę toonem. Jest mordercą swoich, co pogłębia jeszcze jego mroczny charakter.