Trochę to komedia, trochę fantasy, trochę refleksyjny melodramat. Komediowość jednak w tym przypadku spływa na widza nagle i na początku. Im jednak głębiej główny bohater przyzwyczaja się do sterowania swoim życiem i bliskimi za pomocą tajemniczego pilota, robi się coraz bardziej mrocznie, negatywnie i nieprzyjemnie. Po co w ogóle tego pilota dostał – żeby zrozumieć nieodwracalność niektórych procesów, których złowrogie działanie możemy co najwyżej próbować zrekompensować czymś zupełnie innym – jakimś zastępstwem – natomiast nigdy nie przywrócimy do życia np. takiej miłości, którą czuliśmy na samym początku, gdy chcieliśmy na jej punkcie oszaleć. Nic jednak straconego. Nie można przecież żyć ciągle w tym górnolotnym afekcie, bo nie bylibyśmy w stanie skupić się na racjonalnym życiu. Nie można również omijać problemów, co bohaterowi filmu – Michaelowi, umożliwił pilot. Każda ucieczka ma swoją cenę w postaci innej ucieczki. W końcu tracimy zdolność do konfrontacji, więc uciekamy zawsze, dosłownie tracąc czas z życia.
Zaskakująco mroczne w 40-letnim prawiczku jest kompulsywne staranie się głównego bohatera, żeby dostać szansę uprawiania seksu. Seks istnieje tu jako czynność tabu, którą jednak wszyscy uprawiają i się nią cieszą. U Andy’ego jednak doszło to zaburzenia polegającego na lęku przed erotyką, przed własnym popędem oraz uzależnienia od masturbacji, która paradoksalnie zapewnia naszemu prawiczkowi wystarczająco bodźców, żeby trwał on w swojej nerwicy aż do średniego wieku. Karkołomne są również próby pomagania mu wymyślane przez jego kolegów.
Inne używki, czyli viagra. Preparat podobno rewolucyjny, chociaż osobiście sądzę, że nieco przereklamowany. Zostawmy jednak tę farmaceutyczną perspektywę filmu, a skupmy się na emocjach i relacji. Otóż zapewne wiele razy zastanawialiście się, jakie jest odniesienie zwierzęcego doboru naturalnego do parowania się ludzi – innymi słowy, czy w ludziach również nie tkwi coś takiego, że priorytet rozrodczy w łączeniu się w pary mają osobniki zdrowe? Problem jest iście moralny – jeśli takie preferencje nie istnieją, to nie realizujemy celu gatunkowego, którym jest rozród najlepszych genotypów zdolnych bezpiecznie wychować potomstwo. Jeśli zaś takie zjawisko jest, i to nas nie różni od zwierząt, odmawiamy ludziom niepełnosprawnym lub chorym ich elementarnych praw do miłości, zaspokojenia seksualnego itp. Jak więc z tego wybrnąć? Cały ten mrok w Miłości i innych używkach tkwi w chorobie Maggie, postępującej i z dużym prawdopodobieństwem niszczącej miłość, pozostawiającej zaś trudny obowiązek.
Romantyczne podejście do miłości tłumaczy się nieraz w ten sposób, że osoba je posiadająca niezbyt dostrzega świat takim, jakim on jest. Podporządkowuje ona całe otoczenie tej wizji związku, uczuć, seksu i siebie, nawet wtedy, gdy ewidentnie z boku widać, że jest inaczej. Romantyzm jest pewnego rodzaju ślepotą, a dla Amelii prawdziwym sposobem życia. Miłość w tym wszystkim znajduje się dość nieoczekiwanie. Bardziej jako wypadkowa wszystkich najdziwniejszych wydarzeń, które w świecie Jeuneta i Caro są wybitnie hiperbolizowane Przypomnijmy sobie krasnale albo łysego z budek fotograficznych. Taki film w karierze twórców zdarza się raz, chociaż chciałoby się, żeby duet Jeunet–Caro powrócił z czymś lepszym niż BigBug.
Czy ta komedia jest mroczna? Dla wielu z pewnością taka będzie, bo jest reminiscencyjna. Stanowi antidotum dla widzów, którzy przyzwyczaili się do pełnometrażowych, mydlanych oper ze szczęśliwymi zakończeniami i kompletnie bez głębi. A tutaj mamy bardzo mądrą i głęboką analizę tego, jak rodzi się uczucie, trwa i przemija. Ta perspektywa również jest romantyczna, emocjonalna, bardzo ludzka, dużo bardziej niż orbitowanie na fali uczuć i pożądania, kiedy świat wydaje się nierealnie bajkowy. Dużo lepsze los nam daje lekcje, gdy odbiera to, co w żołądku tak czasem ściska. Film warto polecić również ze względu na konstrukcję – główny bohater Tom jako narrator konfrontuje swoją fiksację romantycznej miłości z twardym jak stal światem. Czy przeżyje to starcie?