Zaskakująco MROCZNE komedie romantyczne
„Klik: I robisz, co chcesz” (2006), reż. Frank Coraci
Trochę to komedia, trochę fantasy, trochę refleksyjny melodramat. Komediowość jednak w tym przypadku spływa na widza nagle i na początku. Im jednak głębiej główny bohater przyzwyczaja się do sterowania swoim życiem i bliskimi za pomocą tajemniczego pilota, robi się coraz bardziej mrocznie, negatywnie i nieprzyjemnie. Po co w ogóle tego pilota dostał – żeby zrozumieć nieodwracalność niektórych procesów, których złowrogie działanie możemy co najwyżej próbować zrekompensować czymś zupełnie innym – jakimś zastępstwem – natomiast nigdy nie przywrócimy do życia np. takiej miłości, którą czuliśmy na samym początku, gdy chcieliśmy na jej punkcie oszaleć. Nic jednak straconego. Nie można przecież żyć ciągle w tym górnolotnym afekcie, bo nie bylibyśmy w stanie skupić się na racjonalnym życiu. Nie można również omijać problemów, co bohaterowi filmu – Michaelowi, umożliwił pilot. Każda ucieczka ma swoją cenę w postaci innej ucieczki. W końcu tracimy zdolność do konfrontacji, więc uciekamy zawsze, dosłownie tracąc czas z życia.
„40-letni prawiczek” (2005), reż. Judd Apatow
Zaskakująco mroczne w 40-letnim prawiczku jest kompulsywne staranie się głównego bohatera, żeby dostać szansę uprawiania seksu. Seks istnieje tu jako czynność tabu, którą jednak wszyscy uprawiają i się nią cieszą. U Andy’ego jednak doszło to zaburzenia polegającego na lęku przed erotyką, przed własnym popędem oraz uzależnienia od masturbacji, która paradoksalnie zapewnia naszemu prawiczkowi wystarczająco bodźców, żeby trwał on w swojej nerwicy aż do średniego wieku. Karkołomne są również próby pomagania mu wymyślane przez jego kolegów.
„Miłość i inne używki” (2010), reż. Edward Zwick
Inne używki, czyli viagra. Preparat podobno rewolucyjny, chociaż osobiście sądzę, że nieco przereklamowany. Zostawmy jednak tę farmaceutyczną perspektywę filmu, a skupmy się na emocjach i relacji. Otóż zapewne wiele razy zastanawialiście się, jakie jest odniesienie zwierzęcego doboru naturalnego do parowania się ludzi – innymi słowy, czy w ludziach również nie tkwi coś takiego, że priorytet rozrodczy w łączeniu się w pary mają osobniki zdrowe? Problem jest iście moralny – jeśli takie preferencje nie istnieją, to nie realizujemy celu gatunkowego, którym jest rozród najlepszych genotypów zdolnych bezpiecznie wychować potomstwo. Jeśli zaś takie zjawisko jest, i to nas nie różni od zwierząt, odmawiamy ludziom niepełnosprawnym lub chorym ich elementarnych praw do miłości, zaspokojenia seksualnego itp. Jak więc z tego wybrnąć? Cały ten mrok w Miłości i innych używkach tkwi w chorobie Maggie, postępującej i z dużym prawdopodobieństwem niszczącej miłość, pozostawiającej zaś trudny obowiązek.
„Amelia” (2001), reż. Jean-Pierre Jeunet
Romantyczne podejście do miłości tłumaczy się nieraz w ten sposób, że osoba je posiadająca niezbyt dostrzega świat takim, jakim on jest. Podporządkowuje ona całe otoczenie tej wizji związku, uczuć, seksu i siebie, nawet wtedy, gdy ewidentnie z boku widać, że jest inaczej. Romantyzm jest pewnego rodzaju ślepotą, a dla Amelii prawdziwym sposobem życia. Miłość w tym wszystkim znajduje się dość nieoczekiwanie. Bardziej jako wypadkowa wszystkich najdziwniejszych wydarzeń, które w świecie Jeuneta i Caro są wybitnie hiperbolizowane Przypomnijmy sobie krasnale albo łysego z budek fotograficznych. Taki film w karierze twórców zdarza się raz, chociaż chciałoby się, żeby duet Jeunet–Caro powrócił z czymś lepszym niż BigBug.
„500 dni miłości” (2009), reż. Marc Webb
Czy ta komedia jest mroczna? Dla wielu z pewnością taka będzie, bo jest reminiscencyjna. Stanowi antidotum dla widzów, którzy przyzwyczaili się do pełnometrażowych, mydlanych oper ze szczęśliwymi zakończeniami i kompletnie bez głębi. A tutaj mamy bardzo mądrą i głęboką analizę tego, jak rodzi się uczucie, trwa i przemija. Ta perspektywa również jest romantyczna, emocjonalna, bardzo ludzka, dużo bardziej niż orbitowanie na fali uczuć i pożądania, kiedy świat wydaje się nierealnie bajkowy. Dużo lepsze los nam daje lekcje, gdy odbiera to, co w żołądku tak czasem ściska. Film warto polecić również ze względu na konstrukcję – główny bohater Tom jako narrator konfrontuje swoją fiksację romantycznej miłości z twardym jak stal światem. Czy przeżyje to starcie?