search
REKLAMA
Analizy filmowe

ZARAZA. Epidemia w PRL

Tomasz Raczkowski

19 kwietnia 2020

REKLAMA

Tak czytana Zaraza jest intrygującym w swoim założeniu dramatem o jednostce, której dążenia do rozpoznania i opanowania kryzysu sanitarnego prowadzą do rozkładu życia osobistego. Ramą narracyjną w filmie z 1972 roku jest romans Rawicza z poznaną na przyjęciu Ewą, który – pomimo obiecujących początków – zostaje zakłócony przez paraliżującą miasto zarazę. Ich randkę psuje pojawienie się nagłego przypadku, w którym wezwany pilnie lekarz rozpoznaje ospę, co prowadzi go do rozpoczęcia ostrej kampanii na rzecz zamknięcia miasta i podjęcia daleko idących środków ochronnych. Rawicz będzie odtąd spotykał kochankę jedynie w przelotnych chwilach pośrodku epidemicznej gorączki. Niemal delirycznie rozmyty wątek romantyczny, wplatany w dynamiczne zmagania z zarazą, wprowadza w Zarazie pomost pomiędzy prywatnym a społecznym doświadczeniem epidemii – niebezpiecznej dla całej zbiorowości, ale również niekiedy bardzo dotkliwie godzącej w osobiste sprawy ludzi, szczególnie tych, którzy zaangażowani są w czynne zwalczanie zagrożenia.

Zasadniczym dramatem jest jednak u Załuskiego warstwa organizacyjna i społeczno-polityczny kontekst epidemii. Uruchomiona przez Rawicza sieć działań rozchodzi się na kolejne instytucje i osoby, a narracja podąża za rozwojem zdarzeń, skupiając się równolegle na kilku postaciach, za pośrednictwem których obserwujemy wiernie odtworzony przebieg epidemii. Obok Rawicza są m.in. jego przełożony Wilkoń, doktor Bielski ze stacji pogotowia, kierujący izolatorium w podwrocławskim Szczodrym doktor Olczak i kierownik miejskiego wydziału zdrowia. Z ich postaw i zachowań wyłania się w Zarazie przekrój funkcjonowania systemu w obliczu kryzysu – napędzany zaangażowaniem i poświęceniem jednych, a hamowany uporem oraz polityczno-biurokratycznym zaślepieniem drugich. Wokół pracowników wrocławskiej ochrony zdrowia zarysowuje się zaś w formie scenek rodzajowych przekrój reakcji społeczeństwa na kryzys, od panicznego zgiełku, przez próby cynicznego wykorzystania sytuacji, aż po autentyczny strach przed zakażeniem. Z takiego przebiegu wyłania się wyrazisty rys krytyczny Zarazy, która w szorstki sposób ukazuje trud walki z epidemią, nie pomijając przy tym aspektu walki medyków z paraliżującą ich pracę biurokracją i brakiem środków, a także nieadekwatność finalnych list zasłużonych do faktycznie odgrywanej w czasie kryzysowych działań roli.

Jeśli chodzi o autentyczną epidemię z 1963 roku, to Zaraza odwzorowuje fakty z dużą skrupulatnością, dodatkowo wzmacnianą przez autentyczne lokacje i plenery. Załuski rekonstruuje łańcuch epidemiczny rozpoczynający się od zakażonej przez wracającego z Azji pacjenta pielęgniarki, przybliża logistykę kwarantanny i podejmowanie kolejnych kroków aż do zamknięcia Wrocławia jako strefy zagrożonej, a w nielicznych scenach, w których pokazuje skutki choroby, robi to sugestywnie i z zachowaniem cokolwiek straszliwych realiów. Choć pod wieloma względami kompaktowej fabule Zarazy daleko więc do drobiazgowego dokumentalizmu – w końcu to głównie obyczajowa fikcja – to jako filmowa relacja z rzeczywistego kryzysu sprawdza się bardzo solidnie. Również dlatego, że nakręcone na taniej taśmie zdjęcia mają specyficzną miękkość, zbliżającą fakturę filmu do estetyki archiwaliów, a wielowątkowa narracja, której montaż przywodzi momentami na myśl co bardziej złożone odcinki Kroniki Filmowej, sprawnie generuje atmosferę obcowania z prawdziwymi zdarzeniami. Również elementy obyczajowe, oparte na tęsknocie za normalnością i powracającym w wątku Rawicza motywie niespełnienia, wspomagają ten efekt, tworząc specyficzną aurę nie do końca namacalnego zagrożenia przenikającego zwyczajne lato, dobrze oddając codzienne doświadczenie stanu epidemii.

Jeśli Zaraza zawodzi, to z powodu rozmywania się w panoramicznej formule wyrazistości poszczególnych wątków, które w ostatecznym rozrachunku okazują się dość płytkie i niespecjalnie ze sobą pospinane. Przykładowo ramowa historia doktora Rawicza i pięknej Ewy przy całej swej ulotności sprowadza się do niewyszukanego motywu związków damsko-męskich wytrąconych z równowagi przez życie zawodowe i brak dobrej woli, a relacje lekarza z pozostałymi postaciami nie doczekują się satysfakcjonującego rozwinięcia. Filmowi Załuskiego brakuje pogłębienia psychologicznego, które dopełniłoby intrygującej, prawie dokumentalnej formuły analogią humanistyczną (tak jak za Camusem chciał Wajda). Nie wszystkie epizody sytuacyjne ukazujące zachowania obywateli wobec epidemii wydają się dobrze wplecione w całość, czasem za bardzo zbliżając film do lekko wypranej z absurdalnego nawiasu komedii. Na koniec Załuski doprowadza nas dodatkowo do rozczarowująco anemicznej puenty, pozwalając napisom końcowym pojawić się równocześnie z poczuciem niedosytu z jej powodu. Być może właśnie to zaważyło na pierwotnym słabym przyjęciu Zarazy i jej finalnej porażce w powszechnym odbiorze.

Pomimo wad, które blokują jej drogę do kanonu klasyki polskiego kina, Zaraza do dziś okazuje się frapującym, solidnym dziełem, konsekwentnie zbudowanym według określonego pomysłu na filmowe przedstawienie wrocławskiej epidemii z 1963 roku. Nawet jeśli ów pomysł nie był szczególnie zjawiskowy, a jego wykonanie mistrzowskie, na pewno warto docenić rzetelność twórców na najważniejszych płaszczyznach – socjologicznej refleksji oraz fabularyzowanej relacji z prawdziwego doświadczenia mieszkańców miasta. Być może nie jest to najlepszy obraz wrocławskiej epidemii, jakiego moglibyśmy oczekiwać, ale to obraz, który mamy – i wcale nie jest on zły.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA