Zapomniane STATKI KOSMICZNE w kinie SCIENCE FICTION
Jeśli kiedykolwiek zostanie nakręcona ekranizacja gry, mam nadzieję, że kultowa Normandia stanie się tak znana jak Sokół Millennium albo U.S.S. Enterprise. Siłą rzeczy więc nie stanie się częścią takich zestawień o zapomnianych, mniej znanych, pomijanych statkach kosmicznych. Chciałbym jednak o nim kiedyś napisać, bo sporo godzin spędziłem na jego pokładzie. Co zaś do wspomnianych w tym tekście latających konstrukcji, niektóre wcale nie ustępują Normandii, tylko wzięły udział w filmach nie zawsze odpowiednio doinwestowanych, rozreklamowanych lub dobrze ocenionych przez widzów i krytyków. Niewątpliwie jednak, jeśli ktoś interesuje się fantastyką naukową, powinien znać te projekty, często inspirowane istniejącą techniką.
Moya, „Ucieczka w kosmos”, 1999–2003, twórca: Rockne S. O’Bannon
Jedyny taki twór w tym zestawieniu, w którym statek kosmiczny jest żywą istotą. Jego design wzorowany jest na zwierzętach żyjących pod wodą. Konstrukcja przypomina mątwę lub niewielkie zwierzęta składające się np. na plankton. Moya jest nie tylko biomechanicznym narzędziem do przenoszenia ludzi, ale ma znaczenie symboliczne. Jest matką, macierzą, chroniącą swoją załogę przed niebezpieczeństwami, a załoga chroni ją. Relacja ta jest jedyna w swoim rodzaju i wykracza poza większość zaprezentowanych w historii kina SF związków między bohaterami filmów fantastycznych a ich ukochanymi maszynami do podróżowania w kosmosie. Ucieczka w kosmos zaś jest ogromnie niedocenionym i zapomnianym serialem SF, wartym uwagi na równi z przecenianym Star Trekiem.
USAF Oberon, „Planeta małp”, 2001, reż. Tim Burton
Stacja kosmiczna to wyjątek w tym zestawieniu, ale bardzo ciekawy, bo związany z istotnymi zmianami, które dokonały się na naszej planecie. Nawet wspominając serię filmów Planeta Małp, nikt już o nim nie pamięta, a przecież miał tak istotną rolę w wykreowaniu naszej ziemskiej, nowej historii w ramach gatunku SF. Orbitowała gdzieś w pobliżu pierścieni Saturna, ale z pewnością miała możliwości przemieszczania się po Układzie Słonecznym. Była cudem ludzkiej techniki. To na niej wydarzył się incydent z szympansem, którym opiekował się kapitan Leo Davidson. W poszukiwaniu zaginionej kapsuły z Peryklesem wleciał w coś w rodzaju burzy magnetycznej, która przeniosła go w czasie o wiele tysięcy lat, kiedy na Ziemi rządził już inny gatunek.
Axiom, „Wall-E”, 2008, reż. Andrew Stanton
Nazywano go klejnotem floty BNL. Został zaprojektowany jako połączenie ogromnego statku ratowniczego z luksusowym, kosmicznym liniowcem. Ewakuował ludzi z Ziemi, gdy ta przestała być zdatna do życia z powodu zaśmiecenia i zahamowania rozwoju przyrody. Axiom był w pełni zautomatyzowany i sterowany przez AI, chociaż kapitan pozostał istotą organiczną. Z czasem jednak sztuczna inteligencja przejęła całkowitą kontrolę nad życiem uciekinierów, gdyż uznała, że Ziemia nie ma szans na odrodzenie się. Axiom to ciekawy projekt nieco przypominający XX-wieczne transoceaniczne statki pasażerskie w stylu Titanica. Jest sugestywnie przedstawiony w animacji Wall-E, do tego stopnia, że się w jakimś sensie rozumie niechęć ludzi do robienia czegokolwiek samodzielnie. Cena jednak za to lenistwo jest podobna do tej, którą zapłacili na Ziemi za jej zniszczenie.
Basilica, „Kroniki Riddicka”, 2004, reż. David Twohy
Statek ten z powodzeniem mógłby być zaprojektowany przez Zdzisława Beksińskiego. Jest to flagowy okręt imperium Necromongerów, agresywnej rasy, która wzięła sobie za punkt honoru brutalną ewangelizację całego wszechświata. Zwraca uwagę charakterystyczny, monumentalny styl konstrukcji. Przypomina gigantyczną katedrę, bo w istocie jest również ogromnym religijnym miastem, gdzie rezyduje sam wielki Lord Marshal. Trudno określić, jakim napędem dysponuje statek i jakim sposobem może przy takiej masie spełniać swoją funkcję, ale niewątpliwie zapada w pamięć, tyle że same Kroniki Riddicka nie odniosły zbytniego sukcesu jako produkcja z elementami science fiction.
Excalibur, „Krucjata”, 1999
Jeden z piękniejszych statków w kinie SF, a tak mało znany ze względu na spin-off Krucjata, który zupełnie nie trafił do widzów, a może po prostu nie dano mu szansy i w dłuższym okresie zdobyłby popularność. A tak po 13 odcinkach zniknął. Excalibur był okrętem gwiezdnym jedynym w swojej klasie, prototypowym, po zniszczeniu swojej bliźniaczki o wdzięcznej nazwie Victory. Był to okręt badawczy, o zdolnościach szybkiego przemieszczania się na wielkie odległości, a jednocześnie potężny niszczyciel wyposażony w pancerz, osłony i działa energetyczne. Podróżować nim można było godnie tylko na najważniejsze misje, w tym tę w poszukiwaniu lekarstwa na wirusa Drakhów.