ZAPOMNIANE filmy SCIENCE FICTION lat 70., które TRZEBA znać
Zardoz
Dacie wiarę, że w latach 70. światło dzienne ujrzał film SF, w którym po ekranie biega przebrany w czerwone gacie Sean Connery? Jakby tego było mało, wydarzenia w filmie wyglądają tak, jakby reżyser, John Boorman, spożył solidną dawkę LSD, nim stanął za kamerą. Jak inaczej interpretować wielką, przerażającą głowę, symbolizującą Boga, zawieszoną gdzieś w powietrzu, która przestrzega nas, że pistolet jest dobry, ale penis już nie? Trzeba przyznać, że w tej wizji chęć przywrócenia świata po katastrofie ma charakter wybitnie seksualny. Zardoz to bowiem zmysłowa i intelektualna rozpusta. To film, który jest tak szalony, tak idiotyczny momentami, tak oniryczny, że aż fascynujący. Trudno nie uznać go za dzieło na swój sposób kultowe, osobliwe, jedyne w swoim rodzaju. W ramach filmowej ciekawostki – warto, a nawet trzeba się z nim zapoznać, choć ogląda się momentami ciężko.
Diabelskie nasienie
Film z 1977 roku swego czasu określiłem mianem Dziecka Rosemary gatunku SF, z tego względu, że przy użyciu technologicznych rozwiązań ponownie sprowadza na świat demona. Fabuła opowiada o naukowcu, który jest w posiadaniu superkomputera. Maszyna wkrótce zyskuje samoświadomość i wdraża przerażający plan, mający na celu… zapłodnienie kobiety. W kulminacyjnym momencie filmu piękna Julie Christe wpada w zastawione przez komputer sidła. I choć nie ma on humanoidalnej postaci, to okazuje się zabójczo skutecznym, seksualnym oprawcą. Diabelskie nasienie może wygląda momentami niedorzecznie i pokracznie, ale w swej istocie przekazuje bardzo ciekawe spostrzeżenie. Jeśli Sztuczna Inteligencja jest już faktem, to należy się zastanowić, czy na naszych oczach nie tworzy się właśnie nowy gatunek, który prędzej czy później będzie chciał się reprodukować.
Projekt Forbina
Superkomputer po raz drugi. Najwyraźniej wpływ Odysei kosmicznej na kino lat SF lat 70. był ogromny, stąd kolejna niepokojąca wizja, uwzględniająca chęć przejęcia kontroli przez SI nad człowiekiem. Komputery wówczas jeszcze raczkowały, ale najwyraźniej już wtedy pojawiła się dogodna przestrzeń do siania niepokoju. Projekt Forbina uzupełnia lęk przed wojną, który od zakończenia II wojny światowej był w społeczeństwie dość silny – vide zimnowojenne napięcia. Fabuła filmu opowiada o doskonałym komputerze, szczytowym osiągnięciu nauki, mającym kontrolować system rakiet. Człowiek od momentu stworzenia Kolosa, bo tak nazywa się komputer, ma już spać spokojnie, ponieważ powierza swoje bezpieczeństwo tworowi, który nie popełnia błędów. Jak się jednak okazuje, błędem było w ogóle stworzenie tej maszyny, ponieważ po skomplikowanych obliczeniach dochodzi ona do wniosku, że ludzkość nie zasługuje na istnienie. Akcja Projektu Forbina rozgrywa się na ograniczonej przestrzeni, można powiedzieć, że niewiele się tu dzieje, choć napięcia w filmie nie brakuje.
Ciemna gwiazda
Film Johna Carpentera z 1974 roku, nakręcony jeszcze przed największymi sukcesami reżysera, należy do kategorii filmów tak niedorzecznych, że aż skrycie genialnych. Podszyta dużą dawką humoru historia astronautów, którzy podróżują po kosmosie, niszcząc poszczególne planety, tylko z pozoru jest filmem banalnym. Tak naprawdę ta B-klasowa, niskobudżetowa to film, który miał wysłać krytyczny komentarz odnośnie do działań wojennych w Wietnamie, ukazując bezsens ekspansywnych zapędów człowieka. Na statku kosmicznym pojawia się w dodatku kosmita utrudniający pracę załodze. Z racji ograniczonego budżetu na projekt potwora musiała wystarczyć odpowiednio przerobiona plażowa piłka (sic!). Efekt jest tak zaskakujący, jak infantylny i autentycznie śmieszny. Lata później odpowiedzialny za scenariusz Dan O’Bannon wykorzystał zaprezentowane w Ciemnej gwieździe pomysły w innym filmie. Nie mylicie się – tak powstał Obcy – ósmy pasażer Nostromo.
Tajemnica Andromedy
Za podstawę do scenariusza wykorzystano książkę Michaela Crichtona pt. Andromeda znaczy śmierć, przez co czasami tytuł filmu z 1971 roku występuje właśnie w takiej formie. Film można traktować jako stylistyczną odpowiedź na tradycję zapoczątkowaną przez Odyseję kosmiczną. Mamy tu bowiem do czynienia z realizacją założeń twardej fantastyki. Tajemnica Andromedy we wszystkim, co pokazuje i o czym opowiada, stara się być zatem maksymalnie wiarygodna. To nie jest zatem typowy film SF, którego motywem przewodnim jest zetknięcie ludzkości z obcą formą życia. Nie ma tu zielonych ludków. Jest za to obcy wirus, który może zdziesiątkować ludzkość, jeśli naukowcy nie poświęcą mu należytej uwagi. W trakcie seansu napięcie rośnie, choć akcja odbywa się głównie w zamkniętej przestrzeni. To z pewnością jeden z najlepszych filmów SF tamtych lat, zwłaszcza za sprawą solidnej realizacji. Rzadko jednak widać go w zestawieniu z popularniejszymi tytułami.