ZAPOMNIANE filmy SCIENCE FICTION lat 70., które TRZEBA znać
Mieliście już okazję zapoznać się z zapomnianymi filmami science fiction lat 90. i 80. Nie pozostaje nam nic innego jak przenieść się do lat 70. Był to wspaniały okres dla filmowej fantastyki naukowej. Twórcy coraz odważniej poczęli nawiązywać do gatunkowej tradycji, oryginalnie ją przetwarzając. To wówczas powstały filmy SF, które na stałe zmieniły gatunek, takie jak: Mad Max, Solaris, Bliskie spotkania trzeciego stopnia, Mechaniczna pomarańcza czy w końcu Obcy – ósmy pasażer Nostromo. To zestawienie składa się z tytułów z lat 70., które są co prawda o wiele mniej znane, ale każdy fan SF powinien zobaczyć je przynajmniej raz.
Kwintet
Jeżeli lubicie filmowe zaskoczenia, ten film jest idealny dla was. Po pierwsze dlatego, że został nakręcony przez reżysera, który w żaden sposób do gatunku SF nie pasuje. Kwintetto film Roberta Altmana, znanego głównie (choć nie tylko) z kameralnych dramatów obyczajowych. Drugie zaskoczenie wiąże się z gwiazdą tego widowiska. W filmie wystąpił bowiem Paul Newman, któremu także ścieżki kariery nie układały się po linii fantastyki naukowej (czego nie można powiedzieć o takim na przykład Charltonie Hestonie). Trzecie zaskoczenie wiąże się już z samym meritum, produktem, jaki otrzymujemy w wyniku połączenia tych dwóch osobowości na jednym ekranie. Bo choć plakat i tematyka sugerują Mad Maxa w krajobrazie zimowym, to jednak mamy tu do czynienia z wyjątkowo oryginalnym filmem postapokaliptycznym, kładącym nacisk bardziej na atmosferę niż samą treść. To nie zasady tytułowej gry, powołanej w zniszczonym, otulonym śniegiem świecie, są tu najważniejsze. Istotne jest samo granie i towarzyszące temu, podtrzymujące na życiu emocje. Niekiedy wieje nudą, ale warto Kwintetowi poświęcić czas, choćby w ramach ciekawostki.
THX-1138
Wielu fanów fantastyki po prostu przeskroluje ten fragment, uznając go za wyjątkowo oczywisty. Ja jednak wciąż mam wrażenie, że nie każdy wie, w jaki sposób rozpoczynała się kariera w kinie słynnego już George’a Lucasa. Nim twórca ten zaprojektował cały świat Gwiezdnych wojen, dał światu taki oto, bardzo ciekawy, oryginalny antyutopijny utwór, który lata później posłużył jako wzór dla Wyspy Michaela Baya. Słychać tu głosy literackich wzorów, takich jak Nowy wspaniały świat, Rok 1984 czy Powrót z gwiazd Stanisława Lema. Na pierwszym planie mamy z kolei zapomnianą rolę Roberta Duvalla, grającego jednostkę pragnącą wyzwolenia z opresyjnego systemu. Warto wrócić do tego filmu, by raz jeszcze przyjrzeć się jego ciekawej, skąpanej w czerni i bieli aranżacji oraz uzyskanemu dzięki temu, niepokojącemu klimatowi. Kto zna ten film, pewnie się zgodzi z tym, że to jeden z ważniejszych filmów SF tamtych lat, choćby z tego względu, jak sprawnie zamienia w obraz to, co wcześniej wyobrażaliśmy sobie, czytając klasyki gatunku.
Aleja potępionych
Uwaga, przygotujcie się na solidną ilość kiczu. To jeden z tych filmów, który wygląda jak rasowe kino klasy B. Przydałby się tu lifting, film z 1977 roku stanowi więc gotowy materiał pod remake. Bo pomysł wyjściowy jest tu cholernie intrygujący i bardzo plastyczny. Po zniszczonym świecie jeździ sobie opancerzony samochód z grupą śmiałków. Zależy im na odnalezieniu śladów cywilizacji. Jak łatwo się domyślić, natrafiają na wiele przeszkód. Lubię ten film za energię, prostotę i za postapokaliptyczny klimat. Warto dodać, że scenariusz powstał na podstawie powieści o tym samym tytule autorstwa Rogera Zelazny’ego – jednego z guru SF. Ciekawostka obsadowa – gdybyście nie poznali, w postać Billy’ego wcielił się młody Jack Earle Haley, niezapomniany Rorschach z Watchmen.
Człowiek, który spadł na ziemię
Czy wiecie, że jest taki film science fiction, w którym zagrał sam David Bowie? I to film, dodajmy, nie byle jaki! Nakręcony w 1976 roku, opowiada o kosmicie, który przybywa na Ziemię w celu skorzystania z jej dobrodziejstw natury. Jako że pochodzi z planety, na której brakuje wody, szybko orientuje się, że „błękitna planeta” będzie najlepszym miejscem do uzupełnienia zasobów. Przybiera postać człowieka, z czasem zamieniając się w niego dosłownie, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Człowiek, który spadł na ziemię działa niczym przypowieść, ponieważ celem tej historii jest obnażenie wszelkich ludzkich przywar, z chciwością i egoizmem na czele. Jest to kino wymagające, często posługujące się symbolem i stawiające na niedopowiedzenia. Dużo w tym dusznym klimacie filozofowania o kondycji człowieka, dużo ukrytych w gestach i mimice niuansów aktorskich, podkręcających wrażenie wyjątkowości filmu.
Niemy wyścig
Kino SF lat 70. zaczęło dochodzić do proekologicznych wniosków. Niemy wyścig jest tego przykładem. Główny bohater, botanik na stacji badawczej, buntuje się bowiem przeciw nakazowi, jakoby miały zostać zniszczone ostatnie okazy ziemskiej roślinności. Według niego zadałoby to kłam całej misji, mającej na celu przywrócenie życia na zniszczonej po wojnie nuklearnej Ziemi. Robi więc co może, by zniweczyć te plany, a wspierają go przy tym sympatyczne roboty. Warto zresztą zaznaczyć, że Niemy wyścig nie tylko wyróżnia się ciekawymi efektami specjalnymi, ale także został wyreżyserowany przez kogoś, kto efektom specjalnym poświęcił całe życie. Douglas Trumbull to bowiem facet, który odpowiada za wszystkie wizualne bajery w takich filmach jak Odyseja kosmiczna czy Łowca androidów. Bez niego klasyki SF nie byłyby takie same.