Współczesne filmy poruszające temat TOKSYCZNEJ MĘSKOŚCI
Toksyczna męskość to pojęcie, które cały czas ewoluuje, zaś w ostatnich latach w publicznym i naukowym dyskursie pada coraz częściej. Choć początki jego użycia sięgają lat 80., dopiero współcześnie nadaje mu się szerszy kontekst i zaczyna dostrzegać szkodliwość tego zjawiska. Ogólnie rzecz biorąc, toksyczna męskość to ogół postaw i norm społecznych, które zostały powszechnie przyjęte za konieczne do spełnienia, aby dana jednostka „mogła” nazywać się mężczyzną. Zaliczyć do nich można m.in.: ubieranie się w określony sposób, bycie „twardym”, tłumienie emocji takich jak smutek czy strach z jednoczesnym przyzwoleniem na bardziej agresywne zachowania, a nawet sposób wyrażania się (mężczyznom „bardziej pasują” przekleństwa).
Na tym jednak pozwolę sobie skończyć wnikanie w definicję zjawiska i po więcej informacji odsyłam do bardziej kompetentnych pod tym względem źródeł naukowych. Tutaj zaś skupię się na filmach adresujących wspomniany problem, choć zaznaczę od razu, że przywołam głównie pozycje z ostatnich lat. Przede wszystkim ze względu na fakt większej świadomości społecznej, o której wspominałem na początku. Pomimo tego, że wcześniej także znalazłoby się doskonałe przykłady (tak na szybko: Fight Club, Wściekły byk, Mulan), to współczesne ujęcie tematu jest zdecydowanie bardziej aktualne.
Klient (2016)
Asghar Farhadi chyba w każdym swoim filmie odziera mężczyzn z dumy, jednak nie bez powodu w tym zestawieniu sięgnąłem właśnie po Klienta. W tej produkcji kwestię urażonej męskości reżyser stawia na pierwszym planie i podporządkowuje jej siatkę następujących w toku fabuły wydarzeń. Choć Emad (Shahab Hosseini) ma wszelkie powody, by być zdenerwowanym i początkowo łatwo usprawiedliwiać prowadzone przez niego śledztwo, to szybko okazuje się, że bardziej niż na dobrym samopoczuciu żony zależy mu na własnym ego. Mąż z minuty na minutę coraz bardziej zatraca się w poszukiwaniu winnego napaści na nią i prawdopodobnego gwałtu, a zamiast okazać jej wsparcie, pielęgnuje swoją krzywdę, w konsekwencji doprowadzając do stopniowego rozpadu związku.
Sztuka samoobrony (2019)
Mimo że całość filmu utrzymana jest w komediowym tonie, to zaskoczyć się można tym, jak bardzo mroczny okazuje się świat przedstawiony nawet pomimo prześmiewczej konwencji. Zwłaszcza pod względem brutalności, od której fabuła zdecydowanie nie stroni. Księgowy Casey (Jesse Eisenberg) nie potrafi się bić. Niestety w pewnym momencie przychodzi mu to odczuć na własnej skórze, gdy zostaje brutalnie pobity przez zamaskowanych członków gangu motocyklowego. Zdarzenie to zmusza go do zapisania się na lekcje karate, na których poznaje prawdziwego twardziela i samca alfa – Senseia (Alessandro Nivola). Ich znajomość pozwoli mu odkryć w sobie pokłady maczyzmu i wyzwolić się z okowów zniewieściałości. W końcu nie od dziś wiadomo, że prawdziwi mężczyźni słuchają metalu i stronią od cukru.
Lighthouse (2019)
Zdaję sobie sprawę z tego, na jak wiele sposobów można interpretować ostatni (póki co) film Roberta Eggersa, jednak w moim pojmowaniu opowiada on przede wszystkim o męskiej rywalizacji. Starciu dwóch mocnych osobowości, które staje się tym intensywniejsze, im więcej Tom (Willem Dafoe) i Ephraim (Robert Pattinson) czasu spędzają na opuszczonej wyspie, im więcej wlewają w siebie alkoholu oraz im dłużej ten drugi nie jest wpuszczany na szczyt latarni morskiej. Ta ostatnia urasta w opowieści do miana kobiety, o której względy muszą walczyć – wszak nie bez powodu wypowiadają się o niej per „Ona”. Mamy tu do czynienia także z wątkami homoerotycznymi oraz symbolami fallicznymi, a całość może stać się pretekstem do wywodu na temat perspektywy Carla Junga; to wszystko zaś w ramach, wydawałoby się, prostej historii o dwóch latarnikach pozostawionych samym sobie.
Wróg (2013)
To kolejny film, który podlega wielu interpretacjom, ale tak jak w ostatnim przypadku trudno mi nie dostrzec oparów toksycznej męskości, jakie unoszą się nad postacią Adama/Anthony’ego (Jake Gyllenhaal). Wróg opowiada bowiem o niecodziennym spotkaniu dwóch prowadzących zupełnie inne życie panów, wyglądających jednak identycznie. Oczywiście pod względem charakterów różnice są ewidentne (jeden jest bardziej wycofany, wrażliwy, drugi zaś – dominujący i skłonny do agresji), dlatego właśnie odczytuję dzieło Villeneuve’a jako nieustanny konflikt pomiędzy „męskością” a jej zatraceniem. Konwencja dusznego thrillera służy tu zaś opowiadanej historii, pozwalając odczuć na własnej skórze wrażenie bycia zamkniętym w pułapce (sieci?) i nadciągającą wielkimi krokami eksplozję uczuć.