search
REKLAMA
Zestawienie

Wolicie BRUTALNE czy NIEWINNE? Najlepsze KOBIECE DUETY filmowe

Odys Korczyński

7 września 2019

REKLAMA

Marilyn Monroe, Jane Russell, Mężczyźni wolą blondynki (1953), reż. Howard Hawks

Jedyny chyba w tym zestawieniu przykład duetu czysto rozrywkowego, stworzonego po to, by cieszyć męskie oczy. Takie to były czasy. Amerykanie musieli regularnie dawać widzom coś, co pozwoli zapomnieć o czającej się za oceanem czerwonej hordzie komunistów. Ostrzegam jednak przed pochopnym ocenianiem blondynek jako tych głupszych, zwłaszcza w tym filmie. Już nawet pobieżne spojrzenie na mężczyzn uwielbiających główny duet Monroe/Russell nie pozostawia wątpliwości, kto jest bardziej naiwny. I tak w czysto rozrywkowym kinie znaleźliśmy element seksistowski w kierunku facetów. Kobiety, wyrachowane bestie, wodzą tych biednych palantowatych mężczyzn za nosy, w sumie nie dając im nic poza wyglądem, tanią, zewnętrzną osnową. I to wszystko w filmie z lat 50. Szczerze wątpię, czy jakaś feministka w tamtych czasach miała coś przeciwko głównym bohaterkom. Zostały skrojone naprawdę idealnie, na kobiety pasujące do amerykańskiego stylu życia tuż po wojnie, kiedy ludzie chcieli się tylko cieszyć, wciąż byli na dorobku, a na dodatek potrzebowali w tej kapitalistycznej pogoni za rzeczami nieco ciepła i miłości. Zresztą w treści filmu często poruszany jest wątek posiadania i bogactwa. Nasz aktorski duet tylko pozornie udaje puste idiotki. Ta nad wyraz głęboka refleksja, cóż by znaczyły one, kobiety, w świecie bez dyszących im nad uszami facetów, nie jest im obca. Dręczy ich, bo tak naprawdę nie czują się bezpiecznie. W świecie, który patrzy niemal wyłącznie na to, co widoczne, a najlepiej pełne blichtru, żyje się szczęśliwie, dopóki ktoś wpada w zachwyt od patrzenia. Odwrócenie oczu oznacza pełną zmarszczek samotność.

Winona Ryder, Angelina Jolie, Przerwana lekcja muzyki (1999), reż. James Mangold

Rzeczywistość szpitala psychiatrycznego rządzi się swoimi osobliwymi prawami. Niekiedy wchodząc w nie, człowiek zatrzaskuje się za szczelnymi murami oddziału i mimo że jego wolność jest ograniczona, woli tkwić w tym quasi-więzieniu niż wyjść na zewnątrz i samemu zdecydować. Taka jest Susanna Kaysen (Winona Ryder). Zgubiła się gdzieś między udręczaniem samej siebie i sprawianiem bólu swojemu ciału, by nie czuć tego wewnętrznego bólu. Można śnić o śmierci, ile się chce, ale gdy się ją zobaczy na własne oczy, każdy z tych snów okazuje się mrzonką – tak uważa Susanna. Przynajmniej na pewnym etapie. Spotyka jednak Lisę Rowe (Angelina Jolie), która już dawno zarzuciła kotwicę w szpitalu i tylko udaje, że chce czegoś innego. Robi wszystko, by nie funkcjonować. Robi wszystko, by każdy wokół nie funkcjonował, bo inaczej zostanie sama w świecie, w którym utknęła. Nikt nie chce dosłownie wyszarpnąć z Lisy prawdy o niej, a ona uważa, że pokazuje ją w sposób najbardziej oczywisty, jak tylko potrafi. Duet Ryder/Jolie jest pod wieloma względami osobliwy, chociaż wart zapamiętania. Winona jest aktorsko nieco wycofana, co wychodzi jej tylko na dobre. Natomiast Angelina trochę za bardzo dramatyzuje, przez co przerysowuje swoją postać. Nie w jakiś trudny do zniesienia sposób. Może to przeszkadzać, zwłaszcza na tle nieco słabiej reagującej na bodźce Winony Ryder. Obydwie są jak dwie strony medalu, czarna, wyżłobiona przez niszczący czas, wręcz nim przeżarta, i ta biała, jeszcze zupełnie nieskażona, chociaż z widocznymi rysami. Która ma szansę na przetrwanie, to chyba oczywiste, zważywszy że to film zza oceanu.

Claudia Cardinale, Brigitte Bardot, Królowe Dzikiego Zachodu (1971), reż. Christian-Jaque

Jak widać, Europa może doskonale imitować Dziki Zachód, a Francuz potrafi nakręcić świetną westernową komedię i to z kobietami w rolach głównych. Pewnie całkiem sporej, zwłaszcza męskiej, grupie widzów nie daje spokoju pewna dwuznaczność zawarta w filmie – co tak naprawdę łączyło Marie Sarrazin (Claudia Cardinale) i Louise (Brigitte Bardot)? Czy była to wyłącznie przyjaźń? Czy może namiętny związek erotyczny? Spoglądając na ten wystrzałowy duet z perspektywy konwencji całego filmu, można przypuszczać, że były one dla siebie jedynymi odpowiednimi partnerkami, bo kogóż mogłyby wybrać w tym świecie męskich niedorajdów z koltami przy bokach? Królowe Dzikiego Zachodu to komedia z bardzo feministycznym zacięciem. Różnica charakterologiczna między bohaterami męskimi i żeńskimi jest kolosalna, a dzieje się to w świecie, gdzie kobieta zwykła być sprowadzana albo do prostytutki z saloonu, albo słabej istotki, o którą biło się pół zawszonego miasta, albo wreszcie taniej ozdoby jakiegoś bogatego czarnego charakteru z wielką hacjendą i setkami krów na wypasie. Bohaterki są skrojone niemal jak najtwardsi kowboje, a przy tym cechuje ich klasa wymuskanych rewolwerowców w stylu Julesa Gasparda d’Estainga (Yul Brynner, Zaproszenie dla rewolwerowca, 1964). Jeśli więc widzom nie będzie przeszkadzać wyzwolona, lewacka wizja Dzikiego Zachodu, odnajdą w duecie Cardinale/Bardot dosłownie wszystko to, co w klasycznych westernowych wizjach, za to z przymrużeniem oka godnym europejskiej kinematografii, czyli bez znaczeniowej łopatologii. Bo przecież gra z widzem musi trwać aż do ostatniego klapsa.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA