WIĘC CHODŹ, POMALUJ MÓJ ŚWIAT… O whitewashingu i podwójnych standardach
Walka o poprawność rasową nabiera takiego rozmachu, że z wypiekami na twarzy i popcornem w ręku wyczekiwałem internetowej wojny po ogłoszeniu, że nowym Aquamanem zostanie Jason Momoa. W końcu jakim prawem biali uzurpują sobie prawa do reprezentowania Atlantydy?! Jakiejś wielkiej burzy nie było, ale na pocieszenie pozostają protesty feministek, których zdaniem Wonder Woman nie powinna golić pach. Kończąc jednak śmieszkowanie, przejdę do meritum.
Mimo prześmiewczej formy tego tekstu, doskonale rozumiem problemy, jakie rodzi racebending. Trudno jednak walczyć z tym zjawiskiem, gdy osoby uzurpujące sobie do tego prawo same przybierają postawę skrajnie rasistowską. To co najmniej niepoważne podejście! Hollywood ma wiele na sumieniu, a sam whitewashing nie wziął się z rękawa. Wiele produkcji, także tych kultowych, zastępowało białymi aktorami przedstawicieli innych ras. Nie zamierzam udowadniać, że miało to sens – bo w większości przypadków nie miało. Nie wydaje mi się jednak, by odwracanie sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni i dobieranie obsady wedle odgórnie ustalonych parytetów było słusznym rozwiązaniem. Tak niestety się dzieje, a to dopiero początek. Niebawem przyjdzie nam się zmierzyć nie tylko z podziałami rasowymi, ale i nadawaniem tożsamości rasowej… cyborgom (tekstu o Ghost in the Shell spodziewajcie się pod koniec marca).
Podobne wpisy
I pomyśleć, że cały ten tekst zainspirowała jedna osoba: Tessa Thompson (Creed: Narodziny legendy, Westworld), od kilku dni stanowiąca dla mnie uosobienie podwójnych standardów. A wszystko za sprawą jednego z wywiadów, jaki aktorka udzieliła niedawno. Rzecz dotyczyła filmu Thor: Ragnarok, do obsady którego Thompson dołączyła.
Szczerze mówiąc, historia marvelowskiego Thora mało mnie obchodzi. Ze wszystkich superbohaterów ten akurat robi na mnie najmniejsze wrażenie. A jako osoba, która chce po prostu oglądać dobre filmy z dobrymi aktorami, zupełnie nie zwracałem uwagi na obsadowe niuanse, ale…
Jak wiadomo, większość kompanów Thora ma swoje korzenie w mitologii nordyckiej, która siłą rzeczy jest przepełniona postaciami białymi. Te jednak się nie sprzedadzą, jeśli wytwórnia nie zadba o reprezentację mniejszości etnicznych. Tak więc jakże nordycki Idris Elba odgrywał w Marvel Cinematic Universe rolę Heimdalla – i zupełnie mi to nie przeszkadzało, podobnie jak dorzucenia do ekipy kolejnej ciemnoskórej postaci – typowo nordyckiej Tessy Thomson, która wcieli się w Valkirię. I pewnie nadal nie robiłoby mi to żadnej różnicy, gdyby nie wspomniany wywiad. Aktorka jawi się tam jako przedstawicielka osób walczących o “równość”:
Dużo rozmawialiśmy na temat reprezentacji mniejszości w tym filmie. Niefortunnie się złożyło, że większość produkcji fantasy opiera się na materiałach źródłowych, stworzony w czasach, gdy nikt nie myślał o tym problemie.
Thompson zdaje się nie zwracać uwagi na mitologiczne korzenie postaci, zamiast tego skupiając się na (oczywiście białych) ludziach, którzy – w jej zdaniem niewłaściwy sposób – wykreowali bohaterów komiksów. I te słowa chyba najdobitniej obnażają smutną prawdę o stanie amerykańskiego rynku filmowego. Dokąd to wszystko zmierza?
korekta: Kornelia Farynowska