WESTWORLD. Science fiction od HBO powróciło – recenzja pierwszego odcinka trzeciego sezonu
Po raz kolejny przyszło mi recenzować pierwszy odcinek nowego sezonu Westworld i po raz kolejny dominuje we mnie jedna konkluzja. Do tego świata warto wejść chociażby po to, by sobie na niego popatrzeć. Twór Jonathana Nolana i Lisy Joy to bowiem nadal jedyne w swoim rodzaju widowisko telewizyjne – przepięknie zaprojektowane, momentami wręcz majestatyczne, i jednocześnie bardzo głębokie w treści. Choć z tym ostatnim, paradoksalnie, już od pierwszego sezonu głośny serial HBO miał największy problem.
Przyznam szczerze, że nadal odnajduję się w tej fabule po łebkach. Najzwyczajniej gdzieś po drodze zgubiłem się w tym labiryncie znaczeń, wątków i morałów. W momencie, gdy ze sceny zszedł na dobre Anthony Hopkins, bardzo łatwo można było stracić rozeznanie, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Mam też wrażenie, że poniekąd pogubili się w tym sami twórcy, którzy w drugim sezonie nie bardzo wiedzieli, w jakim kierunku poprowadzić dalej historię. I miast ją uprościć, na każdym kroku ją gmatwali. Bronili się, jak tylko mogli, radykalnie komplikując losy bohaterów, starając się przez to odwrócić uwagę od faktu, że w Westworld powoli zaczyna brakować podstaw do wiarygodnej kontynuacji.
Podobne wpisy
Czy trzeci sezon ma szansę zażegnać ten problem? O dziwo, wiele wskazuje, że tak. Nie chcę pochopnie wyciągać wniosków z tego, co zobaczyłem w odcinku pilotażowym, ale pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to transparentność fabuły. Bardzo dobrze się stało, że pewne wątki zostały zakończone, ucięte, dzięki czemu da się odczuć, iż teraz główną kartą w tej opowieści będzie postać Dolores (Evan Rachel Wood), jej dążenie do zemsty na człowieku i przejęcia nad nim kontroli. Jak sugeruje scena po napisach, z serialem nie pożegnała się Maeve Millay (Thandie Newton), choć mam wrażenie, że zarówno jej wątek, jak i wątek Bernarda (Jeffrey Wright) są już powoli prowadzone na siłę. Liczę jednak, że te trzy główne ścieżki zdołają się jeszcze w tym sezonie ciekawie przeciąć.
Dużo świeżości da się wyczuć w tym nowym otwarciu. Niby Westworld przyzwyczaił nas już do tego, że wygląda po prostu obłędnie, ale pilot ponownie udowadnia, że scenografowie i spece od efektów specjalnych nie dostali się do produkcji z łapanki. Najwyraźniej duża część akcji będzie rozgrywać się w realnym świecie i śledzić krucjatę Dolores przeciwko ludzkości. Widać, że twórcy zdołali pozyskać na realizację serialu ogromny budżet, gdyż produkcja HBO po raz kolejny powala szczegółami wizualnymi – w tym wypadku architekturą futurystycznego miasta oraz, co ciekawe, projektami pojazdów. Skora mowa o estetyce, nie wypada nie wspomnieć o tym, jak zjawiskowa Evan Rachel Wood komponuje się swą urodą i wdziękiem z całym tym krajobrazem, dodając całości prawdziwej klasy.
Świeże w Westworld jest także to, że od teraz głównej (anty)bohaterce partnerować będzie nieświadomy jej drugiego oblicza Aaron Paul. Aktor znany z Breaking Bad otrzymał tu do odegrania bardzo ciekawą partię – wciela się w faceta po przejściach, który z trudem łączy koniec z końcem, chcąc opłacić leczenie chorej matki. Cały konflikt związany z tą postacią, czysto ludzką dodajmy, może stanowić bardzo ciekawy kontrapunkt dla zimnej w swej kalkulacji i bezwzględnej w działaniach Dolores.
Ogólne wrażenie, jakie towarzyszy mi po seansie pilotażowego odcinka trzeciego sezonu Westworld, pozwala stwierdzić, iż twórcy odrobili lekcję i nadal chcą dostarczyć swym fanom coś nietuzinkowego, choć opartego już na prostszym do objęcia rozumem konflikcie. Pomóc mają w tym sprawdzone motywy science fiction, na czele z buntem maszyn przeciwko stwórcom oraz hipotezą symulacji. Niby tematy przewałkowano już wzdłuż i wszerz, ale muszę przyznać, że po raz pierwszy od bardzo dawna doszedłem do wniosku, że ktoś faktycznie rozumie ryzyko powołania na świat SI, wysłuchał głosu filozofów wieszczących rychły upadek gatunku ludzkiego i chce się do tego mądrze odnieść. Bez śmieszkowania, bez wiader kiczu i bez nieustannego przymrużania oka.
Twórcy zatem po raz kolejny mierzą wysoko, po raz kolejny są ambitni, dając widzom serial z wysokiej półki. Pieniądz i idącą za nim jakość widać w każdym kadrze. Mam tylko nadzieję, że presja ich nie przygniecie. Jeśli tylko to, co zostało zasugerowane, okaże się być opowieścią prowadzącą widzów do trudnej do podważenia konkluzji, jeśli maniera bezwiednego przedłużania wątków zostanie porzucona na rzecz obrania jednoznacznego stanowiska, może z tego wyjść coś – nie boję się tego powiedzieć – przełomowego tak dla seriali SF, jak i dla całego gatunku. Ponownie trzymam kciuki.