WEHIKUŁ CZASU (1960). Podróż przez czwarty wymiar
Spośród wielu motywów fantastyki naukowej opowieści o podróżach w czasie wydają się być tymi dla gatunku najbardziej esencjonalnymi. Za sprawą jednego z dwóch kierunków drogi, jaką przebywa bohater, historie te w sposób dosłowny potrafią realizować jedno z podstawowych (choć nie niezbędnych) założeń science fiction – potrzeby ukazania przyszłości.
Czy znajomość jutra uchroni nas przed konsekwencjami błędów, na których popełnienie jesteśmy wręcz skazani? To frapujące pytanie legło u podstaw wielu fabuł, także tych filmowych.
W przeszłość przenoszą nas wspomnienia, w przyszłość – marzenia.
Jak każda odmiana gatunkowa, podróże w czasie również miały utwór pionierski, który przetarł szlaki późniejszym dziełom, opartym na tym motywie. W tym wypadku mowa o Wehikule czasu, czyli powieści z końca XIX wieku, autorstwa Herberta George’a Wellsa, jednego z gigantów SF. Ten sam twórca dał nam także Wojnę światów – inny pionierski twór, po raz pierwszy zakorzeniający strach przed konsekwencją spotkania z obcą cywilizacją z kosmosu. Można powiedzieć, że Wells udoskonalił w Wehikule czasu to, co już wcześniej zaprezentował w opowiadaniu The Chronic Argonauts, gdzie pojawia się motyw podróży przez czas przy udziale specyficznej maszynerii. Co ciekawe, to nie Wells po raz pierwszy wyruszył w wyprawę do przyszłości. Już w XVIII wieku pojawiły się pierwsze utwory (jak chociażby Anno 7603 Johana Hermana Wessela), w których bohaterowie udawali się do świata jutra. Nie da się jednak ukryć, że to właśnie Wehikuł czasu z 1895 roku motyw ten spopularyzował.
Gdy za sprawą rozwoju kina wizja Wellsa stała się możliwa do przeniesienia na wielki ekran, studio MGM zleciło realizację adaptacji. Film wszedł na ekrany kin w 1960 roku. Za kamerą stanął George Pal, jeden z pierwszych powojennych wizjonerów, wielokrotnie nominowany do Oscara za krótkometrażowe animacje. Scenariusz wyszedł spod ręki Davida Duncana (autora, który wcześniej miał okazję zaczerpnąć ducha fantastycznych treści, tworząc tekst do Rodana – ptaka śmierci) i od samego początku był bardzo luźno powiązany z powieścią Wellsa. Jednakże dwie kluczowe kwestie udało się oddać w filmowej wersji Wehikułu czasu. Po pierwsze, jest to przykład obrazu, który stanowi pomost między tym, co nazywało się fantastyką spekulatywną, a tym, co rozumiemy pod pojęciem fantastyki budowanej w oparciu o dorobek naukowy i technologiczny – czyli science fiction. Po drugie, Wehikuł czasu co do zasady zgadza się z tym, co miał do przekazania Wells – ukazując przyszłość, zwracał jednocześnie uwagę na teraźniejsze problemy ludzkości, ślepo dążącej do samounicestwienia.
Co zaskakujące, H.G. Wells sam bierze czynny udział w nadawaniu filmowi odpowiedniej jakości, gdyż… to on jest głównym bohaterem filmu. Oczywiście nie dosłownie. Tablica na pulpicie maszynerii czasowej zdradza widzowi, że protagonista – wynalazca – otrzymał imię i nazwisko po autorze książki. To podkreśla estymę, jaką twórcy obdarzali prawowitego właściciela wizji, która zamieniona została w obraz. Ale przypomnijmy, jaka była kolejność wydarzeń. Akcja filmu odbywa się na przełomie wieków XIX i XX. Pewien naukowiec i wynalazca (pamiętna rola Roda Taylora) zaprasza swoich przyjaciół do domu, by zaprezentować im efekt swojej pracy, wygłaszając jednocześnie krótki wykład o specyfice czasu. Niestety, nikt nie wierzy w skuteczność nowego wynalazku, służącego według autora do podróży w czasie. Bohater postanawia zatem sam go wypróbować. Rozpoczyna się podróż przez czas, w finale której protagonista trafia do roku 802 701, czyli kilkaset tysięcy lat w przyszłość. To, co zastaje, jest dla niego wysoce szokujące: ludzkość pod wpływem ewolucji podzieliła się na dwie rasy. Elojowie, rasa słabsza, podporządkowana jest rasie silniejszej – Morlokom.
Wehikuł czasu reprezentuje fantastykę o zacięciu socjologicznym. Wbrew pozorom zatem nie o triumf technologii w tej historii chodzi. Nie bez powodu także bohater, mając możliwość podróży również w przeszłość, woli udać się do przyszłości. Dopiero w niej ma nadzieje oderwać się od powolnej dekadencji, zgubnego wyścigu zbrojeń obserwowanego w czasach jemu współczesnych. Dzięki temu podzielona na dwie rasy społeczność przyszłości, którą odkrywa podróżnik, może pełnić dla widza rolę przestrogi. Filigranowi Elojowie to bowiem potomkowie zepsutej arystokracji oraz wszelkich warstw rządzących. Krzepcy Morlokowie to z kolei dawna klasa robotnicza, przez wieki pozostająca w wyzysku. Darwinowska ewolucja poprzestawiała jednak szyki i odwróciła role w społeczeństwie zgodnie z zasadą „silniejszy bierze wszystko”.