W czym INIEMAMOCNI biją na głowę filmy Marvela i DC?
Wróćmy na chwilę myślami do roku 2004. W wielkiej historii kina odnotowano już co prawda takie kamienie milowe jak Superman Richarda Donnera czy Batman Tima Burtona, a nawet dwie pierwsze części serii o grupie X-Men lub Spider-Manie. A jednak była to epoka poprzedzająca czasy Kinowego Uniwersum Marvela czy nawet słynnej trylogii Christophera Nolana. To czasy, kiedy kino superbohaterskie kojarzone było raczej z Daredevilem z Benem Affleckiem. W tym okresie Brad Bird zaprezentował światu Iniemamocnych. Świetną animację, która bawiła się konwencją zamaskowanych bohaterów, stanowiła doskonałą i inteligentną rozrywkę i na długie lata na niemożliwy do przeskoczenia poziom podniosła poprzeczkę całemu superbohaterskiemu gatunkowi.
Jak film wypada po czternastu latach i w dobie złotej ery ekranizacji komiksów? Drodzy czytelnicy, uwierzcie, że są aspekty, w których Iniemamocni wciąż biją produkcje Marvela i DC na głowę.
Oryginalny pomysł
Iniemamocni w przeciwieństwie do filmów Marvela i DC jedynie nawiązują do komiksów superbohaterskich, stanowiąc produkt oryginalny i wymyślony na potrzeby animacji Pixara. Niesie to za sobą wiele plusów – możliwość zaskoczenia widza, swobodę w czerpaniu z całego dorobku gatunku, ale przede wszystkim brak oczekiwań fanów wobec postaci i poprowadzenia fabuł. Trudno też wyobrazić sobie film superbohaterski na podstawie komiksu, na którego kontynuację widzowie czekać byliby gotowi czternaście lat. Z kolei Iniemamocni 2 stanowić będą jedną z najgorętszych tegorocznych premier.
Lata sześćdziesiąte
Podobne wpisy
Nie wszyscy widzowie zwrócili pewnie na to uwagę, ale Iniemamocni (i zbliżający się wielkimi krokami sequel) wcale nie dzieją się współcześnie. Osadzeni są w lekko zmodyfikowanych obecnością superbohaterów latach sześćdziesiątych. Wpływa to nie tylko na architekturę, technologię czy motoryzację, ale też na klimat całości. Po pierwsze – nieprzypadkowo lata sześćdziesiąte to w komiksach tzw. srebrna era i narodziny takich postaci jak Spider-Man, Iron Man, Hulk. Po drugie – całość nawiązuje do klasycznych Bondów ze złowrogimi organizacjami, złymi bazami i odciętymi od świata wyspami. Twórcy X-Men: Pierwsza klasa wpadli na bliźniaczy pomysł… siedem lat później.
Konwencja
Iniemamocni w niezwykły sposób bawią się konwencją superbohaterską. W bezpardonowy sposób obnażają ograne motywy (wspaniała scena z opowieścią o monologu złoczyńcy), demitologizują postaci herosów (tutaj czerpiąc wyraźnie ze Strażników Alana Moore’a, długo przed ekranizacją autorstwa Zacka Snydera). W filmie dużo jest też polityki – dość wymienić motywy programu ochrony superbohaterów czy działaczy na rzecz ich praw. Z drugiej strony nie brakuje miejsca na rodzinne dramaty, jak i wartką akcję. Marvel znany jest z zabawy konwencjami, Pixar (dziś kuzyn Marvela) bawił się już nimi półtorej dekady temu.