„TRZY KOBIETY” ALTMANA. Wiwisekcja kobiecej psychiki
Kobieta nr 4– przebrana i zniewolona
Three women brzmi prawie jak free women – co można przetłumaczyć zarówno jako “wolne kobiety” jak i “uwolnić kobiety”. W kontekście arcydzieła Altmana raczej to drugie, bo tkana przez niego wizyjna historia opowiada przede wszystkim o zniewoleniu. O niemożności bycia sobą i decydowania o sobie. O niedocenianiu samego siebie i swoich bliskich, gonieniu za niemożliwym i nieosiągalnym. Tytuł Three women można rozumieć też jako prześmiewcze przekręcenie określenia free women. Three po dziecinnemu przedrzeźnia free, jak falująca woda w basenie wypacza rzeczywisty kształt fresków Willie.
Przez cały film przewija się motyw szycia, przebierania, wkładania kostiumu. Pinky ciągle nosi nie swoje ubrania albo kopiuje inne osoby. W swej rozpaczliwej potrzebie „przebrania” posuwa się do tego, że podkrada majtki swojej gospodyni. Millie w neurotyczny sposób dba o każdy szczegół swoich kiczowatych stylizacji, a grzywka jak od linijki oraz niemalże geometrycznie okrągłe loki upodabniają ją do plastikowej lalki. Nawet jej mieszkanie i jego wystrój przypominają domek dla lalek Barbie. W jednej ze scen Millie daje Pinky swój stary szlafrok, by ta go odnowiła i mogła nosić – stając się tym samym kimś na podobieństwo starszej przyjaciółki. Pierwszego dnia w ośrodku rehabilitacyjnym Pinky nie znajduje takiego służbowego kostiumu kąpielowego, który by na nią pasował – w końcu dopasowanie się do każdej życiowej roli wymaga czasu i wprawy, a ona jest tutaj nowa.
Jest takie dzieło polskiego artysty, Władysława Hasiora, zatytułowane Wyszywanie charakteru. Przedstawia dziecięcą laleczkę uwięzioną pod igłą maszyny do szycia, co symbolizuje opresyjność kształtowania naszej tożsamości przez zewnętrzne czynniki – szkołę, rodziców, społeczeństwo. Hasior nieprzypadkowo wykorzystał do stworzenia tego dzieła dziecięcą zabawkę, sygnalizując w ten sposób wyraźnie, że proces rugowania naszej indywidualności zaczyna się już we wczesnym dzieciństwie. Rzeźba-instalacja polskiego twórcy jest bardzo w duchu tego, co stara się powiedzieć nam Altman, każąc swoim bohaterkom co chwilę przebierać się i zmieniać wizerunek. Tak, jak u Gombrowicza, formy i maski, kostiumy i przebrania kobiet Altmana nie biorą się z powietrza, ale kształtują w interakcji z innymi ludźmi.
Również sama kobiecość to tak naprawdę nic innego, jak konstrukt społeczny, a zatem rola, sztafaż, maska, przebranie, jakie przywdziewamy, chcąc być postrzegane przez otoczenie jako kobiety. Nie istnieje uniwersalna definicja kobiecości, ponieważ w każdym kręgu kulturowym utożsamiane są z nią inne cechy, poza oczywiście tą najbardziej podstawową, czyli macierzyństwem. Jednym z takich społecznych konstruktów jest rola gospodyni, którą starają się narzucić Pinky jej rodzice, kiedy to odwiedzają w szpitalu swą pogrążoną w śpiączce córkę. W ciągu tych kilku scen staje się jasne, dlaczego Pinky uciekła od nich z rodzinnej wioski w Teksasie i dlaczego tak łatwo dała się zauroczyć Millie. „W tej radosnej i jasnej kuchni nigdy nie będę migać się od codziennych obowiązków, zatem pobłogosław tę kuchnię, Panie i błogosław mnie, kiedy pracuję.” – głosi napis na tabliczce, jaką matka wręcza jej z uwagą, że powinno się powiesić ją w kuchni i codziennie czytać.
Inną cechą społecznie utożsamianą z kobiecością jest uroda. Sztuczność odgórnie narzucanych kanonów kobiecego piękna demaskuje Altman z pomocą kuriozalnych stylizacji swoich bohaterek. Millie rozpaczliwie stara się wyglądać kobieco: zawsze ma pomalowane paznokcie, staranną fryzurę, przemyślany strój… do tego stopnia, że sprawia wrażenie przebranej za kobietę kukły, a nie prawdziwej kobiety. Wyczuwamy w tym fałsz – bo każda społeczna rola jest fałszywa i nieautentyczna. Prawda o Millie jest dużo bardziej niepokojąca.
Kobieta nr 5 – szalona mitomanka
Wielkie dłonie i stopy, wyłupiaste oczy, końska twarz, wystające, krzywe zęby, brak biustu i bioder, kościste nogi, słabe włosy… kierując się obowiązującymi w naszej kulturze kanonami piękna określilibyśmy taką kobietę jako nieatrakcyjną. Grająca Millie aktorka Shelley Duvall to nie Sissy Spacek, która mogła w Trzech kobietach brawurowo wcielić się zarówno w piegowatą brzydulę w starej sukience, o ruchach i zachowaniu nastoletniego chłopca, jak i w seksowną, czarującą męskie otoczenie lolitę o kocich oczach, od której nie można oderwać wzroku. Shelley Duvall nigdy nie mogłaby zagrać typowej piękności. Jej przeznaczeniem od zawsze były role charakterystyczne i niepokojące. Ta w Trzech kobietach obok szeregu innych przyniosła jej nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu w Cannes.
Podobne wpisy
Dla kina odkrył ją Robert Altman i to u niego grała najczęściej, ale większość widzów zna ją przede wszystkim jako irytującą żonę Jacka ze Lśnienia. Jej rola w tym horrorze wszech czasów do dzisiaj budzi skrajne emocje. Widzowie zazwyczaj odbierają jej Wendy jako męczącą i dziwaczną, nie zawsze zdając sobie sprawę z tego, że o taki właśnie efekt chodziło reżyserowi – co egzekwował kontrowersyjnymi środkami. To, co Stanley Kubrick zafundował jej na planie Lśnienia, najprościej byłoby określić jako pospolity, podły mobbing. Duvall niemal całkowicie wyłysiała ze stresu podczas kręcenia tej produkcji. Reżyser poniżał ją, wyzywał, izolował od otoczenia, kwestionował jej poczucie rzeczywistości, by celowo wprowadzić w psychozę. Sam Jack Nicholson przyznał, że Kubrick zachowywał się względem partnerki z planu jak cham i tyran. Współpraca z reżyserem Trzech kobiet, a prywatnie serdecznym przyjacielem, układała się o niebo lepiej. Jednak specyficzna fizjonomia Duvall także w tym filmie hipnotyzuje niepowtarzalnym mariażem tragizmu i szaleństwa, jakie w każdej scenie biją z twarzy Millie.
To właśnie jej postać nadaje całości oniryczny, deliryczny wydźwięk i każe kwestionować wszystko, co oglądamy na ekranie. Millie, która już w pierwszym kontakcie wywiera niepokojące wrażenie, jest chodzącym katalogiem zaburzeń psychicznych i idiosynkrazji. Pedanteria i obsesyjność, z jaką kobieta wykonuje wszystkie czynności, pachnie maniakalnością i nerwicą natręctw – automatycznie poprawia fryzurę po spontanicznym uścisku Pinky, wpada w panikę, kiedy tłucze się słoik z sosem i na proszoną kolację musi podać o jedną porcję mniej. Wszystko ma być pod linijkę i według planu.
Bodaj najpoważniejszym i najwyrazistszym z zaburzeń jest zafałszowany obraz rzeczywistości. Millie żyje w świecie własnych urojeń, co zostaje unaocznione widzowi w genialnie portretujących ją scenach. Najpierw opowiada wprowadzającej się właśnie Pinky, że ta będzie musiała często spać na składanym łóżku, żeby nie przeszkadzać jej w randkach – ale jedyny mężczyzna, który kiedykolwiek zostaje u niej na noc, jest pijany i żonaty. Chwali się, że jej kolacje są najsłynniejsze w całej okolicy i wszyscy chcieliby być na nie zaproszeni – a na przygotowaną z pietyzmem kolację złożoną z supermarketowych półproduktów nie ma czasu nawet jej rzekoma przyjaciółka, która wybiera towarzystwo dwójki podejrzanych facetów, a informację o tym, że jednak nie może wieczorem przyjść, przekazuje przez przypadkowo napotkane osoby trzecie.
Doskonałe w zjadliwym tragikomizmie są także sceny, w których Millie zamęcza wszystkich wokół swoim słowotokiem. Mówi non stop, kwieciście, usilnie starając się zainteresować słuchacza i błyszczeć elokwencją, a nikomu nawet nie chce się udawać, że zwraca na nią najmniejszą uwagę. Społeczne niedostosowanie i dziwactwo skazuje wszystkie jej próby stania się duszą towarzystwa na porażkę. Jej dojmująca samotność i pewna czułość, z jaką portretuje ją Duvall, sprawiają, że obok irytacji i politowania budzi w nas przede wszystkim współczucie. Co było pierwsze – oszalała, bo była nieszczęśliwa, czy jest nieszczęśliwa, bo oszalała? Millie tworzy fałszywy obraz samej siebie, by uchronić się przed bólem, jaki wywołałaby konfrontacją z prawdą o sobie: jestem samotna, niekochana, nikogo nie obchodzę.
Szaleństwo i obłęd naznaczyły nie tylko aktorskie kreacje Duvall, ale i jej życie prywatne. Już w czasie kręcenia Trzech kobiet wykazywała się wyjątkową kreatywnością w wymyślaniu kolejnych dziwactw Millie – co z jednej strony zachwycało Altmana, który cieszył się, że aktorka tak dobrze czuje swoją postać, z drugiej budziło w nim niepokój. U progu XXI wieku Duvall wycofała się całkowicie z życia publicznego, a jej występ w programie telewizyjnym Dr Phil nie pozostawił wątpliwości co do tego, że powodem zniknięcia aktorki jest choroba psychiczna. Aktorka mówiła między innymi o tym, że jest w kontakcie ze zmarłym Robinem Williamsem, który ją kocha i regularnie do niej przychodzi. Prosiła też o pomoc, w chwili trzeźwości przyznając, że życie wymknęło się jej spod kontroli.