search
REKLAMA
Gry

THE STING! – Filmowe gry komputerowe

Jakub Piwoński

23 listopada 2017

REKLAMA

Bycie gangsterem to niełatwe zadanie, o czym nieraz mieli okazję przekonać się gracze. Seria Grand Theft Auto odsłoniła fach od strony członka mafii, któremu co rusz zlecana jest brudna robota. Z kolei, jeśli interesował nas tylko proceder złodziejski, w tej roli wciąż najlepiej sprawdzała się seria Thief. W 2001 roku powstała jednak gra, która połączyła oba elementy – kariera gangstera rozwijała się dzięki efektownej kradzieży. Jakby tego było mało, produkcja już na etapie tytułu programowała nasz odbiór, gdyż odsyłała do filmowego przeboju kina gangsterskiego. Mowa oczywiście o grze The Sting!.

To jedna z tych gier, która stanowi ważną część mojej młodości. Uczciwie uprzedzam zatem czytelnika, że tekst zbudowany został na dużej dozie sentymentu. Sentymentu, który wziął się nie tylko z faktu długich godzin, które spędziłem z tytułem zarówno w 2001 roku, jak i w latach późniejszych, ale też stąd, że była to pierwsza rzecz (z kilku w przekroju całego życia), którą udało mi się wygrać w publicznym konkursie. Ależ to była radość. Chyba nie muszę tłumaczyć, w jaki sposób fakt wygranej wpłynął na mój stosunek do tego pecetowego tytułu?

Emocje na bok, bo tak po prawdzie istnieją lepsze powody, w obliczu których warto opowiedzieć o The Sting! Karierze gangstera – bo tak brzmi pełny polski tytułw cyklu dotyczącym filmowych gier. Ten najbardziej oczywisty, jak wspomniałem na wstępie, płynie już z samego tytułu produkcji. Ale samo odwołanie do filmu z 1973 nie jest w tym wypadku takie jednoznaczne. Gra nie działa tej samej licencji, nie można jej zatem traktować jako formę adaptacji klasyka z Robertem Redfordem. Co nie znaczy, że nie oddaje ducha filmu – bo oddaje w pełni.

The Sting! została stworzona przez JoWooD Productions, a dystrybuowana była przez Neo Software – oba studia są austriackie (z których to drugie dziś funkcjonuje pod innym szyldem, gdyż został wchłonięty przez Rockstar Games). Gra jest sequelem pozycji z 1993 roku pt. The Clue!, wyprodukowanej na Amigę. Tytuł gry wziął się z tego, iż film z 1973 The Sting (czyli Żądło) w krajach niemieckojęzycznych funkcjonował jako Der Clou. Dlatego jeśli grę nazwano tak samo, na angielską wersję nie wybrano dosłownego tłumaczenia wyrazu (oznaczającego najważniejszą lub najciekawszą część czegoś), a The Sting właśnie.

Choć temat filmowości produkcji z 2001 roku mógłbym zatem formalnie na tym etapie zamknąć, to jednak gdy zajrzymy do jej wnętrza, naszym oczom ukażą się ciekawe analogie. Według mnie bowiem gra JoWooD powstała jako wynik fascynacji kinem gangsterskim. Jej komiksowa stylistyka stanowi karykaturalną wersję pobrzmiewających w popkulturze obrazków związanych mafią. Wcielamy się w niej w rzezimieszka Matta Tuckera, którego niedawna odsiadka niczego nie nauczyła. Przejawia bowiem ambicję do zastania królem przestępczego świata. Uznając jednak, że zabójstwa nie są w jego stylu, postanawia zaplanować skok stulecia. Zanim jednak do tego dojdzie, potrzebuje zdobyć niezbędne doświadczenia na pomniejszych rabunkach, systematycznie pnąc się w górę.

Bardzo trudno jest zakwalifikować The Sting! do jakiegokolwiek gatunku. Gra bowiem łączy w sobie elementy RPG i gry przygodowej ze względu na konieczność przemierzania dużej lokacji, szukania przedmiotów i werbowania ludzi mogących stanowić pomocną rękę przy kradzieży. Natomiast samo przygotowywanie skoku przypomina bardziej mechanizmy logicznej strategii. Ale niekonwencjonalny styl rozgrywki to nie jedyna cecha potwierdzająca oryginalność The Sting!. Unikatem produkcji jest bowiem obszerna mapa wirtualnego miasta (około 70 budynków), gotowa do przemierzania przez bohatera. Pamiętam, że w tamtym czasie był to największy projekt otwartego świata dostępny w grze, zawierający całą masę atrakcji: systemy komunikacji, taksówki, domy otwarte do wejścia, przechodniów gotowych do rozmowy.

Najciekawszym i przynoszącym najwięcej frajdy elementem rozgrywki w The Sting! jest oczywiście planowanie skoku. W mieście znajdziemy około czterdzieści budynków, możliwych do zrabowania. Gdy już zdecydujemy, który z nich tym razem stanie na naszej drodze do gangsterskiej sławy, pozostaje wybrać współpracowników, narzędzia i przejść do planowania, które z kolei wygląda jak… nagrywanie filmu. Skrupulatnie bowiem, krok po kroku, można powiedzieć wręcz empirycznie, rozgrywamy kolejne etapy skoku, unikając widoku ludzi oraz systemów alarmowych. A należy podkreślić, że zaliczenie jednej wpadki jest równoznaczne z powrotem bohatera do więzienia. Po tym czasie pozostaje już tylko rozsiąść się wygodnie i obejrzeć nagrany materiał w celu rozpoznania, czy w rezultacie plan nie zawiera uchybień.

Znamienne jest, że wśród miejsc, które możemy obrabować wraz z bohaterem i jego świtą, jest także… kino. Nie mam wątpliwości, że twórcy The Sting! to także pasjonaci kina. W klimacie gry chcieli oddać krzywe zwierciadło kina gangsterskiego, mrugając do nas okiem także w elementach rozgrywki, bogatej w nawiązania do sztuki filmowej. Choć jej jedynym mankamentem jest wyśrubowany poziom trudności na późniejszych etapach gangsterskiej kariery, najważniejsze jest jednak to, że gra bardzo wolno się starzeje i wciąż potrafi dawać wiele przyjemności. Z pewnością do niej wrócę.

korekta: Kornelia Farynowska

https://youtu.be/owqukUOzrBw

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA