search
REKLAMA
Seriale TV

THE OA – SEZON II. Terapia wstrząsowa

Krzysztof Walecki

27 marca 2019

REKLAMA

Drugi sezon, być może nawet bardziej niż pierwszy, stanowi test cierpliwości dla widza przyzwyczajonego do prostych odpowiedzi, dynamicznej akcji i zrozumiałego toku opowieści. Być może dlatego najlepszym, bo opartym na klasycznych wzorcach, będzie dla wielu wątek prywatnego detektywa, Karima, wynajętego do odnalezienia zaginionej nastolatki. Kryminalna intryga zabiera nas do domu, w którym ludzie wariują lub umierają, oraz do fabryki śpiących, gdzie sny są zapisywane i analizowane, ale pomimo tych fantazyjnych pomysłów śledztwo jest tu niezwykle czytelne i wciągające. Jak się ma ono do wątku OA, nie zdradzę, acz od momentu, kiedy losy jej oraz Karima splatają się, fabuła nabiera rumieńców, również dlatego, że między grającym detektywa Kingsleyem Ben-Adirem i Marling jest świetna chemia.

Szkoda, że bohaterowie poprzedniej serii, „chłopcy” oraz BBA, są tym razem całkowicie zbyteczni. To prawda, że ich odcinki są najbliższe temu, czym OA było w pierwszej odsłonie, łącząc realizm z zaledwie szczyptą fantastyki, a i najmocniej angażują emocjonalnie, ale ostatecznie niewiele wnoszą do równolegle toczących się wątków w wymiarze, do którego trafiła Prairie. Widać, jak bardzo Batmanglij i Marling nie chcieli zrezygnować z osobliwej natury tamtej opowieści, lecz drugi sezon w samej już swojej podstawie jest inny. Rozbudowuje uniwersum o nowe elementy, czyniąc rzeczywistość jeszcze mniej realną, za to bogatszą i bardziej niesamowitą. Wizualnie i koncepcyjnie robi to wrażenie, ale ceną za to musi być konieczność odejścia od kameralności i intymności, jakże charakterystycznej dla pierwszego sezonu. Nie jest to w żadnym razie krytyka – serial, podobnie jak jej główna postać, wyewoluowały, zostawiając za sobą rzeczywistość i ludzi, którzy zwyczajnie muszą pogodzić się ze zmianami. Dotyczy to również rodziców Prairie, praktycznie nieobecnych, a granych ponownie przez Alice Krige i zmarłego w zeszłym roku Scotta Wilsona. 

OA wciąż pozostaje genialnie opowiedzianą historią, bardziej jednak skoncentrowaną na tworzeniu własnej mitologii niż chętną zgłębianiu relacji między Prairie i innymi bohaterami. Pojawili się nowi (wspomniana Elodie czy owładnięta ukończeniem interaktywnej gry Fola, w którą wciela się Zendaya), ale wydają się oni bardziej figurami niż postaciami z krwi i kości, może z wyjątkiem Karima. Ci zaś, których znamy z poprzedniego sezonu, zepchnięci są tu na daleki drugi plan, zaskakująco nieistotni w kontynuacji (Rachel, Scott, Renata) lub zwyczajnie nieciekawi (Homer). Hap posuwa się jeszcze dalej w swych ekstremalnych eksperymentach, ale wcale nie zyskuje tym jako postać; jeśli już, to tylko umacnia swój status głównego czarnego charakteru serialu.

Drugi sezon będzie jednak ucztą dla fanów fantastyki, zwłaszcza tej literackiej, niedalekiej od pomysłów Jeffa VanderMeera, choć niżej podpisanemu kojarzącej się zwłaszcza z Gniazdem światów Marka S. Huberatha. Jest w OA miejsce i dla równoległych wymiarów, religijnej symboliki, marzeń sennych, tańczących robotów, prastarych ośmiornic czytających w myślach i kwiatów posiadających pamięć wielu wcieleń. Wszystko to zaskakująco dobrze ze sobą współgra, dowodząc maestrii Batmanglija w żonglowaniu pozornie niepasującymi do siebie elementami. Bogactwo tego świata wydaje się nie znać granic, a w finale przekracza kolejne, wracając niejako do tego, co w pierwszym sezonie było jego istotą – opowiadania. Ale czekającym na odpowiedź na pytanie, kto komu opowiada i co, radzę się przygotować na niemały wstrząs. Dla jednych będzie on porównywalny z odkryciem tożsamości mordercy Laury Palmer, dla innych z doświadczeniem obejrzenia ostatniego, jakże koszmarnego odcinka Dextera. Jeśli o mnie chodzi, nawet mi się podobało. 

REKLAMA