Publicystyka filmowa
THE OA – SEZON II. Terapia wstrząsowa
W drugim sezonie serialu THE OA zaskakują nas nowe wątki i tajemnice, które wstrząsają umysłem i sercem. Czy jesteś gotowy na więcej?
Rozpocznę od tego, że pisanie o tym serialu bez wchodzenia w szczegóły i ujawnienia nawet drobnych spojlerów jest karkołomnym zadaniem. Mimo to coś z nowego sezonu zdradzić muszę. Mam nadzieję, że fanom pierwszej serii nie zepsuję zabawy, a tym, którzy serialu jeszcze nie widzieli, polecam najpierw nadrobić zaległość, gdyż finał otwierającego sezonu opisuję tutaj bez skrępowania. Zostaliście ostrzeżeni.
Pierwszy sezon OA, serialu stworzonego przez reżysera Zala Batmanglija i grającą główną rolę Brit Marling, był rewelacją, opartą na prawdziwych, oryginalnych pomysłach fabularnych, w równej mierze fascynującą, co frustrującą. Całość łączyła realizm i mistykę, nie dając nam prostej odpowiedzi, czy to, co oglądamy, jest zapisem prawdziwych przeżyć młodej kobiety, czy jej rojeniami.
Tytułową OA poznaliśmy najpierw jako Prairie Johnson, później jako Ninę Azarową, a w międzyczasie dowiedzieliśmy się o niej, że jako dziecko straciła wzrok, aby już w dorosłości odzyskać go, zaginąć na siedem lat, podczas których była więziona i raz po raz zabijana, a po powrocie skupić wokół siebie piątkę słuchaczy i opowiedzieć im swoją niestworzoną historię. Powstało dzieło porywające narracyjnie, w samej swej fabule
Sezon drugi odważniej sobie poczyna od swojego poprzednika i już na początku stawia kropkę nad i, jeśli idzie o to, czy historia Prairie była prawdziwa czy nie. A skoro kobiecie faktycznie udało się przenieść do innego wymiaru, podążając za swoją utraconą miłością, Homerem, trudno nie traktować nowej serii OA jako tworu już w pełni fantastycznego, a nawet science fiction. Marling świetnie czuje się w skórze swojej bohaterki, bardziej doświadczonej, wciąż emanującej aurą tajemnicy i zwyczajnie ludzkiej dobroci – kobiety, która musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości jako ktoś, kim mogła być, gdyby w poprzednim świecie dopisało jej więcej szczęścia.
Pytanie z pierwszego sezonu (kim jest Prairie?) zostaje tutaj zastąpione innym (kim jest Nina?), bo choć obie kobiety wyglądają identycznie, dzielą niektóre wspomnienia i w jakiś sposób są tą samą istotą, ale w całkiem innych wymiarach, różną je status społeczny, zachowanie, a być może nawet natura. Bynajmniej nie oznacza to, że jedna jest dobra, a druga zła. Twórców interesuje jednak szeroko pojęty dualizm, spojrzenie na to samo życie z dwóch różnych perspektyw i zastanowienie się, w jakie korelacje wchodzą obie możliwe wersje. Nieprzypadkowo swoją obecnością zaszczyca drugi sezon znana z Podwójnego życia Weroniki Kieślowskiego Irène Jacob, która u Batmanglija wciela się w tajemniczą Elodie, mającą duże doświadczenie w zmianie tożsamości.
Równolegle do historii Prairie/Niny oglądamy śledztwo prywatnego detektywa oraz poznajemy dalsze losy przyjaciół głównej bohaterki, których pozostawiła w poprzednim świecie. Wszystkie te wątki muszą się w końcu zetknąć (a warto pamiętać jeszcze o obecności psychopatycznego Hapa o twarzy, jak zwykle niezawodnego w takich rolach, Jasona Isaacsa), ale Batmanglij i Marling ponownie nie spieszą się, prowadząc swe narracje krętą – by nie powiedzieć zakręconą – ścieżką. Jeśli pierwszy sezon dotyczył procesu opowiadania, w drugim niejako lądujemy w samym centrum opowieści, nie mając już oparcia w możliwości uznania historii OA za kłamstwo lub wytwór szalonego umysłu.
Wtedy mogliśmy próbować zakwestionować zdrowie psychiczne głównej bohaterki (jak na ironię, to w tym sezonie ląduje ona w zakładzie zamkniętym), lecz teraz, widząc, że wszystko, co mówiła, jest prawdą, musimy zaakceptować fantastyczny kostium, baśniowy charakter całości i mitologię, która jest nie tylko kosmiczna, ale bywa też komiczna.
Twórcy pragną bowiem zaangażować nas kompletnie, chcą, abyśmy uwierzyli w wykreowany przez nich świat (światy), nie pozwalając sobie na dystans do materiału, co sprawia, że niektóre odważne pomysły mogą się wydać zwyczajnie śmieszne. Czyż tajemnicze układy ruchowe z poprzedniego sezonu, wskrzeszające zmarłych i otwierające bramy do innego wymiaru, nie były dyskusyjne w swojej idei? Któż nie dowierzał, słysząc rozwinięcie skrótu OA? W drugiej części takich elementów jest jeszcze więcej, a jednym z bardziej przyswajalnych jest olbrzymia ośmiornica zwana Starą Nocą, przemawiająca przez ludzkie medium po przyssaniu się do niego swoimi mackami.
Powtarzam – jest to ten bardziej przyswajalny pomysł twórców. Oryginalność jest największą zaletą
Drugi sezon, być może nawet bardziej niż pierwszy, stanowi test cierpliwości dla widza przyzwyczajonego do prostych odpowiedzi, dynamicznej akcji i zrozumiałego toku opowieści. Być może dlatego najlepszym, bo opartym na klasycznych wzorcach, będzie dla wielu wątek prywatnego detektywa, Karima, wynajętego do odnalezienia zaginionej nastolatki. Kryminalna intryga zabiera nas do domu, w którym ludzie wariują lub umierają, oraz do fabryki śpiących, gdzie sny są zapisywane i analizowane, ale pomimo tych fantazyjnych pomysłów śledztwo jest tu niezwykle czytelne i wciągające.
Jak się ma ono do wątku OA, nie zdradzę, acz od momentu, kiedy losy jej oraz Karima splatają się, fabuła nabiera rumieńców, również dlatego, że między grającym detektywa Kingsleyem Ben-Adirem i Marling jest świetna chemia.
Szkoda, że bohaterowie poprzedniej serii, „chłopcy” oraz BBA, są tym razem całkowicie zbyteczni. To prawda, że ich odcinki są najbliższe temu, czym OA było w pierwszej odsłonie, łącząc realizm z zaledwie szczyptą fantastyki, a i najmocniej angażują emocjonalnie, ale ostatecznie niewiele wnoszą do równolegle toczących się wątków w wymiarze, do którego trafiła Prairie. Widać, jak bardzo Batmanglij i Marling nie chcieli zrezygnować z osobliwej natury tamtej opowieści, lecz drugi sezon w samej już swojej podstawie jest inny.
Rozbudowuje uniwersum o nowe elementy, czyniąc rzeczywistość jeszcze mniej realną, za to bogatszą i bardziej niesamowitą. Wizualnie i koncepcyjnie robi to wrażenie, ale ceną za to musi być konieczność odejścia od kameralności i intymności, jakże charakterystycznej dla pierwszego sezonu. Nie jest to w żadnym razie krytyka – serial, podobnie jak jej główna postać, wyewoluowały, zostawiając za sobą rzeczywistość i ludzi, którzy zwyczajnie muszą pogodzić się ze zmianami. Dotyczy to również rodziców Prairie, praktycznie nieobecnych, a granych ponownie przez Alice Krige i zmarłego w zeszłym roku Scotta Wilsona.
OA wciąż pozostaje genialnie opowiedzianą historią, bardziej jednak skoncentrowaną na tworzeniu własnej mitologii niż chętną zgłębianiu relacji między Prairie i innymi bohaterami. Pojawili się nowi (wspomniana Elodie czy owładnięta ukończeniem interaktywnej gry Fola, w którą wciela się Zendaya), ale wydają się oni bardziej figurami niż postaciami z krwi i kości, może z wyjątkiem Karima. Ci zaś, których znamy z poprzedniego sezonu, zepchnięci są tu na daleki drugi plan, zaskakująco nieistotni w kontynuacji (Rachel, Scott, Renata) lub zwyczajnie nieciekawi (Homer). Hap posuwa się jeszcze dalej w swych ekstremalnych eksperymentach, ale wcale nie zyskuje tym jako postać; jeśli już, to tylko umacnia swój status głównego czarnego charakteru serialu.
Drugi sezon będzie jednak ucztą dla fanów fantastyki, zwłaszcza tej literackiej, niedalekiej od pomysłów Jeffa VanderMeera, choć niżej podpisanemu kojarzącej się zwłaszcza z Gniazdem światów Marka S. Huberatha. Jest w OA miejsce i dla równoległych wymiarów, religijnej symboliki, marzeń sennych, tańczących robotów, prastarych ośmiornic czytających w myślach i kwiatów posiadających pamięć wielu wcieleń. Wszystko to zaskakująco dobrze ze sobą współgra, dowodząc maestrii Batmanglija w żonglowaniu pozornie niepasującymi do siebie elementami.
Bogactwo tego świata wydaje się nie znać granic, a w finale przekracza kolejne, wracając niejako do tego, co w pierwszym sezonie było jego istotą – opowiadania. Ale czekającym na odpowiedź na pytanie, kto komu opowiada i co, radzę się przygotować na niemały wstrząs. Dla jednych będzie on porównywalny z odkryciem tożsamości mordercy Laury Palmer, dla innych z doświadczeniem obejrzenia ostatniego, jakże koszmarnego odcinka Dextera. Jeśli o mnie chodzi, nawet mi się podobało.
