search
REKLAMA
Zestawienie

TAJEMNICE PLANU FILMOWEGO. Najciekawsze opowieści i anegdoty związane z filmami

Szymon Skowroński

15 sierpnia 2018

REKLAMA

Tak blisko, a tak daleko

Jak to być mogło że ona i on razem przez tyle lat

Katharine Hepburn i Henry Fonda – tych dwóch nazwisk nie trzeba nikomu przedstawiać. Ale kto by pomyślał, że sami sobie zostali przedstawieni dopiero w roku… 1981? Legendarna para wykonawców pracowała na Broadwayu w tym samym czasie, oboje grywali w najlepszych hollywoodzkich filmach przez kilka dekad, mieli nawet wspólnego agenta, jednak pierwszy raz poznali się osobiście podczas prób do filmu Nad złotym stawem – za który oboje zostali uhonorowani Oscarami. Podobno pierwsze słowa Katharine wypowiedziane do Henry’ego brzmiały po prostu: “Panie Fonda, miło mi pana poznać”.

Stara szkoła kontra metoda

Dlogi chlopce a moze bys splóbowal to zaglac

Dustin Hoffman zasłynął ze swojego przywiązania do tak zwanej metody – czyli sposobu aktorstwa, który polega na całkowitym zanurzaniu się w graną postać. Aktorzy “metodyczni” starają się jak najmniej udawać, a jak najwięcej przeżywać prawdziwe emocje postaci. Bywa, że zbliżają się przy tym do granic wytrzymałości lub… normalności. Podobno Hoffman przed ujęciami do Małego wielkiego człowieka, w których odtwarzał stulatka, spędzał kilka godzin w przebieralni, krzycząc na cały głos i zdzierając sobie gardło. Tylko w ten sposób był w stanie oddać sposób mowy stuletniego człowieka. Z kolei Laurence Olivier prezentował zupełnie inną postawę. Wywodzący się z teatru aktor i reżyser należał do jednych z najlepszych interpretatorów Szekspira. Jego sposób grania był jednak zupełnie różny od metody. Hoffman i Olivier spotkali się razem na planie Maratończyka – mistrzowskiego thrillera Johna Schlesingera. Hoffman odmawiał sobie snu i odpoczynku. Zauważył to Olivier, który zapytał młodszego kolegę po fachu, dlaczego tak robi. Hoffman odparł, że robi to, by wyglądać na naprawdę zmęczonego i wykończonego. Stary aktor miał wtedy zapytać: “Drogi chłopcze, a może byś spróbował to zagrać?”.

Śmiać się czy płakać?

To Oscar czy Malina Tak

Ileż to razy nie mogliśmy zrozumieć decyzji gremiów przyznających nominacje do Oscarów i Złotych Malin? Historia zna wiele przypadków, kiedy te pierwsze przyznawane były aktorom i aktorkom, którzy kompletnie nie zasłużyli na wyróżnienie za najlepiej zagrane role; a z drugiej strony, Maliny bywały przyznawane nie tyle za aktorskie wtopy, ile po prostu kontrowersyjne wybory popularnych aktorów, a czasem nawet “z urzędu” nominowano wykonawców mających charakterystyczny styl gry. Zdarzały się przypadki, że oscarowi aktorzy tak kiepsko kierowali swoimi karierami, że spadali na samo dno, wprost w objęcia malinowych krzaków. Największą ciekawostką pozostaje jednak to, co przydarzyło się aktorowi Jamesowi Coco. W 1981 wystąpił on w komediodramacie Tylko, gdy się śmieję, nakręconym według scenariusza Neila Simona, jednego z najlepszych amerykańskich dramaturgów i scenarzystów XX wieku. Film otrzymał trzy nominacje do Oscara, w tym za drugoplanową rolę Jamesa. Coco otrzymał również nominację do Złotego Globu, a także…. Złotej Maliny! Tak, za jedną, tę samą rolę. Jego rola była, trzeba przyznać, bardzo charakterystyczna. Która z nominacji należała mu się bardziej – obejrzyjcie film i oceńcie sami.

Co oni brali?

Skromny pisarz osobowość paranoiczna uzależniony od kokainy chętnie wyreżyseruje film dla dużego studia Wiadomości proszę zostawiać w redakcji

Oglądając zwariowane, kuriozalne, nietypowe, dziwaczne filmy, często zadajemy sobie w duchu powyższe pytanie. Nie wszystkie “odjechane” pomysły na filmy musiały powstawać podczas narkotykowych hajów. O, taki na przykład David Lynch nadużywa wyłącznie kawy. Inaczej rzecz miała się w przypadku Stephena Kinga. Ten płodny i jednocześnie utrzymujący dobry poziom pisarz stworzył kilka tuzinów opowiadań i powieści, które stały się podstawą około setki filmów pełnometrażowych (nie licząc masy krótkich metraży, amatorskich produkcji lub seriali telewizyjnych). W 1986 roku King postanowił sam nakręcić film. Maksymalne przyspieszenie może i nie jest arcydziełem (ekhm…) sztuki filmowej… no dobrze, obrazowi bliżej do kina klasy Z, ale ma swoich fanów. King, pytany, czy wróci kiedyś do reżyserii filmowej, odpowiada: “Obejrzyjcie Maksymalne przyspieszenie“. Pisarz nie ukrywa również, że podczas pracy nad obrazem był w szczytowym punkcie swojego uzależnienia od kokainy. Przyznaje, że przez większość czasu po prostu nie wiedział, co robi. “I was coked out of my mind”, jak to sam zgrabnie ujął. Teraz już wiecie, co oni brali!

REKLAMA