search
REKLAMA
Ranking

Sześć książek, które warto zekranizować

Kornelia Farynowska

6 września 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Istnieje mnóstwo ekranizacji książek, od klasyków po nowości. Jest mnóstwo powieści, które należałoby zaadaptować drugi raz, bo za pierwszym się nie udało. Są też książki zasługujące na uwagę, ale jednak nietknięte przez filmowców. W poniższym zestawieniu zawarłam sześć takich tytułów; co ciekawe, do części z nich jakieś studio wykupiło już prawa, tylko o adaptacji nikt nie wspomina. Sporo tutaj staroci, niewiele nowości. Nikogo to raczej nie zdziwi, ale na wszelki wypadek wolę mieć to na piśmie: uprzedzam, że przefiltrowałam to przez mój gust i preferencje, a już na pewno nie wyczerpałam tematu.

Joanna Chmielewska – Wszystko czerwone/Lesio

Długo się wahałam, która z książek Chmielewskiej powinna trafić do tego zestawienia, i nie potrafiłam wybrać między tymi dwiema powieściami. Obie są przezabawne i aż dziw, że do tej pory nikt ich nie zekranizował. A dlaczego ktoś powinien to zrobić? Bo Wszystko czerwone to właściwie gotowy scenariusz. Chmielewska wyraźnie przemyślała fabułę, wplotła wszędzie aluzje do tytułowego czerwonego, szybko zawiązała akcję, dodała dużo dobrego, inteligentnego humoru, ciekawych, zindywidualizowanych – także językowo – bohaterów. W tym niezapomnianego pana Muldgaarda, którego polszczyzna („Azali były osoby mrowie a mrowie?”) przeraziłaby niejednego polonistę. Jest morderstwo, jest też romans, więc producenci mogliby sobie oba odhaczyć z listy wymagań. To najlepszy polski kryminał, jaki czytałam (nigdy nie dam sobie wmówić, że Katarzyna Bonda ma jakiekolwiek prawa do miana królowej polskiego kryminału). Gdyby umiejętnie przenieść Wszystko czerwone na ekran, mógłby powstać naprawdę dobry, wciągający film.

Lesio natomiast to historia wyjątkowo pechowego i niepunktualnego architekta. Akcja zaczyna się od jego postanowienia, by zamordować personalną, która skrupulatnie, bez cienia litości, codziennie odnotowuje każdą minutę spóźnienia… I dość rozpaczliwie próbuje tego dokonać, wszystko bowiem, włącznie z jego sumieniem, obraca się przeciwko niemu. Jak to napisała we wstępie sama Chmielewska: „Charakter Lesia, acz szlachetny, jest nad wyraz skomplikowany, dusza pełna fantazji, a życiorys bogaty w wydarzenia”. W tej książce ponownie (choć właściwie Lesio był wydany przed Wszystkim czerwonym) znajdziemy dużo humoru sytuacyjnego, absurdu i znów ciekawych, zróżnicowanych postaci, w tym kolejnego obcokrajowca posługującego się nieco kontrowersyjną polszczyzną. Tutaj wszystko jest gotowe i tylko czeka na zekranizowanie. A jeśli chodzi o mnie, po obejrzeniu Ederly Piotra Dumały zaczęłam widzieć Mariusza Bonaszewskiego w roli Lesia.

PS. Moją ulubioną lekturą na wakacje jest za to Całe zdanie nieboszczyka. Powieść przygodowo-sensacyjna, z pościgami, porwaniami, ucieczkami, podróżami po oceanie… Gdyby Steven Spielberg przeczytał tę książkę, natychmiast nakręciłby film na jej podstawie.

John Katzenbach – Opowieść szaleńca

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam literaturę sensacyjną, a powieść Katzenbacha to jeden z najlepszych kryminałów, jakie czytałam. Akcja dzieje się w szpitalu dla psychicznie chorych, gdzie ktoś zaczyna mordować pacjentów. Narratorem jest Francis Petrel, który dopiero co opuścił zakład i powoli zaczyna przypominać sobie wydarzenia ze szpitala, rozpaczliwie chce je gdzieś zapisać. To może brzmieć banalnie i nieciekawie, ale Katzenbach doskonale wie, co robi, i świadomie wykorzystuje oczekiwania czytelnika wobec tak rygorystycznego gatunku, jakim jest kryminał. Katzenbach ma już na koncie trzy ekranizacje jego książek – Niebezpieczną aurę z 1985 roku z Kurtem Russellem i między innymi Joem Pantoliano, W słusznej sprawie z 1995 roku z Seanem Connerym, Laurence’em Fishburne’em i młodziutką Scarlett Johansson w jednej ze swoich pierwszych ról oraz Wojnę Harta z Bruce’em Willisem i Colinem Farrellem. Planowano zaadaptować także Opowieść szaleńca, z Jonathanem Rhysem Meyersem w roli głównej, jednak od dziesięciu lat o projekcie wieści brak. A wielka szkoda, ponieważ to nietypowa książka, która mogłaby stać się świetnym, zaskakującym filmowym kryminałem.

Anders de la Motte – Gra ([geim])

Gra – choć na okładce mojego e-booka z niewiadomych przyczyn widnieje tytuł [geim] – to akurat dla odmiany nieszczególnie dobra książka, choć z ciekawym pomysłem. Pewnego dnia Henrik Pettersson znajduje w metrze „zagubiony” telefon komórkowy. Ktoś wysyła mu wiadomość, proponując wzięcie udziału w tajemniczej grze. Musi jedynie wykonywać polecenia, a jego wyniki będą publikowane na internetowym rankingu. Henrik dość szybko się zgadza… i zaczyna się gra. Rośnie poziom trudności zadań, rośnie napięcie i rośnie adrenalina. Owszem, książka wciąga akcją i pomysłem, ale jest równocześnie dość wulgarna i napisana prostym, nieciekawym językiem. Ale gdyby zabrał się za nią dobry scenarzysta i odpowiednio zmodyfikował niektóre fragmenty, odrobinę zmienił charakter głównego bohatera (jest prostacki i niesympatyczny) dałoby się nakręcić naprawdę emocjonujący thriller. De la Motte raczej prześlizgnął się po temacie, ale utalentowany reżyser mógłby na pewno sporo wyciągnąć z podobieństw do gier komputerowych i zagrożeń płynących z internetu. Nie wiadomo dokładnie, kto wykupił prawa do ekranizacji trylogii de la Mottego, wytwórnia Gaumont czy Paramount, ale póki co o filmie od dwóch lat cicho.

Michael Crichton – Rój

Odnoszę wrażenie, że jeśli ktoś już w ogóle kojarzy Michaela Crichtona, to najczęściej z Parku Jurajskiego. Ewentualnie ze Wschodzącego słońca. Z jednej strony trudno się dziwić, skoro to jego najgłośniejsze książki, ale z drugiej strony to nie są jego jedyne dobre książki. Rój zrobił na mnie piorunujące wrażenie – i to już dobre dziesięć lat temu, kiedy czytałam powieść po raz pierwszy. Jack Forman, programista, odkrywa, że coś złego dzieje się w zakładzie produkcyjnym w Nevadzie. Gdy dociera na miejsce, okazuje się, że rój nanorobotów wyrwał się naukowcom spod kontroli. Do tego jest inteligentny, szybko się uczy i zaczyna zdobywać przewagę nad zamkniętymi w laboratorium badaczami. Michael Crichton niejednokrotnie przestrzegał przed zbytnim zaufaniem wobec zdobyczy technologii, a szczególnie interesował się inżynierią genetyczną (vide właśnie Park Jurajski). Adaptacja Roju wymagałaby – ponownie – inteligentnego scenarzysty, gdyż Crichtona zawsze starannie przygotowywał się do pisania powieści, w których obszernie, acz ciekawie i przystępnie wyjaśniał pewne zjawiska i odkrycia naukowe. Prawa do książki od dwudziestu lat należą do 20th Century Fox, ale najwyraźniej nikt nie jest zainteresowany ekranizacją.

Mark Hodder – Dziwna sprawa Skaczącego Jacka

Wiktoriańska Anglia, steampunk, alternatywna historia, podróże w czasie – prawdę mówiąc, ja bym poszła do kina na ślepo. Mark Hodder napisał ciekawą powieść, osadzoną w dziewiętnastowiecznym Londynie, a bohaterami uczynił podróżnika Richarda Francisa Burtona i poetę Algernona Charlesa Swinburne’a. Burton jest w depresji po swojej ostatniej wyprawie, a Swinburne nieustannie deklamuje swoje nowe wiersze. Tworzą dziwną, ale za to bardzo sympatyczną parę. Oprócz nich w książce znajdziemy inne historyczne postacie (na przykład Karola Darwina, Florence Nightingale), a także miejskie legendy Londynu (tytułowy Skaczący Jack) czy próbę zabójstwa królowej Wiktorii w 1840 roku. A kartki książki – swoją drogą bardzo ładnie wydanej – aż ociekają mrocznym, dusznym klimatem, Londyn bowiem tonie w dymie i ściekach. I stuka jednoosobowymi pojazdami na parę. Można by pomyśleć, że autor przesadził z liczbą gatunków, ale mimo tego miszmaszu czyta się znakomicie. O ekranizacji nic nie wiadomo, ale oczami wyobraźni widzę film – bądź serial, bo Dziwna sprawa… to pierwsza część trylogii – w stylu Ripper Street albo Peaky Blinders.

REKLAMA