ŚWIETNE brytyjskie SERIALE, których NIE ZNASZ, a POWINIENEŚ
Moone Boy
Serial Moone Boy znają tylko naprawdę zagorzali fani Chrisa O’Dowda, który co prawda wielkiej kariery filmowej nie zrobił, ale na zawsze pozostanie w pamięci widzów jako ten gość z produkcji Technicy-magicy. Moone Boy z całą pewnością został też obejrzany przez osoby, które w 2013 roku przyznały mu nagrodę Emmy dla najlepszej komedii telewizyjnej. Akcja serialu rozgrywa się w roku 1989 w małym miasteczku w Irlandii; mieszkająca tam rodzina Moone’ów, a w szczególności jej najmłodszy członek, czyli Martin, oraz jego wyimaginowany przyjaciel, musi mierzyć się z coraz to bardziej pokręconymi przeciwnościami losu.
Niewątpliwie jest to unikatowa kombinacja, która jakimś cudem ma zadatki na to, by być komedią prawie idealną. Na razie jest to dla mnie najlepiej napisany telewizyjny sitcom ostatnich lat. Urok tej produkcji jest niepodważalny – i chyba ze względu na to pozwalamy jej twórcom, by czynili ją jednocześnie idiotyczną. Absurd goni absurd, gag goni gag, a ja za każdym razem smucę się z powodu tego, że Sean (czyli wymyślony przyjaciel) dostaje tak mało czasu na ekranie.
Dalej jestem zdania, że Moone Boy to nie tylko pozycja, obok której nie można przejść obojętnie, ale również jedna z najlepszych komedii ostatnich lat, zasługująca na każde możliwe wyróżnienie. Udowadnia, że można zrobić błyskotliwą komedię, która potrafi nie tylko rozbawić widza i obudzić w nim nostalgiczne wspomnienia, ale również poruszyć ważne społeczne tematy, nie próbując przy tym obrażać inteligencji oglądającego. Chris O’Dowd po raz kolejny pokazuje, jak świetnym jest scenarzystą.
Jonathan Strange & Mr Norrell
Jest tu wszystko, czego widz oczekuje od dobrego serialu: przyjaźń, rywalizacja, miłość i dużo magii. Jednak to w głównej mierze magiczny świat dla dorosłych, gdzie za wykorzystanie pewnych zaklęć przyjdzie magom zapłacić wysoką cenę. To również skupienie się na kwestii szybkiego zapomnienia, po której stronie się stoi. Czy ciągle jeszcze po tej dobrej, czy może już dawno przekroczona została linia oddzielająca to dobre od tego złego? Ten serial to przede wszystkim historia przyjaźni i rywalizacji pomiędzy dwoma magami, naznaczona klęskami, mrokiem, ale także zapewnieniem, że cokolwiek się stanie, jesteśmy w tym razem. I powiem szczerze, że w finałowych minutach byłam bliska rozpłakania się.
Poza świetnie napisanym scenariuszem zachwyca również warstwa wizualna. Niektóre ujęcia to prawdziwy majstersztyk, wciągający widza w duszną atmosferę Londynu wypełnionego magią. Muszę też przyznać, że i efekty specjalne nie wydają się tandetne i kiczowate, wręcz przeciwnie. Scena, w której Strange przywołuje konie z piasku, jest niesamowicie widowiskowa i zapierająca dech w piersiach. Wielkie za to brawa dla twórców.
Jonathan Strange & Mr Norrell to kolejna produkcja (licząca siedem odcinków), z którą koniecznie trzeba się zapoznać. Znajdziemy w niej radość, łzy, namiętności i przyjaźń. A to tylko wycinek tego, co serial ma do zaoferowania widzowi.
Quacks
Quacks znalazłam całkowicie przypadkowo, szukając ciekawych serialowych wcieleń Andrew Scotta; w tej produkcji zalicza on co prawda tylko cudowne cameo, ale ja natrafiłam dzięki temu na serial, który niestety zaginął w czeluściach telewizji. Najlepiej charakteryzują go słowa, które mogłyby stanowić początek dowcipu: chirurg, anestezjolog i psycholog wchodzą do baru. I to w wiktoriańskim Londynie. Mamy więc świat pełen absurdów, takich jak konkurs na najszybszą amputację nogi, dużo slapsticku i całą masę absurdalnych wręcz sytuacji.
Fani Czarnej Żmii będą wniebowzięci, gdyż w sześciu odcinkach serialu Quacks udaje się idealnie uchwycić klimat tej znanej produkcji. Tym, co bez wątpienia zaskakuje, jest fakt, iż pod toną absurdu znalazło się miejsce dla prawdziwych historycznych anegdotek. W jednej chwili śmiejemy się z totalnej absurdalności, by zaraz potem zdać sobie sprawę, że tego typu zachowania faktycznie miały miejsce w tamtym okresie. Przykładowo lekarze nigdy nie badali pacjentów, a w szczególności kobiet, co w serialu prowadzi do wielu śmiesznych sytuacji. Niestety mimo pozytywnego odbioru nigdy nie doczekaliśmy się drugiego sezonu, co jest zupełnie nie do przyjęcia.
Całość została dopełniona genialnymi wręcz występami, które za każdym razem są przeszarżowane do granic możliwości. Każda rola to mała aktorska perełka. Prym wiedzie Rory Kinnear w roli zadufanego w sobie chirurga, który by popisać się przed studentami, chodzi wiecznie w zakrwawionym kitlu. Jednak nic nie jest w stanie przebić Ruperta Everetta w roli lekarza antysemity. Tak, wiem, że nie brzmi to zbyt dobrze, jednak sama absurdalność sytuacji sprawia, że nie raz i nie dwa się zaśmiałam.