Świetne, ale NIEDOCENIANE postaci w MCU

W większości przypadków postaci te towarzyszą głównym superbohaterom, pomagając im w walce, ale również zapewniając im coś w rodzaju fabularnego lub społecznego tła. Z powodzeniem jednak można by stworzyć opowieści o tych bohaterach, w których to oni pełniliby główne role, a MCU nie tylko by na tym nie straciło, lecz może zyskało nowe życie. Wszystkie wielkie uniwersa w końcu dochodzą do swoich granic, jeśli wciąż eksploatują tych samym herosów. Jest więc z czego wybierać, tylko czy obecnie jeszcze dałoby się tym sposobem świat Marvela widzom sprzedać? Tego nie wiem. Żyję jako widz z MCU już jednak sporo lat i widzę postaci ciągle w cieniu, które z każdym kolejnym filmem zaczynają mnie interesować bardziej, bo te główne stały się nazbyt przewidywalne.
Moon Knight (Oscar Isaac)
Zaczynam od Moon Knighta, bo jego sytuacja w tym zestawieniu jest wyjątkowa. Z całą pewnością jest postacią świetną, kunsztownie zbudowaną psychologicznie i genialnie rozegraną w serialu. Co z tego jednak? Wiadomo, że serial jest częścią tzw. IV fazy uniwersum, ale w praktyce nie ma to zupełnie znaczenia, bo to inni superbohaterowie dominują. Moon Knight jest od nich oddzielony grubą szybą zarówno innej historii, jak i stylistyki, a nawet kategoryzacji wiekowej. Dużo przez to stracił, a przecież jest, czy też powinien być, w czołówce superbohaterów. Do historii kina superbohaterskiego powinny przejść z jego udziałem takie sceny jak starcie z Szakalem i relacja z doktorem Arthurem Harrowem. Znakomity duet Oscar Isaac–Ethan Hawke.
Maria Hill (Cobie Smulders)
Pewnie niektórzy z was zapytają, kim jest Maria Hill, a gdyby tak pokazać wam jej zdjęcia, od razu byście się domyślili, kim jest. Chociażby teraz właśnie w telewizji trwa emisja Spider-Man: Daleko od domu, gdzie pojawia się Maria Hill, tylko co z tego wynika dla fabuły? Szczerze: nie wiem. Głównie stoi i gapi się w monitor, chwilę prowadzi samochód, a w pewnym momencie mówi jakże ważne słowa „Aktywność sejsmiczna”, jakby nikt z ekipy Fury’ego nie miał tego świadomości, bo się ziemia trzęsie. A z jej biografii wynika, że przecież jej obecność powinna mieć znaczenie, bo Hill jest najbliższą współpracowniczką Nicka Fury’ego, ale przecież samego Fury’ego jest niewiele w filmie, więc po co jeszcze jego zastępczyni? Żeby postać sobie na planie, tym samym wypełniając luki? W praktyce tak to wygląda, a mogłoby być znacznie lepiej, gdyby docenić jej wojownicze zdolności.
Kraglin (Sean Gunn)
Urodził się na Xandarze. Spośród wszystkich siepaczy Youndu Udonty był najinteligentniejszy, chociaż w serii Strażnicy Galaktyki wcale aż tak bardzo tego nie widać. Można odnieść wrażenie, że straszna z niego gapa, jednak niestrudzenie i skutecznie dążąca do celu, a jest nim bycie tak dobrym dowódcą Klanu Łowców, jakim był Udonta. To się jednak nie udaje, bo Kraglin przenosi się do ekipy Strażników. Niemniej i tak Kraglin zyskuje ważniejszą pozycję niż bycie filmowym klaunem. I to jest ten moment, w którym oczy widzów powinny się na nim skupić, kiedy zaczyna służbę pod dowództwem Rocketa. Gdyby jednak nie był taki śmieszny, pewnie nikt by go nie zauważył w momencie, gdy stał się heroiczny. Niemniej tej łatki drugoplanowej fajtłapy funkcjonującej tylko po to, żeby rozśmieszać widzów, nigdy do końca nie zdjął, a szkoda, bo zasługuje na więcej poważniejszej uwagi.
Arcymistrz (Jeff Goldblum)
Nie licząc Jeffa Goldbluma, już samo to, że Arcymistrz to ekscentryczny dyktator na planecie Sakaara przydaje mu jakiegoś takiego nietuzinkowego uroku. Jest tajemniczy. W sumie nie wiadomo, na czym oparta jest jego charyzma, może na jakiejś supermocy, której nie zdradza? Jedno jest pewne, jest go za mało, a poza tym niby jest tym dyktatorem, ale sam utknął na planecie. Konkurs Mistrzów to sposób na przeżycie, lecz czy globalnie mający jakieś większe znaczenie we wszechświecie? Arcymistrz to osobowość chaotyczna i nieprzewidywalna, ale jak na ironię jest go tam mało.
Quicksilver (Aaron Taylor-Johnson)
Dziwna z niego postać, z pewnością niedoceniona, ale z potencjałem. Wersja wykorzystana w MCU to skrót jego zdolności i charakteru. Trudno jednak zdecydować, czy byłby lepszym antagonistą, czy protagonistą. Jego pragnienie zemsty na Tonym Starku jest może jednak nawet ciekawsze niż jego chwalebne czyny podczas Bitwy o Sokovię. W ramach gatunku filmów superbohaterskich dość przecież ograny jest motyw nawracania się postaci służących wielkim czarnym charakterom, które zwracają się przeciwko swoim panom, jak zrobił to Quicksilver, który sprzeciwia się Ultronowi, a potem poświęca własne życie, aby chronić Hawkeye’a i młodego chłopca o imieniu Costel. Jego śmierć oznacza koniec kariery w MCU, a jego postać cały czas będzie się znajdowała w cieniu Wandy, która odgrywa większą rolę w serii.
Wong (Benedict Wong)
W pewnym momencie zaczął przypominać mi trochę Kraglina, który odgrywał rolę kogoś w rodzaju Marvelowskiego klauna. Generalnie relacje Wonga z Doktorem Strange’em są zaprojektowane trochę na zasadzie bardzo mniej poważny uczeń – bardzo poważny mistrz, i z tej powagi się śmiejemy, lecz osobowości Wonga tego nie wyczerpuje. Ogólnie nie widujemy zbyt wiele Wonga w MCU. Odgrywa całkiem intensywnie tło w historii udziałem Strange’a, ale tylko niewielkie role np. w Avengers. Tak naprawdę nie do końca zdajemy sobie sprawę z siły Wonga. Same wiadomości w stylu faktów z życiorysu nie wystarczają. Wong jest przecież mistrzem sztuk mistycznych i bez niego Strange nie dałby sobie rady z ochroną New York Sanctum.
Drax (Dave Bautista)
Kiedyś myślałem o pełnometrażowej produkcji w MCU, której głównym bohaterem będzie właśnie Drax, a swoją bohaterską śmiercią podsumuje współczesną wizję superbohaterstwa według Marvela. Dzisiaj myślę nadal o nim jako głównej i bardzo niedocenionej postaci w uniwersum, lecz opowiadającej swoją historię w serialu, który byłby, owszem, wypełniony elementami komediowymi, bo to pasuje do charakteru Draxa, ale także jego osobistymi dramatami, a pamiętajmy, jest to osobowość dogłębnie poturbowana. To, że udało mu się utrzymać na tym poziomie mentalnym, jest wręcz tytaniczną pracą, która zasługuje na filmowe upamiętnienie. Ktoś, kto mówi: Nothing goes over my head. My reflexes are too fast. I would catch it, a jednocześnie jest przekonany, że: When you’re ugly and someone loves you, you know they love you for who you are, musi być bardzo mądry z natury.
M’Baku (Winston Duke)
Gdyby wymyślić ranking najbardziej honorowych bohaterów, którzy niekoniecznie są super w sensie nadnaturalnych mocy, M’Baku zająłby jedno z czołowych miejsc. Jego poczucie honoru graniczy z szaleństwem. To najwyższy, patriotyczny poziom, któremu dorównują jedynie Steve Rogers i T’Challa. Może przez to M’Baku postrzegany jest czasami negatywnie, bezwzględnie, co nie przysparza mu fanów. Bezwzględny wojownik jednak odpowiednio zaprezentowany w filmie może z czasem zyskać fanów. Generalnie postępowanie M’Baku jest skomplikowane, ale ogólnie pozytywne. Honorując łaskę T’Challi podczas ich próby w konflikcie, ułatwił wyzwolenie Wakandy z rąk Erika Killmongera. Dodatkowo wysłał siły plemienia Jabari do obrony Wakandy, a ostatecznie Ziemi, w walce z Thanosem. Należy mu się więc większy szacunek.
Nebula (Karen Gillan)
Thanos zdewastował wiele światów, nim jeszcze swój plan zagłady wcielił bardziej metodycznie w życie wszechświata. W jednym z nich zamieszkiwali luphomoidzi. Historia Nebuli została jednak bardzo uproszczona w MCU. Warto przyjrzeć się jej historii w komiksach. Ojczyzną Luphomoidów była planeta Luphom, którą Galactus zniszczył. Nebula była córką wodza Luphomoidów – Zorra Zdobywcy. Nie należy mylić Nebuli z androidem lub innym typem robota. Luphomoidzi są gatunkiem humanoidalnym i wyróżniają się niebieską skórą. Mówi się, że to rasa wojowników i zdobywców. To Thanos ulepszył Nebulę, zmieniając jej wygląd i osobowość tak drastycznie, że bardziej zaczęła przypominać właśnie istotę syntetyczną.
Heimdall (Idris Elba)
Zakapior uniwersum Marvela, którego zdominował Thor, a nawet Loki czy Hela. A to postać herosa niemal doskonałego. Szansę, aby nieco mocniej pojawić się w świadomości widzów, dostał w Ragnaroku. Jak pamiętamy, został usunięty ze swojego stanowiska przez Lokiego, który udawał Odyna. Kiedy jednak Hela zaatakowała, sytuacja stała tak poważna, że to Heimdall musiał wyprowadzić uchodźców z Asgardu w góry. Niestety, nigdy nie doczekał się należnego mu uznania, umarł z rąk Thanosa — ale chociaż użył swojej magii, by przetransportować Hulka na Ziemię. Postać tę trudno sobie wyobrazić zagraną przez innego aktora niż Idris Elba, który dał jej swoją bezkompromisową osobowość artysty.