Co podnieca zmarłych, a co żywych? STRACH I SEKS, czyli podteksty EROTYCZNE w horrorach

Ostre siatkarki (2018), reż. Olivier Afonso
Podobne wpisy
A na koniec netflixowy smaczek. Wyobraźcie sobie autobus pełen atrakcyjnych siatkarek, no może oprócz jednej. Na przedniej szybie rozsmarowała się właśnie kura w postaci krwawej mazi, a w środku rozpasane dziewczyny w ogóle się tym nie przejmują. Jedna liże koleżance nogę, sugerując, że to zupełnie inna część jej ciała, druga z kolei namawia jeszcze inną, żeby pokazała cipkę. Tak dość beztrosko upływa im czas na kontemplowaniu własnego seksualnego wyposzczenia, aż zjawiają się w tajemniczym lesie, gdzie spotykają grupę jeszcze bardziej spragnionych kobiecej obecności samotnych i uzbrojonych mężczyzn. Wtedy jatka dopiero się zaczyna, a wszelkiej maści nawiązania do seksu można liczyć w dziesiątkach. Generalnie w tym filmie kobiecie przyznano bardzo ważną rolę. Swoim rozpasaniem musi nie tylko dorównać facetom z podrzędnego baru na jakimś amerykańskim zadupiu, ale i znacznie ich przeskoczyć. Stąd pewnie język, którym posługują się siatkarki, pełen jest niezłych epitetów.
Nie brakuje swobodnego podejścia do obciągania, przemocy seksualnej, a nawet religii w jej oazowym, skautowskim wydaniu. Pojawia się nawet złoty deszcz, chociaż dosłownie wymieszany z błotem. Ostre siatkarki to takie niemoralizatorskie, francuskie kino eksploatacji połączone z komediowym slasherem, pozwalające jednak na refleksję nad potrzebami współczesnych kobiet. One łakną męskiej siły, stąd te wszystkie sugestie erotyczne, w których przebija się chęć dominacji, wcześniej przez wieki brutalnie okazywana kobietom. Osobiście koncepcja takich „kobiet z jajami” wydaje mi się bardzo interesująca. Dziwię się również, że Ostre siatkarki mają tak niską ocenę na Filmwebie, przecież już sama scena z krwawym rozciąganiem psa jest modelowa.
Wracając do pytania, jak nasza rosnąca wiedza o sobie doprowadziła do połączenia strachu z seksem i jak ma się to do horrorów? Jedna z teorii mówi, że po zakończeniu etapu pierwotnej relacji do własnej sfery seksualnej, podszytej strachem przed niemożnością zdobycia partnerki i rozmnożenia się, a tym samym zaspokojenia gatunkowego obowiązku, człowiek zorientował się, że sfera popędów może być kontrolowana, i to przede wszystkim u innych. Zmiana w postrzeganiu relacji społecznych dokonała się głównie dzięki powstaniu języka i ukształtowaniu pojęć abstrakcyjnych. Człowiek uświadomił sobie również, że kontrola sfery popędowej może (chociaż nie musi) wywoływać strach, który z kolei odpowiednio dozowany umacnia kontrolę, zatem w efekcie i władzę. Wiedzieli to już starożytni wiele tysięcy lat przed naszą erą, tworząc podstawowe ryty religijne oparte na nagrodzie i ofierze składanej z człowieka, a nawet samego Boga lub jego półboskiego krewniaka. Wiele setek lat później mariaż Kościoła Rzymskiego z Cesarstwem Niemieckim podtrzymał ową tendencję, na wiele wieków definiując naszą relację do seksualności, z którą do dzisiaj mamy problem jak z niedoleczoną nerwicą. A co to wszystko ma wspólnego z dzisiejszymi horrorami?
Bardzo wiele. W horrorach oswajamy się fikcyjnie z tym, co nas może tak nastraszyć, że albo umrzemy, albo ulegniemy kompletnemu szaleństwu. A my nie chcemy umierać, nie chcemy, by biologiczne życie było chwilą, a potem nastąpiła wieczna ciemność. Bronimy się przed tymi złymi proroctwami w postaci ludowych wierzeń, wstających trupów, boskiej kary, oddając się np. życiu religijnemu, jak również tworząc wszelkie dziedziny sztuki, w tym i film. Preparujemy więc gotowe rozwiązania, a oglądając je i znów przeżywając, nasz pierwotny strach staje się mniejszy. Postępując zgodnie z naszą pamięcią genetyczną, do przemocy dokładamy więc seks, tak jak byli tego uczeni nasi przodkowie od setek lat. Zachowujemy dopuszczalny prawnie status quo, lecz przy dzisiejszym stopniu wiedzy o naszej psychologii i zasadach działania biologicznego ciała to do nas należy decyzja, co uznamy za motyw, a co za jego konsekwencję. Seks lub jego brak są niekiedy rodzajem folklorystycznych potworów, ból lub jego brak również. Oto nasz wybór, często zasłonięty w produkcjach filmowych trupimi maskami i sakralną symboliką. Spotykając się z nimi na ekranie, upewniamy się, że truchła nie przyjdą do nas w rzeczywistości, żaden diabeł nie wciągnie nas do piekła, więc możemy zaśmiać się im w twarz i wyjść poza naszą zaściankową kulturę, tym samym opuszczając na chwilę purytańską tożsamość. Na chwilę… z nadzieją, że trafimy wprost do nieba.