Stephen King o słynnym horrorze: “Nie ma w nim nic, co by mnie nawiedzało wieczorem”
Stephen King słynie nie tylko z chętnie ekranizowanych powieści grozy, ale także ze swoich opiniotwórczych komentarzy na temat filmów i seriali. Wychwalał m.in. Prawo ulicy, Egzorcystę czy Stranger Things, ale gdy coś nie przypadło mu do gustu – tak jak np. Święto krwi – nie szczędził słów krytyki. Tak było też w przypadku słynnego filmu Danny’ego Boyle’a, który uznał za niezły, ale nie straszny, co w przypadku horroru nie jest raczej najlepszą oceną.
Mowa o 28 dni później z 2002 roku. Film o mieszkańcach Londynu zainfekowanych tajemniczym wirusem powstał w wyniku współpracy tak utalentowanych artystów, jak Danny Boyle, Alex Garland i Cillian Murphy, i powszechnie uważany jest za klasyk gatunku. Stephen King nie należy jednak do entuzjastów tej produkcji. Jak powiedział w rozmowie z Entertainment Weekly:
– Podobało mi się “28 dni później”, ale nie zakochałem się w tym filmie. Kluczowa kwestia w horrorach nie zmienia się z roku na rok. Ich zadaniem jest cię straszyć, i albo im się to udaje, albo nie. “28 dni później” mnie zaintrygowało – jestem wielbicielem opowieści o ocalałych w pustych miastach, co wie każdy, kto czytał “Bastion” – ale w “28 dniach później” nie było nic (w przeciwieństwie do “The Blair Witch Project”), co by mnie nawiedzało wieczorem, kiedy światło w sypialni już zgasło.
28 dni później to wyjątkowy film grozy, który faktycznie nie straszy w klasyczny sposób. Widzowie i krytycy dostrzegli w nim jednak więcej niż Stephen King, dzięki czemu już w 2007 roku doczekał się sequela pt. 28 tygodni później. W czerwcu 2025 na ekrany trafi natomiast kolejna część serii, ponownie reżyserowana przez Boyle’a produkcja 28 lat później.