search
REKLAMA
Artykuł

SPLAT PACK dekadę później. Co się stało z twórcami fali krwawych horrorów?

Krzysztof Walecki

21 września 2018

REKLAMA

Pamiętacie ten czas, gdy o posthorrorze nikt jeszcze nie słyszał, eksplozja found footage’owej grozy dopiero miała nadejść, boom na azjatyckie horrory powoli dobiegał końca, a kurz po slasherowej modzie przełomu wieków opadł już doszczętnie? Estetyka gore zawojowała wtedy rynek. Twórcy horrorów koncentrowali się na zszokowaniu widzów obrazami pełnymi krwi i brutalności. Kolejne Piły święciły triumfy w box offisie, a w ślad za nimi szły Hostele, seria Oszukać przeznaczenie i remaki klasyków z lat siedemdziesiątych, by wymienić tylko Teksańską masakrę piłą mechaniczną, Wzgórza mają oczy czy Halloween. Oczywiście zdarzały się ambitniejsze filmy grozy i takie, które nie operowały dosłownością i hektolitrami sztucznej krwi, lecz począwszy od 2002 roku, kiedy to zadebiutowali Eli Roth oraz Neil Marshall, aż do końca pierwszej dekady XXI wieku horrorowy krajobraz w kinie był w znacznej mierze zdominowany przez niskobudżetowe, niezwykle makabryczne filmy, w tonacji wręcz nihilistycznej.

Świeża krew nowych filmowców dążyła do tego, aby ożywić gatunek nieco zmurszały przez zachowawcze produkcje z kategorią wiekową PG-13, zapatrzone w Krzyk, ale pozbawione jego inwencji slashery oraz przeładowane efektami specjalnymi straszaki, które nie straszą. Udało im się do tego stopnia, że wkrótce ukute zostały dwa pojęcia: torture porn oraz Splat Pack. To pierwsze stało się określeniem filmów, które miały celebrować przemoc i okrucieństwo, czyniąc z nich atrakcję samą w sobie. Nawet ich twórcom ten termin nie przypadł do gustu, choć nie potrafili w sposób przekonujący podważyć tych zarzutów – Roth twierdził, że Hostele są czymś więcej niż patologiczną rozrywką i stanowią reakcję na… atak na World Trade Center i późniejszą wojnę w Iraku, za to scenarzysta oryginalnej Piły, Leigh Whannell, uznał słynny film za swój wkład w popkulturę.

Co innego Splat Pack (od splatter, odmiany horroru w jego najbardziej krwawym wariancie), określenie nadane przez brytyjskiego krytyka, Alana Jonesa, który nazwał w ten sposób młodych twórców horrorowej sceny początku XXI wieku. Pierwotnie lista składała się z następujących nazwisk: Alexandre Aja, Darren Lynn Bousman, Neil Marshall, Greg McLean, Eli Roth, James Wan, Leigh Whannell i Rob Zombie (po pewnym czasie doszli do niej Robert Rodriguez oraz Adam Green, lecz trudno ich zaliczyć do pozostałych, gdyż Rodriguez był już wtedy twórcą znanym i niekoniecznie kojarzonym z kinem grozy,a dokonania Greena, z Toporem na czele, nie doczekały się mainstreamowej popularności). Paka krwawników nie miała problemu z tym nazewnictwem, zwłaszcza że panowie lubili się i doceniali własną twórczość. Ta zaś, z miejsca rozpoznawalna i dominująca w kinach, spotykała się z kilkoma wyjątkami raczej z pogardą ze strony krytyki. Filmowców i studia nie interesowało to, dopóki dzieła te przynosiły zysk, lecz zmieniło się to pod koniec dekady – wtedy to rozpoczął się stopniowy zanik zainteresowania tego typu kinem, ale też poszukiwania nowych dróg dla niektórych twórców. Gdzie są dziś członkowie Splat Pack? Często w miejscach, w których trudno byłoby nam ich zobaczyć jeszcze 10 lat temu.

JAMES WAN

Warto rozpocząć od tego nazwiska, gdyż to właśnie jego Piła przyczyniła się w dużej mierze do popularyzacji i późniejszej dominacji w kinach horroru opartego na gore. Ale urodzony w Malezji, a wychowany w Australii Wan bardzo szybko zrozumiał, że nie tędy droga. Pierwsza Piła zresztą, pomimo drastycznego punktu wyjścia, ohydnych wynalazków i mocno przewrotnego światopoglądu głównego złoczyńcy (Jigsaw karze tych, którzy na to zasługują, jednocześnie dając im szansę odnowy moralnej… lub śmierć), jest filmem, w którym nie o tortury i okrucieństwo chodzi. To raczej pokaz talentu reżysera, zarówno stylistycznego, jak narracyjnego. Z niewielkim budżetem, bardzo krótkim czasem na zdjęcia i kilkoma znanymi nazwiskami w obsadzie (Cary Elwes, Danny Glover) udało się mu stworzyć horrorową perełkę, choć w tym przypadku lepszym określeniem byłby krwawy diament.

Następnie Wan, niechętny kontynuowaniu przygody z Jigsawem, nakręcił Martwą ciszę, gdzie gotycki horror starał się ubrać we współczesny, agresywny kostium, oraz Wyrok śmierci, thriller, w którym Kevin Bacon mści się za śmierć syna. Oba poległy w kinach, być może dlatego, że Australijczyk wciąż brodził w mrocznej i makabrycznej tonacji swego debiutu, choć akurat te filmy niekonieczne tego wymagały.

I tak, wraz z końcem poprzedniej i początkiem obecnej dekady, Wan postanowił odejść od stylistyki gore na rzecz straszenia duchami i demonami, bez epatowania nadmierną przemocą. Jego cykle Naznaczony oraz Obecność, podobnie jak wcześniej Piła, stały się wyznacznikiem tego, co w kinie grozy najpopularniejsze w ostatnich latach, choć on sam w międzyczasie ponownie dokonał zwrotu. Kilka lat temu nakręcił Szybkich i wściekłych 7, a pod koniec tego roku premierę będzie miał komiksowy Aquaman. Z twórcy operującego małymi budżetami, za to szukającego nowych metod straszenia widzów, przeistoczył się w reżysera potrafiącego zapanować nad widowiskiem za 200 milionów dolarów.

LEIGH WHANNELL

Tam, gdzie Wan, tam i (do pewnego momentu) Leigh Whannell. Jedyny twórca wśród splatpackowej braci, który w tamtym okresie nie był reżyserem. Trudno go jednak nie uznać za współautora Piły i jej sukcesu, skoro odpowiadał nie tylko za scenariusz, lecz również zagrał w nim jedną z głównych ról. Napisał również dwie kontynuacje horrorowego hitu, które przesunęły granicę wytrzymałości widzów, jednocześnie próbując zbudować z Jigsawa postać wręcz tragiczną. Jednak bez Wana za kamerą zabawa szybko stała się męcząca, a kolejne sequele tonęły w morzu nihilizmu i coraz bardziej makabrycznych obrazów.

Szybkim zwrotem od torture porn miała być Martwa cisza, ale dopiero Naznaczony stanowił punkt zwrotny w karierze obu twórców. Przy części trzeciej Whannell przejął pałeczkę po Wanie, debiutując całkiem udanie w nowej roli. Wciąż pisze kolejne części serii, w tym roku po raz drugi zasiadł zaś na stołku reżyserskim, kręcąc futurystyczne kino zemsty, Upgrade. Przyjęte bardzo entuzjastycznie przez widzów i krytyków, może stać się dla dawnego scenarzysty Piły przepustką do całkiem nowego rozdziału w jego karierze.

REKLAMA