ROGI. Radcliffe w ekranizacji książki Joego Hilla, syna Stephena Kinga
Tekst z archiwum Film.org.pl (5.11.2014)
Nazywając Rogi ambitną porażką, mówię o tym filmie dwie rzeczy. Po pierwsze, że ten gatunkowy misz-masz horroru, fantastyki, czarnej komedii, romansu i kryminału już sam w sobie jest intrygującym oraz niecodziennym projektem, ryzykownym, acz niosącym wielki potencjał. Po drugie natomiast, że nie udał się albo przynajmniej nie udał się do końca. Warto taki film oraz jego twórców nagrodzić za odwagę, niekoniecznie zaś za efekt końcowy, któremu daleko do sukcesu.
Kiedy młoda i piękna Merrin (anielska Temple) zostaje zgwałcona, a następnie zamordowana, głównym podejrzanym staje się jej wieloletni chłopak, Ig Perrish (przez większą część filmu nieogolony Radcliffe). Społeczność małego miasteczka szybko wydaje wyrok, choć dowodów jego winy brak, a i sam Ig nie przyznaje się do zbrodni.
Dwudziestoparolatek szybko się stacza, złorzecząc nawet samemu Bogu, i po jednej z pijańskich nocy, budzi się, aby odkryć, że wyrosły mu tytułowe rogi. Początkowo małe różki, którego nikogo specjalnie nie dziwią, jednak sprawiają, że nawet obcy ludzie otwierają się przed bohaterem, aby powiedzieć mu swe skrywane i nieprzyjemne sekrety. Także rodzice Iga, zazwyczaj wspierający go, nie mają oporów w wyznaniu synowi swej pogardy do niego. Z taką mocą chłopak postanawia odnaleźć prawdziwego mordercę Merrin i wymierzyć mu iście diabelską sprawiedliwość.
Film Alexandre’a Aji powstał w oparciu o książkę Joego Hilla, syna słynnego Stephena Kinga. Hill ma swój własny styl, widoczny zwłaszcza w jego znakomitych opowiadaniach, lecz również i „Rogi” są przykładem tego, jak dobrym i innym od ojca jest pisarzem. Jednak to, co udało się w książkowym pierwowzorze, czyli miks gatunków i konwencji, w filmie wypada wyjątkowo topornie. Aja nie ma problemów z tonacją w pojedynczych scenach, dzięki czemu nie trudno się bawić w momentach, gdy Ig sprawia, że dziennikarze walczą między sobą o wywiad z nim, bądź gdy namawia dwójkę policjantów do wyznania sobie swych homoseksualnych fantazji. Również sceny dramatyczne wychodzą reżyserowi dobrze, zwłaszcza rozmowy głównego bohatera z rodziną oraz ojcem swej zamordowanej ukochanej. Gorzej, gdy zestawia te sceny obok siebie, a Rogi składają się tylko z takich ryzykownych zmian klimatu.
Aja znany jest jako twórca bardzo krwawych horrorów (m.in. Blady strach, remake Wzgórza mają oczy, campowa Pirania 3D), a jego nowy film może być zaskoczeniem dla wielu fanów jego twórczości. Reżyser nie epatuje w nim przemocą (co nie oznacza, że wcale jej nie ma), stawiając raczej na powolnie rozwijającą się historię oraz ciekawą warstwę narracyjną i gatunkowy bagaż całości. I nawet jeżeli jego próbę trudno zaliczyć do udanych, należy go pochwalić za idealne obsadzenie w roli głównej Daniela Radcliffe’a, niosącego cały film. Młody aktor bezbłędnie wyczuwa każdą scenę, balansując między tragedią, a komedią, poważnym dramatem o poczuciu winy i stracie, a fantastyką, gdzie ze sceny na scenę jego bohater coraz chętniej wykorzystuje swe piekielne moce. To właśnie dzięki niemu seans Rogów ciężko zaliczyć do nieudanych. Radcliffe całą swą prezencją uzmysławia nam, czym byłaby ta historia w rękach dużo sprawniejszego reżysera.
Podoba mi się, z jakich elementów składa się opowieść Hilla i w jakim kierunku zmierza. Szkoda, że nie wie tego Aja. Liczne retrospekcje wydają się być wrzucone na siłę, nie pomaga również fakt, że na odpowiedź, kto zabił czekamy prawie do samego finału, gdy tymczasem w oryginale Ig dosyć szybko odkrywa tożsamość mordercy. Rogi są w dużej mierze krwawą baśnią o współczesnym diable, który bierze nad nami górę, nieważne, czy na co dzień jesteśmy porządnymi ludźmi czy też nie. Bestia siedzi w każdym z nas, jedni po prostu kryją się z nią lepiej od innych. Aja ma rękę do momentów, w których bohaterowie pokazują swoje mniej przyjazne oblicze; z ekranu wylewa się wtedy sporo jadowitego śmiechu. Ale im dalej wchodzimy w ten chory świat, tym wyraźniej widzimy, że na jego końcu nic nie ma. Reżyserowi Piranii 3D zależy tylko na efektownym finale, z przemianą w autentycznego diabła oraz rozwiązaniem kryminalnej intrygi, lecz zamiast refleksji nad tym, gdzie wylądowała dusza Iga Perrisha, woli zatoczyć koło. Ostatnia scena może być odpowiedzią na wyżej postawione pytanie, jednak wtedy Francuz nie uchroni się przed zarzutem o kiczowatość i banał. I tak źle, i tak niedobrze.
Co zostaje z filmowych Rogów? Przede wszystkim kreacja Radcliffe’a, mądrze dobierającego post-Potterowe role. Niewesoły klimat również działa na korzyść mrocznej historii, w której na szczęście czarny humor nie zabija powagi, a nawet ją wzmacnia. Rogaty Ig wprowadza sporo chaosu do, wydawać by się mogło, spokojnej mieściny, choć w rzeczywistości całe zło, jakie wychodzi na wierzch, zakorzenione jest głęboko w jej mieszkańcach. Przypomina to trochę słynne Miasteczko Twin Peaks, jednak Aja to nie David Lynch. Widzi diabły, anioły i węże, lecz nie bardzo wie, gdzie mają trafić. Najpewniej do lepszego filmu.