SPECJALISTA. Erotyczne spotkanie z Sylvestrem
Kino sensacyjne lat 80. i 90. bezlitośnie odarło pozytywnych bohaterów z seksualności. Takie mam właśnie główne wrażenie po kilkukrotnym obejrzeniu Specjalisty, chociaż akurat ten film absolutnie nie ponosi za to winy. Jest wręcz odwrotnie. Erotyczna scena Stallone’a i Stone dopełnia ich bardzo zmysłowe natury, a we mnie powoduje osobliwą dla mnie samego dezaprobatę, bo przecież heroiczny Sly nie chodzi z nikim do łóżka. On jest moralnie kryształowy, do granic pozytywny, genialnie się bije, celnie strzela i zabija tylko schwarzcharaktery. Tak mi się wydaje, jeśli tylko wyłączę refleksję nad filmem jako produktem działania kultury na twórczość człowieka par excellence. Jeśli natomiast się trochę wysilę, uświadamiam sobie, że erotyczny Stallone żenuje mnie tylko dlatego, że nie pasuje do pretensjonalnie stworzonego przez Hollywood modelu tego typu sensacyjnego bohatera. Czy zatem coś więcej wyniosłem z tego filmu prócz irracjonalnego niesmaku na widok seksu z błyszczącym od potu Sylvestrem?
Z pewnością muszę docenić rolę Sharon Stone, montaż Jacka Hofstry, doskonałe zdjęcia Jeffreya L. Kimballa i klimatyczną muzykę Johna Barry’ego. Duże znaczenie ma też dla mnie sentyment, jakim darzę kino sensacyjne lat 80. i 90., chociaż mam świadomość, że w sporej liczbie przypadków nie sposób zobaczyć w nim jakiejkolwiek artystycznej wartości, a zwłaszcza Specjalista nie może być jej dobrym przykładem. Wreszcie od 1993 roku, czyli zaledwie rok wcześniej niż data premiery filmu Luisa Llosy, rozpoczął się bolesny upadek aktorskiego mitu Stallone’a – wtedy to właśnie powstał Człowiek-demolka. Dalej już było coraz gorzej, z niewielkim odrodzeniem w Cop Land Jamesa Mangolda. Dopiero w 2010 roku, kiedy Stallone naprawdę zmotywował się, żeby wrócić, nie tylko zagrał w gatunkowo znakomitych Niezniszczalnych, ale i ich wyreżyserował. Zresztą, co ciekawe, podobne dzieje miała kariera Schwarzeneggera. Najwidoczniej obydwaj superbohaterowie kina akcji musieli wpierw wejść na szczyt, efektownie z niego zlecieć, a następnie z obolałymi zadkami powrócić już dużo spokojniej, ale dojrzalej, na współczesny ekran.
Podobne wpisy
Wracając do Specjalisty, absolutnie nie odważę się napisać, że to jeden z tych filmów, które zmuszają do kompulsywnego poszukiwania czegoś na innym kanale. Historia speca od ładunków wybuchowych, który nawiązuje romans ze swoją zleceniodawczynią, a przy okazji dzięki niej ma okazję zemścić się na dawnym wrogu, zdaje się opowiastką, jakich setki w kinie akcji. Mimo to mogę polecić Specjalistę każdemu, kto akurat leży w łóżku chory, a za oknem szaleją deszcz i wiatr. Z drugiej strony od reżysera tak znaczącego dla gatunku i obiektywnie dobrego Snajpera oczekiwałbym znacznie inteligentniej rozegranej akcji. Mając w obsadzie Jamesa Woodsa, aktora doświadczonego w odgrywaniu antagonistów, można było mniej szablonowo rozpisać jego postać. Właściwie o tym, jak potoczy się cała historia, wiem już po pierwszych dziesięciu minutach akcji, a chciałem doczekać w narastającym suspensie chociaż pół godziny. I powiem wam, dlaczego oczekiwałem znacznie więcej.
Ponieważ wydawało mi się, że Specjalista aspiruje do czegoś ponad bohaterską sensację, zważywszy na wprowadzenie elementów thrillera erotycznego. To mogło być ciekawe połączenie bezlitosnej rozwałki i zmysłowej gry między Stallone’em i Stone. O ile piękna Sharon zbudowała swój elektryzujący obraz po staremu, czyli na skuteczną modłę z Nagiego instynktu, to Sylvester nie umiał wydostać się ze swojego wizerunku bezlitosnego macho. Nie winię go za to, gdyż po wręcz epokowych dla kina sensacyjnego filmach (Rocky, Rambo), w których zagrał, jest to właściwie niewykonalne. Dlaczego? Zacznijmy od tego, że kino, jak i każda inna ludzka twórczość, przypomina lustro – odbija się w nim aktualna hierarchia wartości tego społeczeństwa, które ową sztukę kreuje.