ŚMIERTELNY KSZTAŁT WODY. Potwory z głębi oceanu
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego to właśnie rekin jest niekwestionowanym królem morskich czarnych charakterów? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ jest duży, mięsożerny i nie dba o właściwy PR – zdarzyło się mu atakować ludzi. Człowiekowi zatem najłatwiej było wyobrazić sobie w nim potwora w myśl zasady, że najstraszniejsze wydaje się to, co żyje obok nas od zawsze. Nie oznacza to na szczęście, że filmowcy ograniczyli się tylko do tej ryby. Wykorzystali również inną koncepcję potworności – straszne jest to, co obce, dlatego nieznane. Takie podejście wprowadziło całkiem sporą różnorodność morskich potworów. Byłoby przecież nudno oglądać raz Szczęki, a raz kolejną część Rekinado. W oceanicznych głębinach pływa jeszcze mnóstwo ciekawych inspiracji dla ludzkich lęków.
Moby Dick (1956), John Huston
Zarówno książka, jak i nawet jeszcze film pochodzą z czasów, kiedy wielorybnictwo uznawano za konieczne dla gospodarki wielu krajów oceaniczne polowanie. Oficjalnie teraz już tak nie jest, jednak zabicie walenia wciąż funkcjonuje w bardziej tradycyjnych społecznościach (np. na Wyspach Owczych) jako rodzaj dowodu na męskość oraz podtrzymanie społecznych mitów. Tytułowy kaszalot z książki Melville’a oraz z filmu Hustona to jedyny potwór w tym zestawieniu, który dzięki ludzkiej dwulicowej moralności został uczyniony symbolem okrutnego zła, podczas gdy to ludzie podjęli decyzję, że w sposób rabunkowy dla oceanicznych ekosystemów będą wytwarzać z wielorybów m.in. smar do maszyn, olej do lamp, mydło, parasole, gorsety, kredki i pamiątki. Biały kaszalot z Moby Dicka to potworne uosobienie naszych cech, pięknych, wartościowych i godnych naśladowania, gdy czujemy się bezpiecznie oraz przyjemnie, a morderczych, kiedy za wszelką cenę chcemy przeżyć albo osiągnąć swój partykularny cel odczuwania przyjemności.
Szczęki (1975), Steven Spielberg
Film przeszedł do historii kina dlatego, że Spielberg potrafił umiejętnie dozować widzowi obecność potwora, a przy tym wykreował wyraziste postaci, które wspomogły stworzyć odpowiedni suspens. Bo przecież nie zawsze chodzi o to, żeby widzieć zagrożenie, wypływające flaki i lejącą się z ekranu krew. Reżyser Szczęk nakłada je na umysł podczas seansu zupełnie wirtualnie, a znany na całym świecie motyw muzyczny napisany przez Johna Williamsa powoduje łaskotanie w dołku. A dodatkowo znakomite kreacje trójki już dzisiaj trochę zapomnianych aktorów – Roberta Shawa, Roya Scheidera oraz Richarda Dreyfussa. To zaledwie kilka powodów, dla których wszelkie inne klony filmów o rekinach są zaledwie namiastką, powtórzeniem oraz niewprawnym naśladownictwem dzieła Spielberga. A to wszystko za mikroskopijny jak na dzisiejsze realia superprodukcji budżet. Wynosił on jedyne 9 milionów dolarów.
Kształt wody (2017), Guillermo del Toro
“Potwór” jest słowem z jednoznaczną, negatywną konotacją. Ludzie boją się istot, które są potworami, a miano takie istoty te zyskują głównie dzięki swojej inności. Z jej powodu oraz ze strachu przed tym, czym są, to my pierwsi je atakujemy, żeby pozytywnie zweryfikować wcześniej nałożoną maskę potworności na istotę, której wcale nie znaliśmy. Tak jest z nieco magicznym potworem z opowieści Guillermo del Toro. Cała jego agresja jest katalizowana przez rażących go prądem naukowców. Chcą z niego uczynić narzędzie do walki z ZSRR, lecz on po prostu potrzebuje jedynie wolności. Istota w Kształcie wody trochę przypomina Potwora z Czarnej Laguny. Jest podobnie zagubiona w rzeczywistości cywilizacyjnie zaawansowanych w stosunku do niej ludzi, a jednak emocjonalnie zupełnie nieczułych, ponieważ ich zasady etyczne nie do końca stosują się nawet do nich samych. Co więc zrobić? Najlepiej uciekać od takich potworów.