5. Steiner
Królikiewicz wprost nazywa Steinera „najistotniejszą postacią w tym filmie”. Spełniony pisarz, który często gości w swoim luksusowym mieszkaniu znamienitych artystów. Przykładny katolik, szczęśliwy mąż i ojciec. To jednak tylko pozory. Pod skrzętnie budowaną przez lata maską idealnego mężczyzny kryje się zdruzgotana psychicznie, chwiejna istota, która pewnego dnia chwyci za pistolet, zamorduje dwójkę niewinnych dzieci, a na koniec popełni samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Pod wszystkimi praktycznie względami Steiner stanowi zaprzeczenie, antytezę Marcella. Jest głęboko wierzący, żonaty, posiada dzieci, pisze książki (o czym przecież marzy Marcello), a także jest właścicielem dużego, przestronnego mieszkania, z którym niewielkie lokum Rubiniego nie może się równać. To jednak on – pozornie najszczęśliwszy człowiek na ziemi, a nie przeżywający wzloty i upadki bohater Mastroianniego – strzela sobie w głowę. Dlaczego? Myślę, że przyczyn tej brzemiennej w skutkach decyzji powinniśmy się dopatrywać przede wszystkim w scenie przyjęcia zorganizowanego przez Steinera. Wtedy to pomiędzy gospodarzem a Marcellem wywiązuje się na balkonie niezwykle interesująca rozmowa. Dziennikarz zachwyca się ułożonym życiem Steinera. Jest pod ogromnym wrażeniem idylli, którą zbudował jego przyjaciel – idealnej żony, dzieci, książek, znajomych. Steiner jednak nie podziela jego entuzjazmu: „Nie naśladuj mnie, nie znajdziesz zbawienia wśród czterech ścian. (…) Każde, najnędzniejsze nawet istnienie jest lepsze od bezpiecznej egzystencji w zorganizowanym społeczeństwie, gdzie wszystko jest skalkulowane i perfekcyjne”. Następnie Steiner przechodzi powoli do pokoju dziecięcego i mówi do Marcella: „Spokój powoduje, że się boję, prawdopodobnie to jemu nie ufam ponad wszystko. Czuję, że jest jedynie zasłoną przykrywającą piekielną otchłań. Myślę o świecie moich dzieci, który prawdopodobnie jest cudowny, ale jeden tylko telefon szaleńca może wszystko zakończyć”. Teraz już wiemy. Steiner zamordował swoje dzieci ze strachu przed światem. Ze strachu przed światem, który mógłby zafundować jego pociechom dużo gorsze, straszniejsze męki niż szybka śmierć z ręki ojca. Paradoksalnie więc Steiner zamordował swoje dzieci z miłości, chciał je ochronić. A jak na to wszystko zareagował Marcello? Wydawać by się mogło, że śmierć bliskiego przyjaciela powinna zmusić go do refleksji, zmiany dotychczasowych priorytetów. Nic takiego nie ma jednak miejsca. Marcello jeszcze bardziej zatraca się w życiu wyższych sfer. Porzuca marzenia o napisaniu książki, porzuca nawet dziennikarstwo i zaczyna pracować jako agent promujący wschodzące gwiazdy. Decyzja Marcella, choć z pozoru bardzo dziwna, po głębszej analizie wydaje się całkowicie logiczna. Bohater, świadomie lub nie, za wszelką cenę chce uniknąć tragicznego losu Steinera. To właśnie dlatego zamiast się ustatkować i założyć rodzinę, Marcello oddaje się bez reszty dotychczasowemu stylowi życia.
Kompletnie w filmie Felliniego skompromitowane. Najdobitniej chyba w scenie ostatniej imprezy (zwanej również „sceną orgii”), której to uczestnicy nie mają już prawie żadnych moralnych zahamowań. Najpierw z mroku wyłania się sznur ścigających się ze sobą, pędzących na oślep samochodów. Gdy bohaterowie docierają do wyznaczonego miejsca spotkania, którym okazuje się rezydencja znajomego, orientują się, że nie ma wśród nich gospodarza ani nikogo, kto mógłby wpuścić ich do środka. Co więc robią dalej? Taranują bramę wjazdową samochodem, a potem wybijają (konkretniej robi to Marcello) okno w salonie, aby dostać się do wnętrza rezydencji. To jednak dopiero początek przyjęcia. Na scenę wkracza para transwestytów, która swoim absurdalnym tańcem ma rozbawić pijane towarzystwo. Później pałeczkę przejmuje Marcello, który organizuje burzę mózgów prowadzącą do pomysłu striptizu świeżo rozwiedzionej Nadii. Kobieta bez wahania podejmuje się tego wyzwania, nie zważając na fakt, że jednym z uczestników imprezy jest jej były mąż. Problem pojawia się, kiedy do domu wraca właściciel rezydencji – Ricardo. Zdaje się on jedyną osobą obdarzoną w tym gronie zdrowym rozsądkiem. Każe się wszystkim rozejść w przeciągu pół godziny i ogłasza zakończenie przyjęcia. Towarzystwo bawi się jednak do białego rana, a później wychodzi zaczerpnąć świeżego powietrza na pobliską plażę, gdzie jest świadkiem połowu gigantycznej, zdeformowanej ryby – symbolu moralnego zepsucia.