SKRZYPEK NA DACHU. 50. rocznica premiery wyjątkowego musicalu
„Człowiek bez tradycji byłby jak ten skrzypek na dachu, niepewny i drżący”
Końcówka XIX wieku, carskie imperium rosyjskie, wioska Anatewka gdzieś na terytorium dzisiejszej Ukrainy. Społeczności żydowska i ukraińska mieszkają po sąsiedzku, ale trzymają się na dystans i nie wchodzą ze sobą w interakcje. Poczciwy mleczarz Tewje nie dorobił się majątku i nie doczekał wymarzonego syna. Całą miłość przelewa więc na swoje córki: mimo ograniczonych środków stara się im zapewnić szczęście, rozumiane zgodnie z ówczesną obyczajowością jako znalezienie dla każdej z nich bogatego i poważanego męża.
[SPOILERY]
Ale każda z córek postąpi na przekór woli ojca. Najstarsza, Cajtel, zakocha się w biednym krawcu, pomimo tego, że Tewje znajdzie dla niej bardzo bogatego, choć starego rzeźnika. Ojciec na początku będzie zły na córkę, ale widząc jej wielką miłość, zgodzi się na małżeństwo z ukochanym i wywoła skandal w wiosce, zrywając jej zaręczyny z bogaczem. Druga córka, Hodel, straci głowę dla biednego studenta, Perczyka, udzielającego lekcji córkom Tewji w zamian za dach nad głową. A kiedy jej wybranek za swoją komunistyczną działalność zostanie zesłany na Sybir, Hodel postanowi wybrać się na zesłanie razem z nim – i tę decyzję córki, mimo ogromnego bólu, zaakceptuje Tewje. Dopiero kiedy najmłodsza Chana pokocha prawosławnego (czyli niewierzącego, goja) i weźmie z nim potajemny ślub, Tewje nie będzie potrafił zaakceptować takiego odstępstwa od wiary i nie udzieli błogosławieństwa małżeństwu córki. A na samym końcu carski dekret rozkaże całej żydowskiej społeczności Anatewki opuścić granice Imperium. I stary, zmęczony życiem Tewje zostawi wszystko, co zna, by udać się w podróż do odległej Ameryki.
[KONIEC SPOILERÓW]
Tak w skrócie przedstawia się fabuła musicalu Skrzypek na dachu, opartego na powieści Dzieje Tewji Mleczarza Szolema Alejchema, czyli jednego z prekursorów współczesnej literatury jidysz. Sam autor pracował nad rozpisaniem swojej powieści na potrzeby teatru, ale zmarł, nim zdążył dokończyć dzieło. Na szczęście inni kontynuowali pomysł przeniesienia na scenę słynnej powieści (po dziś dzień Dzieje Tewji Mleczarza to największy, międzynarodowy bestseller literatury jidysz) – Fred Coe i Harold Prince podjęli się produkcji, Sheldon Harnick napisał libretto, Jerome Robbins stworzył choreografię i objął stanowisko reżysera, a Jerry Bock skomponował wspaniałe utwory, w niezwykle płynny sposób łączące tradycyjne brzmienia żydowskie z musicalową estetyką. Jego piosenki miały okazać się jednymi z najszerzej rozpoznawalnych kawałków musicalowych w historii: nawet ci, którzy nigdy nie oglądali Skrzypka na dachu, potrafią zanucić Gdybym był bogaczem.
Przedstawienie Robbinsa z 1964 roku okazało się największym hitem w ówczesnej historii Broadwayu, wystawiono ponad 3000 spektakli bez przerw (rekord). Jak bywa w przypadku większości musicali, które odniosły sukces na Broadwayu, o Skrzypka… upomniało się Hollywood. Robbins nie czuł się zbyt pewnie za obiektywem, dlatego wytwórnia United Artists musiała poszukać innego kandydata do objęcia reżyserskiego stołka. Wybór padł na Normana Jewisona, który był tuż po sukcesie Cincinnati Kid (1965) i W upalną noc (1967), a jeszcze przed nakręceniem kolejnego wielkiego musicalowego hitu – Jesus Christ Superstar (1973). Adaptacją scenariusza spektaklu na potrzeby filmu zajął się Joseph Stein. Ścieżkę dźwiękową Jerry’ego Bocka nagrała z kolei orkiestra pod batutą Johna Williamsa.
Jewison już na wstępie naraził się fanom broadwayowskiej wersji, ponieważ nie wybrał do roli Tewji aktora, który grał tę rolę w oryginalnej produkcji. Reżyser zrezygnował z Zero Mostela ze względu na jego konfliktowy, autorytarny charakter. Reżyser miał świadomość, że tak silne osobowości sceniczne często nie sprawdzają się przed kamerą, bo kino nie lubi manierycznej gry, a praca nad filmem wymaga większej dyscypliny i mniejszego „gwiazdorzenia” ze strony wykonawców. Po odrzuceniu brodwayowskiego aktora producenci rozważali do głównej roli tak kuriozalne z dzisiejszej perspektywy typy, jak Frank Sinatra, Orson Welles i Marlon Brando. W końcu w miejsce Mostela podpowiedziano Jewisonowi szerzej nieznanego izraelskiego aktora, Chaima Topola, który grał już rolę Tewji na West Endzie.
Nie wiem, jak wypadłby przed kamerą Mostel. Podobno na scenie Broadwayu był niezrównany. Ale dzisiaj chyba nikt nie wyobraża sobie w roli Tewji kogokolwiek innego niż Topola. Izraelski aktor, ze swoją potężną posturą, szczerą twarzą i wyrazistym spojrzeniem, nadał postaci ubogiego mleczarza pełen wymiar emocji. W zależności od tego, czego wymaga dana scena, jest zażywny, wybuchowy, sprytny, cwany, dobroduszny, sterany życiem, złamany, pełen rozpaczy. Pcha swój rozwalający się wózek pełen mleka z cichą godnością, w pogodzeniu ze swoim losem. Trzyma się swoich wierzeń i zasad kurczowo, jako fundamentu, na którym opiera się jego zmienne życie, a jednocześnie z miłości do córek zgadza się na rzeczy niezwykle postępowe i sprzeczne z kodeksem ortodoksyjnej społeczności sztetla. Topol otrzymał za swoją kreację Złoty Glob, ale Oscarowy wyścig w kategorii najlepszy aktor pierwszoplanowy przegrał z Gene’em Hackmanem, nagrodzonym za Francuskiego łącznika. Z całą moją miłością do filmu Friedkina i sympatią do postaci Popeye’a… Topol przekazał swoją grą aktorską o wiele więcej niż Hackman, ale trudno mówić w tym przypadku o „porażce”: to były czasy w amerykańskim kinie, kiedy o Oscary konkurowały arcydzieła, a wśród nominowanych rzadko zdarzały się tytuły z łapanki.
Swego czasu krytycy zarzucali widowisku kiczowatość oraz powierzchowne traktowanie kultury żydowskiej. Ale czas przyznał słuszność nie krytykom, ale dziełu, bo dzisiaj, równo 50 lat po premierze, Skrzypek na dachu wciąż pozostaje jednym z najchętniej oglądanych filmowych musicali. A mnie nawet nie chce się zastanawiać nad tym, jak bardzo smętnym i jajogłowym trzeba być człowiekiem, by siłę tego filmu sprowadzać do pogardliwego określenia kicz.
Chociaż pierwszym utworem odśpiewanym w musicalu jest wielogłosowa Tradycja, w której wyznawane przez Żydów zasady są przedstawione jako nienaruszalny monolit, to Skrzypek na dachu opowiada nie o trwaniu chasydzkiej tradycji, lecz o jej stopniowym zanikaniu i nieuchronnych zmianach niesionych przez nadchodzący XX wiek. Dla córek wola ojca nie jest już priorytetem, a od męża nie oczekują bogactwa i zapewnienia statusu, tylko miłości i porozumienia. Żydzi mogą się nie asymilować, ale polityka i tak zacznie wkradać się do ich wioski: nastawieni antysemicko Ukraińcy zrobią burdę na weselu najstarszej córki Tewji, a pierwsze widmo bolszewizmu zapuka do domostw. Końcowa przymusowa emigracja z Anatewki, bezpiecznej enklawy tradycji, „gdzie żyje każdy, kogo znam”, to ostateczny dowód rozpadu starego świata. Opustoszenie Anatewki zapowiada również późniejszy, dwudziestowieczny odpływ ludności żydowskiej z Europy – czy to poprzez śmierć, czy to przymusową emigrację. Hodel podążająca za swoim mężem na syberyjską katorgę poprzedza miliony innych żydowskich kobiet, które kilkadziesiąt lat później również wsiadły w pociąg i pojechały do obozu, by nigdy z niego nie wrócić.
Wyjątkowość Skrzypka na dachu zasadza się na tym, iż jest to opowieść idealnie słodko-gorzka. Film nie przeplata scen smutnych z zabawnymi: każda scena ma w sobie jednocześnie smutek i pogodę ducha. Każda scena jest jak te skierowane do Boga monologi Tewji, w których chociaż utyskuje on na swój los i biedę, to mówi o wszystkich nieszczęściach z pokorą, łagodnością, humorem. Na weselu Cajtel widz doświadcza jednocześnie radości (szczęście zakochanej młodej pary), smutku (gorycz odrzuconego kandydata na męża), wzruszenia (nostalgia rodziców panny młodej, zdumionych tym, jak szybko dorosła ich córka i jak niepostrzeżenie minęła młodość ich samych), rozbawienia (żarty na weselu, zaloty Hodel i Perczyka), grozy (wtargnięcie bojówki Ukraińców i rozgonienie weselników) i zachwytu (taniec z butelkami). Skrzypek na dachu jest tętniący życiem, głośny od rozmów, swojski i bliski jak sama Anatewka. Film opowiada o przemijaniu, ale z niezwykłą czułością portretuje życie, za które z taką pasją wznoszą toast bohaterowie w jednej ze scen. I to z takiego życia – życia pomimo wszystko, mimo piasku sypanego przez los w oczy i mimo nieuchronności końca – zbudowany został ten niezwykły musical. To Life. To Life. L’chaim.