search
REKLAMA
Serialowe uniwersum

Serialowe uniwersum. Trzynaście lat CHIRURGÓW – skąd ta popularność?

Kornelia Farynowska

31 marca 2017

REKLAMA

Chirurdzy – serial, który jako jeden z wielu powstał, by zapełnić lukę po czymś, co się nie sprawdziło, i jako jeden z niewielu przetrwał. W tym roku mija trzynaście lat, od kiedy rozpoczęła się emisja (rocznica była dokładnie w ubiegły poniedziałek, 27 marca). Konkurencja jest mocna, nowych seriali powstaje więcej, niż stacje mogą zmieścić w swoich ramówkach, a Chirurdzy wciąż mają wysoką oglądalność i zbierają kolejnych fanów. Skąd ta popularność?

Cóż, Bogiem a prawdą, złożyło się pewnie na to wiele czynników. Takiej stuprocentowo pewnej odpowiedzi nie mam, ale mogę zaproponować moją małą, prywatną hipotezę.

Mówiąc w uproszczeniu, są dwa sposoby na stworzenie postaci w serialu. Pierwszy: wymyśla się dwójkę, ewentualnie trójkę głównych bohaterów, na których koncentruje się akcja. Do nich dokłada się postacie drugoplanowe, żeby aktorzy nie grali sami ze sobą. To na przykład Castle, Kości, Mentalista czy House. Tutaj liczy się para… I to zarazem zaleta i wada takiego rozwiązania. Zaleta, ponieważ wystarczą dwie ciekawe postacie. Wada, ponieważ bez jednej z nich nie ma serialu. W tym momencie nie można sobie pozwolić na to, by którąkolwiek stracić. O tym zresztą boleśnie przekonała się stacja ABC, gdy rok temu próbowała pozbyć się Stany Katic z Castle’a, ale reakcja fanów była tak gwałtowna, że ostatecznie skasowano cały serial.

Drugi sposób natomiast to stworzenie kilku pierwszoplanowych bohaterów. Czas ekranowy dzieli się w miarę możliwości równo między nich. Do takich produkcji zaliczają się na przykład Firefly, Dawno, dawno temu, Skandal, Sposób na morderstwo czy właśnie Chirurdzy. Oczywiście nie każdemu serialowi gwarantuje to przetrwanie (khy khy, Firefly, khy khy), ale daje większe szanse. Trzeba tylko umieć to zrobić. Scenarzyści Dawno, dawno temu pięć sezonów temu zapomnieli, jak można sensownie łączyć historie bohaterów, scenarzyści Skandalu dla odmiany zapomnieli, że bohaterowie mieli jakieś historie do połączenia, a scenarzyści Sposobu na morderstwo nagromadzili tyle historii, że widzowie mieli pełne prawo zapomnieć, jak się to wszystko między bohaterami łączyło w całość.

O ile na temat Dawno, dawno temu wyzłośliwiam się właściwie hobbystycznie, bo serial już dawno, dawno temu zalazł mi za skórę, o tyle Skandal i Sposób na morderstwo to przykłady dobrane celowo, z Chirurgami łączy je bowiem producentka, Shonda Rhimes. Ona po prostu lubi przygotowywać seriale, w których jest więcej niż dwójka ciekawych bohaterów, i moim zdaniem to właśnie tutaj kryje się odpowiedź na postawione w tytule pytanie.

Przez Chirurgów przewinęło się naprawdę mnóstwo postaci. Derek Shepherd, Cristina Yang, Preston Burke, Izzie Stevens, George O’Malley, Callie Torres, Addison Montgomery, Mark Sloan, Lexie Grey, Teddy Altman, Erica Hahn, Adele Webber, Denny Duquette, Heather Brooks… Można było wybierać ulubieńców do upojenia. Shonda zadbała o to, by każdy z tych bohaterów był rozpoznawalny, miał swoje przejścia i odrębną historię. Nawet jeśli czasami te przejścia bywały nieprawdopodobne, świetnie się to oglądało, a właściwie ogląda, ponieważ postacie są zróżnicowane charakterologicznie.

Weźmy na przykład taką Cristinę. Zdeterminowana, ambitna, stanowcza, nastawiona na karierę, sukces zawodowy. Rodzina na drugim planie; jakiś tam mąż ostatecznie może być, ale żadnych dzieci, o nie. I wyszła akurat za Owena Hunta, którego marzeniem jest gromadka maluchów. Ich losy oglądało się dobrze, ponieważ Shonda Rhimes rozumiała, że nie można tych dwóch osobowości ze sobą pogodzić, i nie próbowała wymusić ani na Huncie, ani na Yang nienaturalnej zmiany zdania.

Albo April Kepner. Głęboko wierząca, cnotliwa, z ubogiej rodziny, ciężko zapracowała na swój sukces… sparowana z chłodno, logicznie myślącym Jacksonem Averym, który urodził się z nazwiskiem otwierającym mu każde drzwi. Jak się skończy ta historia, jeszcze nie wiadomo, ale póki co to ciekawe studium, jak dwie różne osobowości przechodzą od kompromisu i zrozumienia do furii i amoku, nie chcąc i unikając rozmów ze sobą.

I jeszcze do kompletu, chyba jednak najsłynniejszy duet Chirurgów – Cristina i Meredith. Dwie najlepsze przyjaciółki, a tak różne od siebie. Cristina dąży do sukcesu zawodowego, jest oschła, nieprzyjemna i wręcz wyrachowana, podczas gdy Meredith to ciepła, sympatyczna i życzliwa osóbka, pragnąca miłości i szczęścia rodzinnego. Teoretycznie dziewczyny nie powinny się dogadywać… A jednak jakoś świetnie im się to udawało i razem tworzyły jedną z najciekawszych przyjaźni w serialowym świecie.

Gdybym miała omawiać relacje każdego z każdym i przedstawiać po kolei postacie, musiałabym napisać artykuł. To tylko zajawka, przykłady. Chodzi mi po prostu o to, że moim zdaniem sukces Chirurgów bierze się z tego, że bohaterowie są zróżnicowani. Tutaj jest mnóstwo potencjału na dramat, nawet jeśli nie zawsze scenarzyści to w pełni wykorzystują. Chirurdzy to taki kapitalizm w wydaniu serialowym – zaczynasz oglądać i masz na starcie piętnaście postaci, których losy mogą cię zainteresować. Nie musisz stać trzech lat w kolejce, by doczekać się dłuższej, czterominutowej scenki z jakimś drugoplanowym bohaterem.

Nie zamierzam natomiast udawać, że Chirurdzy to niezwykle ambitny serial. To lekka, niezobowiązująca rozrywka, idealna do obejrzenia wieczorem po całym dniu pracy i sprawdzaniu miliona przecinków w recenzjach na filmorgu. Niewątpliwie na sukces serialu złożyło się jeszcze parę innych rzeczy, w tym ciekawe, nawet jeśli nie zawsze do końca wiarygodne dylematy etyczne, ale jeśli chodzi o mnie, właśnie to zróżnicowanie – nie tylko charakterologiczne zresztą – sprawia, że do Chirurgów wciąż chętnie wracam. Podejrzewam, że nie ja jedna.

REKLAMA