INTERESUJĄCE PRZYPADKI MEDYCZNE w filmach i serialach
Zacznę cytatem z Mikołaja Gogola. „W rękach dobrego lekarza i woda staje się lekarstwem”. Nierzadko bohaterowie filmów i seriali o tematyce medycznej przedstawiani są jako ci, którzy idealnie wpisują się w to stwierdzenie, skutecznie mierząc się z wyjątkowo trudnymi przypadkami, wymagającymi od nich nadludzkich niemal pokładów zaangażowania i cierpliwości. Wiele z nich to opowieści nakreślone od podstaw przez scenarzystów, którzy wykorzystują szpitalne historie po to, aby dzięki nim zarysować postaci lekarzy i pacjentów. Inne są natomiast filmowymi zapisami niezwykłych prawdziwych historii. W obu przypadkach nietrudno o wątki, które potrafią zadziwić.
Jak to się robi w medycznych serialach
Historia telewizji pokazuje, że najpopularniejsze seriale skupiające się na życiu szpitalnym mają bardzo długą żywotność. Ostry dyżur nadawano przez piętnaście sezonów. Ten sam wynik osiągnęli już Chirurdzy, przy czym tu nie zapowiada się, by na tej liczbie miano poprzestać. Doktor House leczył na antenie przez osiem lat, Hoży doktorzy – dziewięć. Siłą rzeczy taka liczba odcinków (idąca dosłownie w setki) wymaga od twórców dużej kreatywności, gdy przychodzi do nakreślania głównych wątków w kolejnych epizodach, nierzadko rezonujących z losami lekarzy.
Podobne wpisy
Scenarzyści dla swoich bohaterów przewidują nieraz wyjątkowo okrutny los. W drugim sezonie Chirurgów znajdziemy odcinek, w którym do szpitala zostaje przyjęta grupa osób poszkodowanych w katastrofie kolejowej, wśród nich dwoje obcych przebitych na wylot jednym słupem. Lekarze mogą uratować tylko jedno z nich, wobec czego przebita kobieta, bardziej zraniona, dokonuje poświęcenia i pozwala przeżyć mężczyźnie. Smutne, owszem, ale z medycznego punktu realne. Niskie są jednak szanse, że takie obrażenia przeżyłby ktokolwiek, jak stwierdziła swego czasu lekarz Darria Gillespie, zapytana o opinię przez dziennikarkę magazynu „Women’s Health”. Równie mało prawdopodobny wydaje się przypadek z sezonu trzeciego, gdy pacjent zgłosił się do szpitala z rybą w drogach moczowych – choć nie jest to absolutnie wykluczone, biolog Stephen Spotte ocenia, że takie wydarzenie jest równie realne, jak bycie uderzonym przez piorun podczas bycia zjadanym przez rekina. Faktycznie, niecodzienne. Scenarzyści Chirurgów wprost przyznają, że niektóre przypadki medyczne tworzą, aby efektownie wyglądały na ekranie – tak było z pacjentem z drugiego sezonu, u którego prześwietlenie wykazało, że połyka głowy lalek. Inny z kolei był uczulony na środki przeciwbólowe, a jedyne, co mogło uśmierzyć jego cierpienie, to oglądanie porno. Mało? W jednym z odcinków czwartego sezonu fabuła skupiała się na chłopaku, który przyjechał do szpitala… uwięziony w cement.
Nie tylko scenarzyści Chirurgów mogą pochwalić się taką inwencją. Wspomniany wcześniej Doktor House najeżony jest wręcz przypadkami, które w rzeczywistości spotkać można wyjątkowo rzadko, jeśli nie wcale (w medycznym żargonie takie egzotyczne diagnozy nazywa się zebrami). Zawsze jednak pacjenci dotknięci dolegliwościami mogą liczyć na geniusz tytułowego bohatera, dla którego zebry to właściwie codzienność. Jeśli więc do szpitala trafia pacjent w stanie niewytłumaczalnej afazji, można być pewnym, że po czasie House odkryje, iż jej powodem są pasożyty w mózgu. House’owi całą książkę (pt. Co Dr House wie o medycynie) poświęcił zresztą dziennikarz Andrew Holtz, wykazując w niej, że serial o słynnym lekarzu nagina rzeczywistość nie tylko na polu chorób, lecz także samych procedur.
Przyziemnie nie znaczy gorzej
Tymczasem Hoży doktorzy – sitcom, jednoznacznie kojarzący się z komedią – przez zagranicznych lekarzy określany był jako jeden z tych seriali medycznych które faktycznie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Szczególnie zapada w pamięć wątek z piątego sezonu, gdy doktor Cox – sarkastyczny, cyniczny i zazwyczaj niewzruszony mentor głównego bohatera – dokonuje operacji przeszczepu na kilku pacjentach. Niestety okazuje się, że dawczyni organów chorowała na wściekliznę, wobec czego każdy, kto otrzymał nowy narząd, umiera. Wątek ten oparty jest na prawdziwej historii z 2004 roku, gdy czwórka osób z Teksasu zmarła po przeszczepie z tego samego powodu, co w serialu. Pierwotnie uważano, że śmierć dawcy nastąpiła na skutek przedawkowania, okazało się jednak, że była to właśnie wścieklizna. Stosunkowo prosta medyczna sprawa fantastycznie sprawdziła się w Hożych doktorach jako przyczynek do rozwoju postaci Coxa i pozwoliła mu nabrać ludzkiego wymiaru.
Tematykę przeszczepów, również opartą na prawdziwej historii, podejmuje debiutujący serial produkcji TVN – Szóstka. Scenariusz bazuje na pierwszej udanej w Polsce operacji przeszczepu łańcuchowego nerek pobranych od niespokrewnionych dawców. Do programu zapisują się trzy pary nieznajomych, które nie mogą pomóc sobie nawzajem, za to osobom, z którymi nic ich nie łączy – jak najbardziej. Ten niecodzienny punkt wyjściowy staje się idealnym tłem do rozwijania relacji między postaciami i ukazywania, jak reagujemy w tak trudnych sytuacjach, w których – co oczywiste – nikt z nas nie chciałby się znaleźć. Wyreżyserowany przez Kingę Dębską (autorkę między innymi Moich córek krów i Zabawy zabawy) serial to kolejny dowód na to, że wcale nie trzeba sięgać po ekstremalne, skrajne przypadki, aby zbudować solidną podstawę pod fabułę i osiągnąć satysfakcjonujący dramaturgiczny efekt. Tym bardziej, że aby przeszczep doszedł do skutku, nikt nie może się wycofać – nie ma mowy o najsłabszym ogniwie, bo jeśli choćby jedna osoba powie „nie”, cały plan i nadzieje legną w gruzach. Sytuację komplikują dodatkowo inne prywatne problemy osób biorących udział w programie, będące smutną prozą życia – niemożność starania się o dziecko, błędy rodzicielskie i rozstania. W jakże fatalnym miejscu życia można się znaleźć!