PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW. Ociekająca seksem opowieść o księdzu
W dobie wychodzenia na jaw seksualnych afer z udziałem katolickich księży Ptaki ciernistych krzewów mogą działać na społeczeństwo jak remedium. Wciąż skandalizują, odzierając mit boskiego sługi z ideałów, ale czynią to w dobrym tonie i z poczuciem umiaru. Historia kapłana Ralpha de Bricassarta ukazuje bowiem mężczyznę stojącego w rozkroku między miłością do Boga i kobiety, będącego przy tym niewolnikiem pragnień i namiętności. Zamiast doszukiwać się brudu, Ptaki ciernistych krzewów odnoszą się do kwestii uniwersalnych, w których obliczu nawet bogobojni wybrańcy ugną kolana.
Zabawne jest oglądać słynny miniserial z 1983 roku z dzisiejszej perspektywy, będąc świadomym grzechów Kościoła. Dziś dyskusja o celibacie nie jest już tym samym co kiedyś. Coraz więcej argumentów przemawia za tym, że kapłani przyjmujący na siebie tego rodzaju ograniczenie zadają kłam swej naturze. Nie twierdzę, że nie ma w tym sensu – z punktu widzenia religijnego jest w bezżenności coś wzniosłego, pozwalającego na narzucenie sobie higieny umysłu otwartego na pełną kontemplację Boga. Niemniej przypadki pedofili czy też – mniej radykalnego – homoseksualizmu wśród księży Kościoła rzymskokatolickiego nie biorą się przecież znikąd i nie należy wciąż odwracać od tego wzroku (choć mam świadomość, że jest to znacznie szersze zagadnienie). Jak już wspomniałem, dziś jesteśmy o wiele bardziej świadomi. Ale gdy kręcone były Ptaki…, niewielu brało pod uwagę, że za kilkadziesiąt lat widzowie będą interpretować sceny z udziałem Richarda Chamberlaina i jego nieletniej wówczas przyjaciółki jako jawną sugestię zakazanej miłości. Patrząc na to pod kątem czystości odbioru, można tylko ubolewać, że nasze umysły zostały zabrudzone tak przykrymi, acz prawdziwymi informacjami.
Skupmy się jednak na tym, czym ów serial miał być i czym się stał. Ptaki ciernistych krzewów to adaptacja powieści o tym samym tytule autorstwa australijskiej pisarki Colleen McCullough. Książka w roku 1977 została uznana za bestseller, co zachęciło do przeniesienia ją na ekran. Na początku Ptaki… miały być filmem pełnometrażowym. Był moment, gdy za jego reżyserię odpowiadał sam Peter Weir. Producenci mieli kilka pomysłów na to, kto ma stać się twarzą filmu. Brano pod uwagę m.in. Christophera Reeve’a (Superman), Ryana O’Neila (Love Story) i Roberta Redforda (Żądło). Ostatecznie jednak, chcąc (jak mniemam) jak najwierniej oddać założenia książkowego oryginału, Ptaki ciernistych krzewów stały się miniserialem telewizji ABC, podzielonym na pięć półtoragodzinnych odcinków, który w wielu telewizjach (w tym także w polskiej) wyświetlany był jednak formie dziesięciu czterdziestominutowych epizodów. Gwiazdą produkcji został Richard Chamberlain – aktor, który kilka lat wcześniej zdobył serca widowni występem w pamiętnym Szogunie.
Emitowany w dniach 27-30 marca 1983 serial odniósł spory sukces. Nie tylko dlatego, że widownia pokochała show stacji ABC od pierwszego wejrzenia, przez co od trzydziestu pięciu lat jest regularnie wyświetlany w wielu stacjach telewizyjnych na świecie. Przez lata był też najlepiej ocenianą telewizyjną produkcją rodem z USA, plasując się tuż za Roots – słynnym miniserialem dotykającym problemu niewolnictwa czarnej części społeczności amerykańskiej. Zaowocowało to nagrodami i wyróżnieniami, w tym statuetkami Złotych Globów i Emmy przyznanymi m.in. za aktorstwo (serial został bardzo dobrze obsadzony). W jednej nominacji doceniono nawet grę zjawiskowej Rachel Ward, która została obsadzona do roli Meggie, kochanki głównego bohatera, przede wszystkim dlatego, że jej aktorskie umiejętności były o wiele bardziej surowe niżeli poprzedniej kandydatki – Jane Seymour. Dziwi mnie tylko, że kompletnie pominięto przy tym piękną muzykę autorstwa Henry’ego Manciniego, która idealnie wpisuje się w sensualny klimat opowieści.