PTAKI CIERNISTYCH KRZEWÓW. Ociekająca seksem opowieść o księdzu
Co jednak najbardziej przełożyło się na sukces Ptaków ciernistych krzewów?
I tym razem chodzi o pójście pod prąd. Ta skąpana w melodramatycznej tonacji historia zdołała trafić do serc widowni, ponieważ umiejętnie poruszyła temat tabu – miłości księdza do kobiety. Nie ma w naszej kulturze drugiej tak wyidealizowanej specjalności, oczyszczonej z wszelkich ludzkich i doczesnych przywar, jak właśnie kapłaństwo. W postrzeganiu księży często zapominamy, że choć głoszą jego imię, to jednak nie są następcami Chrystusa. Są jednak następcami apostołów. Ludzi z krwi i kości, z których najważniejszy, św. Piotr, miał wiele wątpliwości co do sensu misji swego lidera. Musiał zostać uderzony w twarz cudem, by zrozumieć, gdzie leży prawda. Choć dla wielu nie jest to oczywiste, ludzka ułomność, a co za tym idzie, zdolność do wikłania się w grzech, jest częścią losu księdza tak, jak jest częścią losu każdego z nas.
Podobne wpisy
Stający przed życiowym dylematem ksiądz Ralph de Bricassart zachowuje się tak, jakby za wszelką cenę chciał uniknąć błędu. Całym swoim sercem wierzy w posługę kapłańską, którą z godnością wypełnia. Pnie się po kolejnych szczeblach kościelnej kariery, u której szczytu leży kardynalski pierścień. Jego ambicja kompletnie przysłoniła mu oczy na jeden kluczowy fakt – że dawno temu pokochał kobietę, która na domiar złego odwzajemnia jego uczucie ze zdwojoną siłą. Im bardziej Ralph wypiera to uczucie, tym bardziej ono do niego wraca. Co na to jego wybranka? Pogrążona w żałobie po stracie ojca – głównego, męskiego wzorca – oraz ukochanego brata, wkracza w dorosłe życie z sercem naznaczonym cierpieniem i trwogą. Dla pozbawionej oparcia w oziębłej matce kobiety jedynym ratunkiem zdaje się ucieczka w małżeństwo z rozsądku oraz posiadanie dziecka z potrzeby stabilizacji. Nie istnieje jednak siła, która pozwoliłaby jej wyprzeć z serca uczucie, jakim darzy księdza Ralpha. Marzenie o nim, choć na krótko, staje się jednak rzeczywistością.
Można jedynie gdybać, jak potoczyłyby się losy dwójki zakochanych w sobie bohaterów, gdyby nie spędzony wspólnie czas w domku nad morzem. Być może ich życie byłoby naznaczone mniejszym tragizmem. Ale dzięki tej magicznej chwili mogli przejść przez życie ze świadomością, że choć ten jeden raz poprawnie zinterpretowali drzemiący w nich głos Boga i poszli za jego wskazówką. Niczym tytułowe ptaki, pomimo niesprzyjających okoliczności, nawet z obecnym w sercu cierniem, zdołali zaśpiewać ostatnią, miłosną piosenkę.
Pomimo fabularnej liniowości, a co za tym idzie, wysokiej przejrzystości, Ptaki ciernistych krzewów co najmniej w kilku momentach potrafią widza zdrowo zaskoczyć. Nie tylko całościową wymową, sprowadzającą opowieść o próbie wiary do poziomu historii wyjątkowo mocno nacechowanej seksem i zmysłowością. Gdy nie wie się o tym, w jak szerokiej rozpiętości czasu rozciągnięta została ta niezwykła historia, każdy kolejny odcinek może stanowić nową przygodę, ukazującą kolejny etap tragicznego w skutkach miłosnego odrzucenia. Nie należy zbytnio przyzwyczajać się do różnych ciekawych, pobocznych postaci (z których moim ulubieńcem pozostaje arcybiskup Vittorio Contini-Verchese w wykonaniu Christophera Plummera), gdyż nigdy nie wiadomo, kiedy przeszywający tę historię dramatyzm pochłonie ich dusze. To przemijanie najlepiej zobrazowane zostało na przykładzie scen pogrzebów, którym każdorazowo przewodniczy de Bricassart. Jakby Bóg chciał ukarać go tym, że będzie świadkiem śmierci wielu znanych mu ludzi, a jemu samemu pozostanie umierać jeszcze za życia. Umierać z miłości.