NAWIEDZONY DOM NA WZGÓRZU. Groza w odcinkach
Sądzę, że ponadczasowa jakość opowieści o nawiedzonych domach bierze się z przekonania twórców takich dzieł o nieuchronności przekroczenia progu podobnego przybytku przez bardzo konkretne osoby. Domy stoją po to, aby ludzie w nich zamieszkali, ale te nawiedzone wydają się czekać na „swoich” domowników: skrzywdzone dusze, kruche psychiki tych, którzy w końcu zatracą się w iluzji tego, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jednocześnie schemat ten wyłania tragizm sytuacji – granica między życiem a śmiercią, prawdą a ułudą jest tu tak cienka, że czasem trudno poznać, kto straszy, a kto jest straszony. W żartobliwym, acz poruszającym opowiadaniu Panna Mary Pask autorstwa Edith Wharton główny bohater do samego końca nie wie, czy spotkał ducha, czy też przeraźliwie samotną kobietę. Ona sama wydaje się mieć pewne wątpliwości co do swojego statusu. Być może ważniejsza od stanu naszego istnienia (po tej lub tamtej stronie) jest intencja, z jaką kroczymy przez nasze życie.
Dziesięcioodcinkowy serial Nawiedzony dom na wzgórzu realizuje klasyczny model opowieści grozy, w którym bohaterowie zamieszkują w tytułowym domostwie, z przerażeniem odkrywając coraz to bardziej niepokojące i niezwykłe rzeczy, aż do momentu, gdy zmuszeni są ratować własne życie. Ale reżyser i scenarzysta, Mike Flanagan, wcale nie myślał o wiernej ekranizacji słynnej powieści Shirley Jackson z 1959 roku (w Polsce wydanej jako Nawiedzony); tę sfilmowano wcześniej dwukrotnie, najpierw przez Roberta Wise’a w 1963 roku oraz 36 lat później, kiedy za kamerą stanął Jan de Bont. Netfliksowy serial przypomina raczej kombinację książkowych tematów, wątków i postaci; jest wierny idei stojącej za oryginałem Jackson, ale wprowadzone zmiany fabularne nie zawsze idą w parze z egzystencjalnym tragizmem opowieści.
Fabuła skupia się na losach pięciorga rodzeństwa Crainów, które w dzieciństwie wychowało się w tytułowym domu, a po ponad ćwierć wieku zmuszone jest raz jeszcze stawić mu czoła. Najstarszy, Steven, jest obecnie znanym pisarzem, specjalizującym się w literaturze faktu poświęconej… nawiedzeniom, choć sam nie wierzy w duchy. Jego siostra, Shirley, ma poukładane życie rodzinne i zawodowe, prowadząc dom pogrzebowy i przygotowując ciała do pochówku. Mieszkająca z nią Theo łączy obowiązki dziecięcego psychologa z zabawą w nocnych klubach, a za pomocą dotyku potrafi dojrzeć prawdziwą naturę rzeczy. Jest też para bliźniaków, najmłodszych wśród rodzeństwa, Luke i Nell – on, narkoman, który wielokrotnie już zawiódł swoją rodzinę, ona, najbardziej delikatna i wciąż dręczona przez wspomnienia domu na wzgórzu. Tragedia znów ich łączy i każe zweryfikować to, co wiedzą o przeszłości, własnych rodzicach (matce, której śmierć jest wciąż okryta tajemnicą, a także dźwigającym brzemię tamtej tragedii ojcu) oraz samych sobie.
Flanagan już od pierwszego odcinka nie pozostawia żadnych wątpliwości odnośnie do zgubnej natury tytułowego obiektu – czają się tam duchy i upiory, a dom ma na tyle silny wpływ na tych, którzy tam mieszkają, że ci mogą oszaleć, a nawet umrzeć. Jeśli nie dojdzie do żadnej z tych dwóch rzeczy, z pewnością nigdy nie uwolnią się od wspomnień. Dwie linie czasowe nieustannie się tu przeplatają, ukazując dzieciństwo bohaterów, których rodzice zdecydowali się przeprowadzić do Hill House, aby wyremontować stary budynek, a następnie go sprzedać, oraz czasy współczesne, pozorne sukcesy i stabilność bądź całkowitą porażkę życiową, w obu przypadkach efekt koszmarnego pobytu w nawiedzonym domu. Jeden z wcześniejszych filmów reżysera, Oculus, był skonstruowany na podobnej zasadzie, choć serial ma dużo bardziej finezyjne metody łączenia przeszłości i teraźniejszości, opierając się na luźnych skojarzeniach, wizualnych lub dźwiękowych tropach. Sugeruje nie tylko to, że bohaterowie gdziekolwiek są, cokolwiek widzą lub słyszą, bezpośrednio wracają pamięcią do traumatycznych wakacji sprzed wielu lat, lecz również, że konstrukcja czasu i miejsca jest tu zaburzona, zależna od psychologicznego bądź emocjonalnego stanu postaci w danym momencie. Co więcej, finał piątego odcinka, tragiczny i przerażający w swym rozwiązaniu, prowadzi do okrutnej myśli, że przyszłość została z góry narzucona przez dom, a rzeczywistość, w której bohaterowie obecnie funkcjonują, jest tymczasowym azylem, dopóki nie wrócą oni do Hill House.
Podobne wpisy
W swych najlepszych momentach Nawiedzony dom na wzgórzu zmienia grozę spotkania z duchem w coś tragicznie doniosłego. Żałoba, smutek, żal są wpisane w dialog żywych i martwych, nawet jeśli (a może właśnie dlatego) nie pada między nimi żadne słowo. Flanagan wzmacnia emocjonalny ton całości dzięki konstrukcji serialu – każdy z pierwszych pięciu odcinków opowiada historię innego członka rodziny, ukazując wielowymiarowość tragedii, która dotknęła ich za młodu i dotyka teraz. Ze skrawków przeszłości i obecnych, trudnych relacji wyłania się portret rodzeństwa skłóconego, broniącego się przed samymi sobą oraz przeszłością. Luke ucieka w narkotyki, Shirley dba o idealny wizerunek siebie i zmarłych, Steven wybiera racjonalizm, odrzucając choćby sugestię istnienia zjawisk nadprzyrodzonych, Theo odgradza się od innych za pomocą długich rękawiczek i emocjonalnego chłodu. Nell zaś pomóc może tylko rodzina, ale tej nie ma, gdy jest najbardziej potrzebna. Rodzinny dramat straszy tu bardziej niż zastęp duchów, które w efektownych momentach chodzą po korytarzach wielkiego domu, wiszą w powietrzu lub przemykają na trzecim planie, niewyraźne, ale nieustannie obecne.