SERIALE, które warto obejrzeć w oczekiwaniu na nowy sezon WIEDŹMINA
Castlevania
To, co przyciąga nas do postaci Geralta z Rivii, wiąże się nie tylko z jego męstwem, ale też rodzajem zagrożenia, z jakim się mierzy. Wiedźmin jest bowiem facetem od brudnej roboty za sprawą swoich umiejętności eliminowania z tego świata najgorszych kreatur. Blisko mu zatem do Trevora Belmota, łowcy wampirów, dla którego walka z piekielnymi pomiotami jest jak spacer po parku. Muszę przyznać, że oglądając Castlevanię, podziwiam przede wszystkim kunszt realizacyjny i konsekwencję twórców w jego utrzymywaniu. Jeszcze nie miałem okazji zapoznać się z najnowszym, czwartym sezonem tej produkcji, ale tego, że poziomem nie odstaje od reszty, jestem pewien jak księżyca nocą i słońca za dnia. Ta produkcja przyzwyczaiła mnie bowiem do tego, że z gotyckiego mroku robi sztukę, a brutalnością i ciekawymi dialogami buduje wciągający klimat. I uwaga – jest to pewnie jedna z najciekawszych, jeśli nie najlepszych serialowych adaptacji gier komputerowych wszech czasów. Zacieram ręce, czekając na animowanego Diablo – który, mam nadzieję, zrobiony zostanie w podobnym duchu.
Robin z Sherwood
Robin Hood to jeden z moich ulubionych bohaterów popkultury. Miał on kilka momentów świetności w kinie, ale jak się okazuje, to produkcja telewizyjna najlepiej oddała przesłanie, które uosabia ta postać. Nie chodzi tylko o odbieranie bogatym tego, co zostało zabrane biednym. Mam na myśli raczej – wspomniane tu już przy okazji Wikingów – życie na własnych warunkach. W tym wypadku jednak mamy tu do czynienia wręcz z antysystemowcami, którzy postanawiają założyć leśną komunę z dala od jurysdykcji Nottingham. Urzeka mnie dogłębnie ta perspektywa, gdyż sam częstokroć wystawiam środkowy palec w kierunku tych, którzy dyktują mi, na jakich warunkach mam żyć. Ale Robin Hood to także etos elementarnej potrzeby walki o sprawiedliwość, bez względu na to, jak bardzo bezsensowna ta walka się w rezultacie okazuje. Głowa hydry odrasta po ścięciu, o czym boleśnie przekonują się wymienieni w tym zestawieniu bohaterowie. Na czele z Geraltem, który co prawda żyje poza wspólnotą, acz któremu nieobce są więzi.
The Mandalorian
Gdy po raz pierwszy zapoznałem się z tą święcącą triumfy produkcją platformy Disney+, uderzyło mnie, jak bardzo podobna jest ona do serialowego Wiedźmina. Nie od dziś wiadomo, że historie opowiadane w ramach Gwiezdnych wojen stoją bardzo blisko typowego dla fantasy schematu fabularnego zwanego podróżą bohatera. W obydwu przypadkach seriali mamy bowiem do czynienia z ewolucją postaci, która przechodzi przez różne etapy wtajemniczenia, od opuszczenia swych pierwocin, przez mierzenie się z odwiecznym zagrożeniem, aż do wewnętrznej przemiany. Dodajmy do tego strukturę fabularną Wiedźmina i The Mandalorian, która z racji profesji głównych bohaterów opiera się w dużym uproszczeniu na wykonywaniu konkretnych zleceń, by zrozumieć tę silną i dość zaskakującą analogię. Analogię, która dostarcza podobnych wrażeń, choć serwuje przygodę w dwóch całkowicie różnych światach. Bohater musi mieć też siłę napędową swych działań, która dba o to, by na końcu wojaży zawsze liczyło się dobro, dlatego Geralt ma swoją Ciri, a Din Djarin ma swojego Baby Yodę.