SEQUELE, które w zasadzie były POWTÓRKĄ oryginału

Zestawienie to nie ma w żadnym przypadku na celu piętnowania takiego podejścia do kręcenia sequeli. Jak się będziecie mogli przekonać, większość z tych przykładów – chociaż jest kolejnymi częściami znanych, a nawet legendarnych oryginałów – stała się w wielu przypadkach równie kultowa, co one, a przynajmniej do dzisiaj dobrze się je ogląda. To niewątpliwy sukces, który został osiągnięty właśnie dlatego, że skopiowano pierwotny szablon fabuły, który jeszcze nie zdążył się widzom znudzić. Kevin sam w Nowym Jorku jest tu koronnym przykładem. Problem zaczyna się, gdy twórcy nie mają pomysłu na kolejne części serii i nadużywają wypróbowanych motywów oraz gdy kończy się budżet, zmieniają aktorzy oraz ekipa filmowa. Wtedy klapa jest gwarantowana. Na szczęście takie filmy pominąłem.
„Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy”, 2015, reż. J.J. Abrams
Jedyna w miarę strawna część tzw. nowych Gwiezdnych wojen. Jest bardzo podobna fabularnie do Nowej nadziei i Mrocznego widma. We wszystkich trzech filmach pojawia się nowa postać, młoda osoba z poczuciem celu, mieszkająca na pustynnej planecie i tęskniąca za życiem bardziej międzyplanetarnym. Luke i Anakin są na Tatooine, podczas gdy Rey mieszka na Jakku, obie są pustynnymi planetami i cmentarzyskami statków, gdzie głównym źródłem dochodu jest przestępczość i odzyskiwanie złomu. We wszystkich filmach wprowadzono również uniwersalne zagrożenie w postaci Imperium oraz nowej postimperialnej organizacji. Wszystko jednak jest układane przez tego samego lorda Sithów – Palpatine’a. Rey, Luke i Anakin są marionetkami w jego rękach. Szablon ten sam, wykonanie inne.
„Pogromcy duchów II”, 1989, reż. Ivan Reitman
Czterej zabawni przyjaciele – każdy o charakterystycznej osobowości – walczący ze złymi duchami i demonami i próbujący na dodatek na tym zarobić. Ich biznes jednak nie jest traktowany poważnie. Zarówno w pierwszym, jak i drugim filmie model fabuły jest ten sam – nie dość, że ekipę Pogromców próbuje się zdyskredytować, to jeszcze złe moce atakują Nowy Jork. Te same są nawet ofiary, no może z wyjątkiem sługi Vigo doktora Janosza. W Pogromcach duchów na uwagę zasługuje rozegranie suspensu – w jedynce i dwójce jest on zaprojektowany po mistrzowsku, dlatego ta odtwórczość wcale nie przeszkadza.
„Kevin sam w Nowym Jorku”, 1992, reż. Chris Columbus
Jeden ze sztandarowych przykładów sequela, który powtórzył sukces pierwszej części, kopiując jej główne założenia. Kevin znów został sam w domu, a dokładnie w hotelu w Nowym Jorku. Znów ścigają go ci sami złodzieje, a on urządza im jatkę w opuszczonej kamienicy. Pojawia się także odpowiednik starszego sąsiada w postaci bezdomnej kobiety.
„Ucieczka z Los Angeles”, 1996, reż. John Carpenter
John Carpenter w postaci Snake’a Plisskena stworzył jedną z najbardziej niedocenianych postaci w kinie science fiction. Kurt Russell zaprezentował ją szorstko, jako niemal antybohatera, który słucha tylko siebie, oddając hołd słynnym postaciom z westernów. Ucieczka z Nowego Jorku to świetny film akcji z odpowiednią ilością fajnych dialogów, niesamowitych scen i kiczu. Zamiast od razu robić sequel, Carpenter został odsunięty na boczny tor z innymi projektami, ale ostatecznie powrócił do postaci Plisskena w połowie lat 90. Niestety, kino znacznie się zmieniło w ciągu 15 lat. A Carpenter z uporem maniaka zrealizował wciąż ten sam model.
„Spider-Man 2”, 2004, reż. Sam Raimi
Jak to zwykle bywa w opowieściach o superbohaterach, w takich filmach istnieje tendencja do narracji ukazującej złoczyńcę, który stara się być najgorszy na świecie i zdemolować całą planetę, a przeciwstawia mu się samotny mściciel. Filmy o Spider-Manie Sama Raimiego są właśnie w ten sposób skonstruowane. Wymienny jest tylko czarny charakter. Pierwszym jest Norman Osborn, a drugim Otto Octavius. To jednak wcale nie jest zarzut.
„Indiana Jones i ostatnia krucjata”, 1989, reż. Steven Spielberg
Trzeci film z serii wykorzystał popularną formułę, która zapewniła tak wielki sukces oryginalnemu filmowi, czyli Poszukiwaczom zaginionej Arki. W przypadku Ostatniej krucjaty nie można jednak do końca mówić o bezpośrednim sequelu, bo jest jeszcze część pt. Świątynia Zagłady. Seria więc poszła w nowym kierunku z mistycznymi siłami i szamanami, Ostatnia krucjata jednak wróciła do pierwowzoru. Indy znów wyruszył na poszukiwanie starożytnego religijnego artefaktu i musiał walczyć z nazistami, aby odzyskać magiczny skarb.
„Szklana pułapka 2”, 1990, reż. Renny Harlin
Każdy chyba pamięta film „świąteczny” Szklana pułapka z 1988 r., w którym detektyw McClane po służbie wybiera się do swojej żony na imprezę firmową w nowoczesnym wieżowcu. Jest czas świąt. Podczas wizyty w jej biurze budynek zostaje przejęty przez terrorystów, którzy biorą grupę jako zakładników, a McClane musi wykorzystać swoje umiejętności, aby w pojedynkę poradzić sobie z zagrożeniem i wydostać wszystkich żywych. Szklana pułapka 2 również opowiada o terrorystach, żonie McClane’a, której grozi niebezpieczeństwo, niemrawej policji, która nie chce jego pomocy, a wszystko to rozgrywa się w Wigilię. Historia ma wiele wspólnego z oryginałem, ale funkcjonuje jako zupełnie niezależny, sprawnie zrobiony kolejny film akcji.
„Gliniarz z Beverly Hills II”, 1987, reż. Tony Scott
Eddie Murphy znów gra tego samego detektywa policji z Detroit, który znów udaje się do Beverly Hills i znów postanawia przeprowadzić własne śledztwo, aby rozwiązać sprawę niemożliwą do rozwikłania przez lokalną policję. Za każdym razem również lokalna policja nie chce pomocy, z wyjątkiem dwóch detektywów – Rosewooda i Taggarta. Murphy jako Axel Foley bez namysłu więc zostawia swoje obowiązki w Detroit i panoszy się w zupełnie obcym rewirze. Film ma podobny klimat do jedynki. Ten sam styl żartu, scen akcji. Trudno więc rozsądzić, który film mógłby być pierwszy.
„Szczęki 2”, 1978, reż. Jeannot Szwarc
Pierwszy film jest do dzisiaj legendą. Nakręcony za 9 milionów dolarów okazał się kamieniem milowym dla Spielberga, ale i gatunku thrillera. Universal Pictures jednak ryzykownie zdecydowało się na sequel. Tak oto, zaledwie trzy lata później, nakręcono nieco pozbawione ducha Szczęki 2. W filmie powrócili Roy Scheider i John Williams. Tylko jak sprawić, aby po raz kolejny ten zabójczy rekin był tak straszny? Nie da się. Można tylko kopiować rozwiązania, i tak się w rzeczywistości stało. Zadziwiające jest jednak to, że tak odtwórczy sequel wciąż da się oglądać.
„Bez litości 2”, 2018, reż. Antoine Fuqua
Znów ten sam mściciel, który w mistrzowski sposób rozprawia się z wszelkimi złoczyńcami. Do tego robi to zgodnie z literą tzw. sprawiedliwości społecznej, której drogą nigdy żaden sąd ani policja nie pójdą. Taka postawa jednak widzom się podoba i jest akceptowana przez ogół, dlatego wypróbowana forma z pierwszej części została powtórzona w drugiej. Robert McCall znów staje w obronie słabszych – zwłaszcza kobiet – i bezlitośnie likwiduje przestępców. Nie jest przy tym jednak superbohaterem – można go zranić, a nawet prawie zabić. Finalnie również nie jest on w stanie poradzić sobie sam, co jest mocno urealniającym jego historię zabiegiem.