Najlepszym wstępem do tej sceny jest pierwsze spotkanie Trevora i Diany Prince. On jeszcze nie za bardzo wie, gdzie się znalazł i z kim ma do czynienia, natomiast ona zdaje sobie sprawę przynajmniej z tego, że spotkała tak osobliwą istotę jak mężczyzna. Poza tym kompletnie nie wie, do czego facet może jej się przydać, a to właśnie Trevor będzie jej próbował wytłumaczyć w scenie na łódce. Jego podchody są naprawdę śmieszne, a reakcje Diany jeszcze bardziej zabawne. Przeciwieństwem klimatycznym ich rozmowy jest za to sceneria – mrok, zgaszone barwy, brudna scenografia, czające się gdzieś na morzu niebezpieczeństwo i konieczność konfrontacji z nim. Wonder Woman to po Aquamanie drugi najlepszy film we współczesnym uniwersum DC, nie licząc oczywiście Batmanów z przełomu lat 80. i 90. A osiągnął to dzięki dobremu zrównoważeniu pozornie sobie przeciwnych gatunków – komedii, filmu akcji, melodramatu itp. Scena na łódce jest tego doskonałym przykładem – dowcipny dialog rozgrywający się w pełnym tajemnicy otoczeniu.
Pingwin jest postacią na wskroś Burtonowską, podobnie jak sposób ukazania jej genezy. Pewnego dnia przychodzi na świat dziecko inne niż wszystkie – zniekształcone, agresywne, niedostosowane do życia wśród ludzi. Tak przynajmniej wydaje się bogatym rodzicom Oswalda. Postanawiają go więc porzucić, z nadzieją, że sam długo nie przeżyje. Jak bardzo się mylą. Swoim postępowaniem tworzą jednego z najlepiej skonstruowanych i zagranych antagonistów w całym DC. Mało tego, amoralność Pingwina, jak mało która, ma uzasadnienie, przekonującą genezę i niekiedy nawet wzrusza. Co do zaś samej sceny, Burton powrócił w niej do studyjnego, dusznego kręcenia historii z dreszczykiem rodem z Cormanowskich horrorów klasy B, a przez to niesamowicie zadziałał na wyobraźnię widza. Oczywiście nie każdego. Trzeba lubić ten rodzaj hiperrealizmu.
To były jeszcze czasy, gdy Harley nie nosiła tak ostrego makijażu, baseballa, ani krótkich spodenek. Była dość grzeczną, ale jednocześnie psychotyczną doktorką z Arkham, która dostała świra na punkcie Jokera. Scena, która rozegrała się w Ace Chemicals dobitnie o tym świadczy. Zaangażowanie emocjonalne Harley przekroczyło nawet oczekiwania samego Jokera. Jego przewrotne pytanie – Would you live for me? miało być testem, ale odpowiedź na nie zadziwiła Jokera na tyle, że nie pozwolił Harley umrzeć – chociaż z początku chciał się jej pozbyć. Pięknie sfilmowany skok po nią do kadzi z chemikaliami, oraz sam taniec w trującej mazi, która ostatecznie ją zmieniła, jest metaforą przeistoczenia się Harley w partnerkę w zbrodni, kochankę, a potem nawet przeciwniczkę Jokera, co zresztą on sam musiał przewidzieć. Był jednak na tyle niezrównoważony, że na to pozwolił. Zostawiłem tę pięknie od góry sfilmowaną scenę na koniec zestawienia, gdyż pocałunek Jokera i Harley, a potem jego dziki śmiech pośród feerii barw pojawiających się na powierzchni zbiornika z trującą cieczą, są jednym z najdoskonalszych momentów w całym DC, a ja chciałbym niemal dosłownie czuć smak tego przekleństwa pożądania, które dała Jokerowi Quinn i zadać jej to pytanie, żeby ona dla mnie się przeistoczyła, wyszła z siebie i stanęła obok, żeby znów przeżyć kolejne życie. Moje marzenie się jednak chyba nie spełni.