Sceny i wątki z serialu ŚWIAT WEDŁUG BUNDYCH, które dziś by NIE POWSTAŁY
Nie będę oceniał, czy generalnie świat zmienia się na lepsze, czy na gorsze. Takie aksjologiczne rozróżnienie można jednak wprowadzić, gdy wartościuje się rzeczywistość w konkretnych perspektywach albo wydziela do oceny jakąś dziedzinę, np. kinematografię, malarstwo, podejście do praw człowieka czy ekologię. Świat według Bundych powstawał i funkcjonował w tych czasach, które z jednej strony były jeszcze nieco dzikie pod względem podejścia do niektórych kwestii – co możemy zaobserwować nawet w Polsce, która poprzez swój postkomunistyczny rodowód wciąż cierpi na wiele zapóźnień, zwłaszcza społecznych, bo gospodarczo nawet nieźle dzięki UE nadrobiliśmy. A z drugiej strony te nieco dzikie czasy powstawania Bundych cechowały się paradoksalnie sporą wolnością (na Zachodzie), co widać niekiedy w podejściu do tego, co ma być politycznie poprawne. Dzisiaj dba się o tę poprawność niekiedy zbyt literalnie, przez co nie osiąga się zamierzonego skutku, no ale jak wszystkie zmiany, będzie to widoczne dopiero na przestrzeni kilku pokoleń. Wtedy zapewne przyjdzie czas na modyfikację założeń. Kierunek jest dobry, wykonanie mogłoby być sprawniejsze. Tak więc świat się niewątpliwie zmienił, trochę na lepsze, trochę na gorsze, stąd wiele tematów poruszanych w Świecie według Bundych dzisiaj zapewne albo nie pojawiłoby się w ogóle, albo zostałoby zarysowane delikatniej, albo wręcz konkretniej. To zależy od problemu. Przyjrzyjmy się kilku przykładom.
Miesiączka
Żarty z menstruacji są chociażby w naszej polskiej kulturze tak popularne jak żarty o Żydach i podobnie jak one nie mniej żenują, a przynajmniej powinny. Ujmując problem generalnie, w innych narodowych społecznościach sytuacja wygląda nie lepiej. Jest to pokłosie dyskryminacji kobiet z przeszłości, która w społeczeństwach cywilizowanych oficjalnie nie ma już miejsca, ale duża jej część przeszła do tzw. podziemia, gdzie zmieniła formę i pozostała jako dyskryminacja bierna, czyli np. nierówność pensji, opieszałość organów ścigania w rozwiązywaniu spraw o przemoc domową, preferowanie mężczyzn przy rekrutacjach do pracy i wiele, wiele innych drobnych sytuacji, jak żarty o kobiecym okresie i jakieś takie ogólne przekonanie kulturowe, że kobiety funkcjonują od miesiączki do miesiączki, a facetom niesamowicie to utrudnia życie. I chociaż w porównaniu z przeróżnymi zamkniętymi społecznościami, które traktują kobietę w trakcie okresu jako nieczystą, niegodną i wymagającą odseparowania, dokonaliśmy niesamowitego kroku naprzód, to wciąż w naszych społeczeństwach panuje coś w rodzaju szuryzmu menstruacyjnego, nie mówiąc już o totalnym braku orientacji w cyklu owulacyjnym. To tak, jakby siadać za kierownicę samochodu i nie wiedzieć, do czego służą te trzy lub czasem dwa pedały.
Niewybrednych żartów z miesiączki jest w Świecie według Bundych sporo, jednak w temacie przoduje odcinek The Camping Show. Rodzina Bundych postanawia uczcić tydzień wolnego Ala spędzeniem tego czasu w leśniczówce. Jak się okazuje, tuż po dotarciu na miejsce Kelly dostaje okresu, więc – jak twierdzą mężczyźni – trudno z nią wytrzymać i do niczego się nie nadaje. Potem nieoczekiwanie na tę przypadłość, postrzeganą przez facetów jako poważna dysfunkcja biologiczna, zapadają Marcy i Peggy. Ich zachowanie celowo zostaje przejaskrawione, a z facetów robi się ofiary. Wątpię, czy dzisiaj w jakimkolwiek komediowym sitcomie mogłyby znaleźć się aż tak rozbudowane sugestie na temat miesiączkowania. Warto jednak mieć na uwadze sens przekazu tego odcinka Świata według Bundych, zwłaszcza w dobie ultrapoprawności politycznej, często tracącej z oczu logikę. Wystarczy obejrzeć do końca The Camping Show.
Może i z początku sposób prezentacji „kobiety podczas okresu” wydaje się obraźliwy i nawiązujący do problemu ubóstwa menstruacyjnego np. w krajach trzeciego świata, lecz sytuacja zmienia się diametralnie, gdy łoś, niedźwiedź i jeżozwierz zaczynają atakować leśniczówkę. Wtedy cała męska brać, która wcześniej wydawała się tak cierpiąca, naznaczona i zdezorganizowana z powodu kobiecych miesiączek, jest podobnie bezradna wobec dzikich zwierząt. To tzw. odwrócona satyra. Obiekt wyśmiewany okazuje się takim tylko pozornie, a tak naprawdę jako kuriozum zostają przedstawieni ci, którzy wyśmiewali. Niemniej obecnie klimat medialny jest taki, że nie chce się wykorzystywać tego typu zabiegów, bo jeszcze ktoś by nie zrozumiał i na serio poczuł się urażony.
Kelly Bundy
Czy Kelly daje się wykorzystywać tylko dlatego, że jest głupia, czy tak naprawdę ma tego świadomość? Oto jest pytanie i warto uważnie przyjrzeć się, co na temat swojej siostry ma do powiedzenia Bud. Jego sugestie na temat seksualności Kelly trudno zliczyć. Kiedy Kelly dostaje okresu, Bud otwarcie mówi, że oto nastał kolejny miesiąc spokoju bez wpadki. Kiedy Kelly usilnie chce zostać masażystką, Bud rzuca, że teraz nareszcie będzie mogła brać pieniądze za to, co do tej pory praktykowała za darmo. Kiedy Kelly zaczyna się spotykać z Harrym, kandydatem na burmistrza Chicago, Bud sugeruje, że to wcale nie związek oparty na miłości, ale miejski radny potrzebował młódki, którą mógłby wykorzystywać seksualnie, a ona nazywać go „ojcem”. Mocno obrzydliwe podsumowanie związku Kelly. Przy innej z kolei okazji Bud mówi np., że kiedy Kelly będzie miała dzieci, to zanim im powie, kto jest ich ojcem, będzie musiała przeprowadzić losowanie, bo tylu ich mogło być. I tak można by wymieniać i wymieniać, a są to tylko obelgi o charakterze seksualnym od Buda. Pozostaje jeszcze sam Al.
Kelly jest ofiarą poniżania ze względu na płeć, ale nie tylko. Jej osoba wykreowana jest w ten sposób, że łączy w sobie wiele stereotypów – blondynka, więc głupia, ładna, więc puszczalska, puszczalska, więc godna potępienia i wyśmiewania, ale z łóżka żaden facet przy zdrowych zmysłach by jej nie wyrzucił. Tak okropna dwulicowość przekazu nie byłaby dzisiaj możliwa, kiedy w sitcomach twórcy starają się edukować publiczność na temat kwestii równości płciowej. Wątek Kelly nie zestarzał się dobrze. Śmiać się z niej może co najwyżej niedojrzała gimbaza, a że czasem są to dorośli, to jest to jeszcze bardziej przykre.
Równość płci
Właściwie nie istnieje. Rzeczywistość, w której funkcjonuje rodzina Bundych, to typowy współczesny, drapieżny patriarchat, tyle że zmodyfikowany kulturą zachodnią. Pewne rzeczy są niedopuszczalne, bo są niezgodne z prawem, np. bicie, natomiast przemoc psychiczna, którą najtrudniej udowodnić, już uchodzi. Mało tego – to na niej zasadza się komediowa forma sitcomu, i to właśnie dzisiaj by nie przeszło. Nie w takim nagromadzeniu. Nie jako podstawa dowcipów, nawet jeśli miały one finalnie wymiar krytyki płci męskiej. Nie mam zamiaru bronić postawy Ala Bundy’ego. Jest to postać skrzywiona, nieszczęśliwa, niedowartościowana, zagubiona i podła. Trzeba jednak mieć świadomość, że Świat według Bundych za jej pomocą krytykował zarówno drapieżny feminizm, jak i patriarchat. To mężczyźni okazywali się fajtłapami, zaniedbanymi, zadufanymi w sobie ofermami i sukinsynami; kobiety zaś, niby słabe, wychodziły na superbohaterki, żyjąc z takim męskim elementem. Dzisiaj jednak w mediach promuje się wizerunek nie kobiecej ofiary, a kobiety sukcesu, władczyni, czasem niemal femme fatale. Nie powiem, ma to sens, zwłaszcza że przez tyle lat kobieta w filmie była traktowana jak obiekt drugiej kategorii.
Przemoc w rodzinie
I tak od patriarchatu dotarliśmy do przemocy. Te pojęcia są ze sobą ściśle związane. Jest taki odcinek Świata według Bundych pt. Al… with Kelly, który dokładniej prezentuje relację łączącą Ala z córką, ale i zawiera dość emblematyczny przykład pochwały przemocy domowej. Al po wyjeździe Peggy oddaje się erotycznym marzeniom z udziałem namiętnych i piersiastych blondynek, ale równocześnie udaje, że pozbył się żony. Nie w sensie rozwodu, ale morderstwa. Główną jego inspiracją przewijającą się przez wiele odcinków jest program „Tata psychopata”. W tym konkretnym słyszymy jedną z bardziej znanych kwestii gloryfikujących przemoc wobec kobiet: „Tata psychopata zabił żonę ważącą tonę… Tata psychopata”. Tak podśpiewując, Al składa ręce, jakby trzymał strzelbę i celuje w puste łóżko, wyobrażając sobie, że jest tam Peggy.
Ten przykład jest emblematyczny dlatego, że powtarza się w różnych konfiguracjach w całym serialu, we wszystkich sezonach. Al Bundy dosłownie uprawia regularną przemoc fizyczną wobec Peggy w swojej głowie, chociaż ze względów marketingowych w czasach kręcenia sitcomu wolno mu było dręczyć żonę jedynie psychicznie. Nie ma w tym stwierdzeniu przesady. Jest za to gorycz. Dzisiaj ten wątek by nie przeszedł. Wtedy również nie powinien.
Ludzie otyli
Problem otyłości to choroba cywilizacyjna. Rozumiem, że część ludzkiej populacji nie jest w stanie sobie z nią poradzić, dlatego że cierpi na schorzenia, które sprzyjają otyłości. Znakomita część ludzi otyłych jednak jest taka na własne życzenie. Nie ruszają się, jedzą za dużo, za słodko i za tłusto, więc trudno popierać ich styl życia, a wręcz twierdzić, że duże jest piękne. Nadmiar tłuszczu to choroba, raz wywołana przez czynniki, których nie da się pokonać, a raz przez lenistwo i tumiwisizm. Tym bardziej więc w tej drugiej kwestii nie można się zgodzić z promowanym w mediach sposobem myślenia, żeby otyli zaakceptowali siebie i nic nie robili ze swoją otyłością, jeśli oczywiście można coś zrobić.
Taka ideologia, nawet jeśli ma na celu dążenie do równouprawnienia, jest z gruntu szkodliwa, gdyż promuje autodestrukcyjną postawę wobec własnego ciała, które ze swojej natury nie jest przeznaczone do tego, by być GRUBE. Oczywiście te wszystkie żarty z otyłych w Świecie według Bundych wsadzają do jednego wora leni i tych, których nadwaga spowodowana jest czynnikami chorobowymi. Tak być nie powinno być, bo to stygmatyzowanie, często bardzo niesprawiedliwe, niemniej dyskutowałbym o jednorodnie negatywnym przekazie akurat tych gagów w serialu. Obecnie jednak ważniejsza jest poprawność niż zdrowie ludzi oraz koszty leczenia powikłań otyłości, które ponoszą całe społeczeństwa. Żarty z otyłych więc nie przejdą.
Idea, na której stoi cały serial
Powinniśmy odpowiedzieć sobie, co mają na celu współcześnie realizowane sitcomy. Czy mają jedynie bezproduktywnie bawić, a jednocześnie smucić, czy może dawać jakąś nadzieję, a jednocześnie bawić i edukować? Mam wrażenie, że Świat według Bundych przesunął ciężar w stronę zbyt gorzkiej wizji świata, nie dając w zamian żadnego pocieszenia. Nie twierdzę, że ta wizja nie była i nie jest prawdziwa. Po obejrzeniu ponad 200 odcinków sitcomu chciałbym jednak w końcu dostać rozwiązanie, a nie obraz tak kompletnej beznadziei, że odechciewa się w takim społeczeństwie żyć. Satyra nie powinna dołować, ale poprzez swój cynizm rozświetlać ciemne zakamarki umysłu. Rodzina Bundych jest śmieszna, lecz zupełnie stracona. Wyraża to m.in. Al w odcinku, gdy wspomina swoją trudną relację ze szkolną bibliotekarką. Jego największym osiągnięciem w życiu jest samo życie, opanowanie go na tyle, że da się przeżyć jeszcze jeden dzień i nie palnąć sobie w łeb. Równie tragiczny jest przekaz wypływający z ust Peggy, który niemal jak największą mądrość życiową chce przekazać jako matka swojej córce.
Najważniejsze w życiu kobiety jest nicnierobienie połączone z trwaniem w patologicznym związku. Względnie kilka razy trzeba będzie uprawiać seks, ale w sumie wystarczy raz, żeby zajść w ciążę i na zawsze uwolnić się od pracy zawodowej. I nawet wtedy, gdy po latach śmierdzący piwem mąż będzie przychodził do domu i miał na coś ochotę, należy pamiętać, że te pięć minut seksu (więcej nie wytrzyma), które mogą się okazać obrzydliwym i niszczącym przeżyciem, jest lepsze niż chodzenie do pracy i niezależność. To jeden z najbardziej skrzywionych wizerunków nie tylko kobiet, ale i w ogóle relacji ludzkich, także tych erotycznych. W dzisiejszym przekazie medialnym, nawet tym, który chce być płytki i rozrywkowy, nie ma miejsca na uczenie widzów, że z takiej moralnej degrengolady jak ta w rodzinie Bundych powinniśmy się śmiać.