RON HOWARD. Wszystkie filmy reżysera
2005 / CZŁOWIEK RINGU / Cinderella Man
Jacek Lubiński
Ron Howard ma smykałkę do filmów opartych na faktach. A kino kocha biografie, kocha też i boks. Nic zatem dziwnego, że wskrzeszenie legendy, która zainspirowała wiele słynnych pojedynków celuloidu, przyniosło trzy Oskarowe nominacje. Historia autentycznego pięściarza, Jamesa Braddocka, który po załamaniu się kariery i latach posuchy spowodowanych Wielką Depresją powrócił na ring i w sensacyjnym stylu zgarnął mistrzostwo, była jednak ryzykownym projektem, gdyż składa się z dobrze wytartych już przez X muzę schematów. Trudno tutaj więc o zaskoczenie. Całość zrealizowana jest jednak na tyle bezbłędnie i zagrana tak koncertowo, że o kliszach zapomina się bardzo szybko i z uwagą śledzi się nie tylko kolejne pojedynki (naprawdę dobre), ale i wszelkie przeciwności losu, które życie stawia przed Kopciuszkiem. Film bynajmniej nie wybitny, ale na pewno więcej niż solidny i, co ważne, za każdym razem oglądający się równie przyjemnie. 8 / 10
2006 / KOD DA VINCI / The Da Vinci Code
Rafał Oświeciński
Podobne wpisy
Bardzo przyzwoita adaptacja popularnego w swoim czasie czytadła Dana Browna. Tak jak przezroczysta w swoim stylu jest powieść, tak samo dość nijaki, pod względem formy, jest film Rona Howarda – w wielu przypadkach można by to traktować jako zarzut, jednak tutaj wyraźnie postawiono na historię, bez szukania efektownych wizualnych zagrań. Taka taktyka się sprawdziła – Tom Hanks ma odpowiednią ekranową charyzmę, więc po co inne bajery? Quasi-religijne i quasi-naukowe tło wiele osób może odpowiednio intrygować, akcja posuwa się sprawnie do przodu w tempie adekwatnym do historii. Są emocje, jest samobiczujący się Paul Bettany, tu i ówdzie pojawia się kontrowersja w sosie bardzo light. Można ganić, można chwalić, można pozostawać obojętnym – każdy w tym przypadku znajdzie sensowne argumenty. Ot, bezpieczne kino środka i drugi – po Grinchu – największych sukces kasowy Howarda. 6/10
2008 / FROST/NIXON
Jan Dąbrowski
Film, który bez reszty pochłonął mnie podczas wieczornego seansu na niemal pustej sali kinowej. Bazując na sztuce Petera Morgana, Howard pokazuje, jak karkołomnym przedsięwzięciem było zorganizowanie przez Davida Frosta wywiadu z byłym prezydentem USA, Richardem Nixonem. Kunsztowny aktorski pojedynek – celnie porównywany do walki bokserskiej – nie pozwala oderwać wzroku od postaci. Martin Sheen (Frost) i Frank Langella (Nixon) aż iskrzą tutaj charyzmą. Sprawiają, że rozmowa dwóch facetów w garniturach przyprawia o dreszcz emocji, który może równać się z niejednym thrillerem. Brak zbędnych scen, umiejętne budowanie napięcia, a przy tym niewymuszony, subtelny humor. Ron Howard udowodnił, że potrafi odnaleźć się w każdej niemal niszy i gatunku, zaś Frost/Nixon zajął miejsce w sąsiedztwie takich filmów jak JFK i Good Night and Good Luck. 8/10
2009 / ANIOŁY I DEMONY / Angels & Demons
Jan Dąbrowski
O ile filmowy Kod da Vinci okazał się umiarkowanym sukcesem (choć kontrowersyjna tematyka przyczyniła się do zapełnienia sal kinowych), o tyle kolejna ekranizacja prozy Dana Browna wyszła Howardowi znakomicie. Anioły i demony to produkcja, której bliżej do kina nowej przygody niż popularnonaukowego traktatu. I bardzo dobrze. Dynamicznie ukazana walka z czasem, by rozwiązać zagadkę (i uratować Stolicę Apostolską), przepiękne zdjęcia (wszak wraz z bohaterami zwiedzamy Watykan) i adekwatnie podniosła muzyka Zimmera sprawiają, że ponad dwugodzinny seans mija w okamgnieniu. Świetna obsada (Hanks, Skarsgård, McGregor, Mueller-Stahl) przykuwa do ekranu i można nawet przymknąć oko na niektóre dialogi. Nieustanne ścieranie się ze sobą nauki i religii jest tu przedstawione w wersji light, lecz wszelkiej maści obiekcje ze strony dostojników kościelnych (przy okazji premiery) są chybione. Zaskakująco powtarzalne dzieło po kilku seansach nadal „działa” – co jest kolejnym dowodem na to, że Howard jest bardzo zdolnym rzemieślnikiem. 8/10
2011 / SEKRETY I GRZESZKI / The Dilemma
Krzysztof Walecki
Zdecydowanie najgorszy film w karierze Howarda.
Jest w Sekretach i grzeszkach niewykorzystany pomysł na film, być może nawet dobry, lecz nie ma filmu. Historia mężczyzny, który dowiaduje się, że żona jego najlepszego przyjaciela jest mu niewierna, zawodzi jako komedia pomyłek, gdyż twórcy nie mają odwagi posunąć się do granic niedorzeczności, jedynie sugerując, w jakim kierunku mogłaby pójść fabuła – kłamstwo prowadzi do kolejnego kłamstwa, te zaś do paranoi i braku zaufania, które okazują się być zaraźliwe. Ale Howard i scenarzysta, Allan Loeb, wolą bardziej dramatyczne, a nawet melodramatyczne rozwiązanie, i zamiast koncentrować się na małżeńsko-kumpelskiej farsie uderzają w poważniejsze rejestry. Brak tu jednak tego, o czym mówi sam główny bohater podczas jednej ze scen – szczerości.
Powstała pobrzmiewająca fałszem mało zabawna tragikomedia, w której bohaterowie mówią zdecydowanie za dużo, albo nie mówią sobie nic. Vince Vaughn niezbyt przekonująco wciela się w postać, którą 20 lat wcześniej zagrałby Michael Keaton, a partnerujący mu Kevin James po raz kolejny udowadnia, że w kinie znalazł się chyba przypadkowo. Natomiast Jennifer Connelly i Winona Ryder zdecydowanie marnują się w takim repertuarze. Szkoda czasu. 3/10
2013 / WYŚCIG / Rush
Radosław Pisula
Produkcja, która zaatakowała mnie z zaskoczenia i nie wypuściła z łap do ostatniego pomruku silnika. Nie jestem fanem motoryzacji, ale trafiłem do kina na urodzinowy seans i przez dwie godziny siedziałem jak zaczarowany. Howard po raz kolejny udowodnił, jak dogłębnie rozumie działanie materii filmowej. Uczeń genialnego Rogera Cormana ma świadomość tego, że moc kinowego widowiska tkwi w emocjach, a historia pojedynków Hunta z Laudą jest nimi wypełniona po brzegi. Dwaj diabelnie charyzmatyczni aktorzy elektryzują ekran, fabuła perfekcyjnie dawkuje napięcie, a zdjęcia są przepiękne. Reżyserowi udało się wyśmienicie udźwignąć legendę, a ja podczas seansu chłeptałem łapczywie spływającą z ekranu magię kina. Naprawdę niewiele jest filmów, które potrafią tak dobrze utrzymać tempo. Nie jest to na pewno najlepszy film świata, ale chcę do niego wracać i wracać, zaliczać kolejne okrążenia. 9/10
2015 / W SAMYM SERCU MORZA / In the Heart of the Sea
Maciek Niedźwiedzki (recenzja)
Ron Howard nie sprostał legendzie Moby Dicka. Fantastyczna strona wizualna jego filmu maskuje niedostatki scenariusza, zbyt dosłownego i pobieżnego. Prześlizgującego się po większości wątków. W samym sercu morza mogło być dziełem intrygującym i nieoczywistym. Wystarczyło jedynie trochę poprzesuwać puzzle, z których zostało złożone. Howard w decydujących momentach, zamiast dociskać pedał gazu, asekurancko zwalnia.
Mimo sztormu, klęsk i groźnego przeciwnika trzyma swojego widza za rękę, by cały czas czuł się bezpiecznie. Ogromny budżet filmu zapewne nie pozwolił reżyserowi być odpowiednio brutalnym. Taka inwestycja musi się przecież zwrócić. Uważam, że marynistyczna tematyka determinuje konkretną konwencję estetyczną. Brud, pot i krew powinny być na porządku dziennym. Howard wybrał jednak konwencję legendy, co jeszcze samo w sobie nie jest nietrafionym pomysłem. Z niej jednak nie wydobywa tyle, ile bym oczekiwał. Ostatecznie W samym sercu morza pozostawia po sobie głównie piękne zdjęcia. 6/10
2016 / INFERNO
Jan Dąbrowski [recenzja]
Najnowszy film Rona Howarda reklamowano nazwiskami pierwszorzędnych (lub przynajmniej popularnych) aktorów z Tomem Hanksem na czele. O ile on opatrzył się już w roli Langdona, to reszta obsady pojawia się w świecie z książek Dana Browna po raz pierwszy, a więc z szansą stworzenia pełnokrwistych, intrygujących postaci. W roli lekarki Sienny Brooks obsadzono Felicity Jones, która partnerując przez większość filmu Hanksowi, jest w swojej roli bezbarwna i nijaka (a przecież gra kobietę-geniusza!). Parę bohaterów ściga z uporem maniaka Elisabeth Sinskey (Sidse Babett Knudsen), szefowa Światowej Organizacji Zdrowia oraz Christoph Bouchard (Omar Sy). Oboje pełnią przez większość filmu identyczną funkcję, w dodatku grają jakby od niechcenia, na jednej nucie. Scenarzysta zmarnował potencjał ciekawej i zagranej z pomysłem postaci naukowca Zobrista, którego charyzmą obdarzył z każdym filmem coraz lepszy Ben Foster. Jedynym aktorem, który wydaje się mieć świadomość tego, w czym gra, jest Irrfan Khan w roli zarządcy tajemniczego konsorcjum, pana Simsa. Zarówno jego zachowanie, jak i sposób mówienia zdradzają lekceważący dystans do świata, jakby nie traktował wszystkiego na serio.
Być może pomysł na film był dobry i tkwił w nim potencjał, ale efekt końcowy prac Rona Howarda i jego ekipy jest opłakany. Nieskładny scenariusz, głupawe dialogi i właściwie brak napięcia mogą sprawić, że widzowie będą się nudzić i irytować, a los papierowych bohaterów będzie im obojętny. Najwyraźniej jedynie Irrfan Khan po przeczytaniu scenariusza Inferno doszedł do wniosku, że nie da się poważnie podejść do tego projektu. Gdyby cała ekipa wyszła z takiego założenia, film mógłby być znacznie mniej nadęty i nieciekawy. Seans dobrze podsumowują słowa pewnej pani, która opuszczając salę kinową, powiedziała swojej koleżance, że chyba nie pójdzie na czwartą część. 3/10
2018 / HAN SOLO: GWIEZDNE WOJNY – HISTORIE / Solo: A Star Wars Story
Jacek Lubiński [recenzja]
W Han Solo: Gwiezdne wojny – historie wszystko dosłownie gra i buczy, z efektami specjalnymi włącznie, sprawiając wrażenie produkcji zapiętej na ostatni guzik, czyli tym samym dalekiej od pierwotnie wyczuwalnej w powietrzu mega wpadki sezonu. Ba! W tym momencie jest to tytuł, który spokojnie może aspirować do miana jednego z najlepszych tegorocznych blockbusterów (ale nie uprzedzajmy faktów).
Trochę szkoda tych paru rys, które pojawiają się głównie w finale, gdzie dochodzi do ujawnienia tożsamości pewnych ważkich postaci i są to niestety wolty pozbawione większego sensu, odrobinę psujące dobre wrażenie. Szczęśliwie nijak nie umniejsza to samej satysfakcji z seansu. A ta jest naprawdę duża. Bo choć nie jest to wielkie, dramatycznie skomplikowane kino, to czuć w nim wyraźnie dużo serca, twórczej radości i tej, jakże przecież potrzebnej magii. To Gwiezdne wojny w starym, dobrym stylu i dokładnie tak samo porywające. Pozbawione wątków mistycznej Mocy, lecz, o ironio!, zdecydowanie zawierające w sobie całe jej pokłady. 8/10