search
REKLAMA
Zestawienie

ROMAN POLAŃSKI. Oceniamy wszystkie filmy na dwa głosy

REDAKCJA

23 grudnia 2019

REKLAMA

Oliver Twist

(2005)

Marcin Kempisty: Historia młodego, biednego chłopaka pomiatanego przez silniejszych i możniejszych niesie ze sobą rewolucyjny ładunek, więc wielka szkoda, że nie został on do końca odkryty przez reżysera. Największym grzechem popełnionym w trakcie realizacji Olivera Twista była nieumiejętność wyznaczenia dominującej estetyki. Niby to film z mocnymi scenami odsłaniającymi kulisy rodzącego się kapitalizmu, a jednak często utrzymany w bajkowej konwencji. W przypadku takiej fabuły jednoznaczność byłaby atutem. Tymczasem z filmu Polańskiego robi się odrobinę niegrzeczna, ale jednak bardzo bezpiecznie zrealizowana przypowieść o chłopcu, który chciał przeżyć. Na plus zdecydowanie działa rola Bena Kingsleya.

 ④ 

Jacek Lubiński: Polański i klasyka dziecięcej literatury to ciekawe połączenie. Ale udane. Nie widziałem co prawda wszystkich adaptacji powieści Karola Dickensa, ale śmiem twierdzić, że ta jest jedną z najlepszych. Reżyser nie bał się pokazać brudu i dwuznaczności ulic dawnego Londynu, przez co jego film jest chwilami brutalnie szczery. Nie zrezygnował też z przygodowego aspektu całej historii, więc ta pozostaje żwawym i generalnie pokrzepiającym doświadczeniem. Jest w tym odpowiedni rozmach, niezłe tempo, trochę grozy, fajny humor i świetne aktorstwo z kapitalnym Benem Kingsleyem na czele – słowem, jest wszystko to, czego po takim kinie można się spodziewać. Polański nie wynajduje tu koła, ale serwuje naprawdę przyzwoitą ekranizację, pozbawioną nachalnego moralizatorstwa. Aż chce się oglądać!

Kocham kino
(segment Cinéma Erotique)

Chacun son cinéma ou Ce petit coup au cœur quand la lumière s’éteint et que le film commence (2007)

Marcin Kempisty: Pyszny żart ze strony Romana Polańskiego, w którym, jak w soczewce, skupiają się wszystkie kluczowe wątki dla jego twórczości: seks, reakcja widzów na to, co widzą na ekranie, jak również granica między obiektywnym rejestrowaniem zdarzeń a subiektywnymi interpretacjami. Wystarczyły ledwie trzy minuty, by te wszystkie elementy znalazły się w tej króciutkiej etiudzie, splecione żartem, perwersją i notorycznie prowadzoną rozgrywką z odbiorcami.

 ⑦ 

Jacek Lubiński: Bardzo zabawna część większej całości – zdecydowanie jeden z lepszych, pozytywnie zaskakujących segmentów tego listu miłosnego do X muzy. I to właśnie dzięki z miejsca rozpoznawalnemu stylowi reżysera, który popisał się tu prawdziwą wirtuozerią budowania napięcia oraz solidną dawką czarnego humoru, rzadko kiedy w podobnej formie pojawiającego się w jego twórczości. Ponieważ to tylko krótka nowela, toteż trudno traktować ją jako coś więcej niż ciekawostkę i skromny dodatek do całego dorobku. Niemniej jest to na swój sposób film skończony, składniejszy i ciekawszy od wielu pełnometrażowych, samodzielnych projektów Polańskiego.

Autor widmo

The Ghost Writer (2010)

Marcin Kempisty: Gdyby nie zakończenie, znacznie wyżej oceniałbym ten film. Otwarcie jest rewelacyjne: Ewan McGregor trafiający na dwór bezwzględnego Pierce’a Brosnana jest wariacją na temat ról Nicholsona i Deppa, a jednocześnie czymś nowym w twórczości Polańskiego. Polak tym dziełem otwiera nowy etap w swojej kinematografii, znacznie bardziej autotematyczny, znacznie częściej wprost mówiący o granicy między fikcją a zmyśleniem. Zimna kolorystyka, posępna pogoda, stonowana ścieżka dźwiękowa – te wszystkie elementy składają się na kształt zajmującej historii o politycznej obłudzie oraz o cenie, jaką przychodzi zapłacić artystom w zamian za odrobinę swobody. Szczególną uwagę należy zwrócić także na to, jak montaż i sposób patrzenia kamery korespondują z tematem, czyli poszukiwaniem prawdy na temat człowieka i dokonywanych przez niego czynów. To kolejny rodzaj zabawy między narratorem a widzami, gdy ważne dla fabuły szczegóły są skrzętnie, niemalże ostentacyjnie ukrywane. Dobrze czasami spotkać się z takiego rodzaju kinem „jątrzącym”, odbierającym przyjemność patrzenia. Zabrakło jednak celniejszego finalnego akordu, którym twórca podsumowałby dotychczasowy wywód. Być może to kwestia odejścia od typowej dla niego klamrowej kompozycji.

 ⑦ 

Jacek Lubiński: Nie potrafię nie lubić tego filmu. Nie jest to może absolutny top twórczości Polańskiego, bo zarówno podjęty temat można było potraktować nieco dogłębniej, bardziej dopracować, jak i całość zrobić jeszcze bardziej dramatyczną, niejednoznaczną i odważniejszą przeprawą przez świat wielkiej polityki. Niemniej to i tak produkcja dopięta na ostatni guzik – od perfekcyjnie dobranej obsady przez te wszystkie niuanse fabularne, których w pierwszej chwili nie zauważamy, a na znakomitej ścieżce dźwiękowej kończąc. No i atmosfera tego filmu, jego tempo, płynność narracji, montaż scen… Chyba żadne wcześniejsze dzieło reżysera nie było tak zgrabnie, niezauważalnie poprowadzone. Bez dwóch zdań jest to jeden z atrakcyjniejszych tytułów, jakie wyszły spod jego ręki. I zarazem jeden z moich faworytów.

Rzeź

Carnage (2011)

Marcin Kempisty: Im częściej ogląda się ten film, tym większe robi on wrażenie. Początkowo zwraca się przede wszystkim uwagę na znakomitą grę aktorską oraz komizm stojący u fundamentów tej produkcji. Dopiero przy kolejnym seansie ujawniają się drobne detale, które wypełniają cały świat przedstawiony. W Rzezi nie chodzi bowiem tylko o to, co mówią, ale też o to, co się wokół nich znajduje. Wystarczy wyciszyć głos, patrzeć na mimikę artystów i obserwować otoczenie, by i tak dojść do tych samych wniosków. Film Polańskiego to nie tylko farsa na temat hipokryzji klasy średniej. To także spektakl pełen przemocy, zarówno tej fizycznej, jak i symbolicznej. Jednemu małżeństwu (Foster i Reilly) ewidentnie brakuje poczucia przynależności do „lepszego” środowiska, więc tuszują to sztuczną ogładą i pozowaniem na ludzi obytych z kulturą. Leżący na stoliku album z obrazami Kokoschki znaczy więcej niż tysiąc słów. Natomiast z drugiej strony jest para sfrustrowanych bogaczy (Winslet i Waltz), którzy za nic mają dobro gorzej sytuowanych członków społeczności. Wydaje się, że Rzeź wraz z upływem kolejnych lat staje się coraz bardziej aktualna.

 ⑧ 

Jacek Lubiński: Świetny koncert czwórki aktorów, którzy pod okiem Polańskiego pokazują się nam z najróżniejszych stron, tworząc jedne z najlepszych swoich kreacji. Z ich pomocą reżyser dokonuje prawdziwej wiwisekcji ludzkich zachowań, przywar, społecznych przyzwyczajeń i norm, które w trakcie krótkiej, prozaicznej wizyty w zwykłym mieszkaniu upadają z niezwykłą łatwością, rozsypując się przed nami niczym bierki w jednej ze scen Noża w wodzie. To komedia, która śmieszy przez łzy, i dramat bawiący do rozpuku. Rzecz wielce kameralna, a jednak pod wprawną ręką Polańskiego przemieniająca się w niezwykłą batalię charakterów i przekonań. Teatralny rodowód fabuły daje się tu we znaki, zwłaszcza na początku, ale to jednak wspaniale filmowa rozgrywka, do wielokrotnego smakowania. Raczej nie tyle arcydzieło, co po prostu diablo udany pokaz możliwości kina w manipulacji emocjami.

Wenus w futrze

La Vénus à la fourrure (2013)

Marcin Kempisty: Czy wspominałem już o tym, że ciasne przestrzenie i jak najmniejsza liczba aktorów to elementy składające się najczęściej na najlepsze filmy Polańskiego? Jeżeli jeszcze nie, to Wenus w futrze jest tego dobitnym przykładem. Wystarczył duet Seigner z Amalriciem, podwaliny scenariusza w postaci powieści Sachera Masocha, by reżyser mógł przez dwie godziny czarować widzów błyskotliwymi dialogami i dwuznacznymi żartami. Na pewno jest to film pogrywający z wizerunkiem jego autora, wszak nie bez przyczyny męski bohater jest tak podobny do Polańskiego, a po drugiej stronie stoi jego [Romana] prawdziwa żona. Można więc Wenus w futrze traktować dosłownie, jako rozliczenie z kobiecością i męskością, a można też poszerzyć perspektywę, przyglądając się baczniej, na jakiej zasadzie reżyser-postać upadla się w sposób komiczny przed jego aktorką-partnerką. Wtedy seans smakuje najlepiej, bo przecież trudno na poważnie podchodzić np. do sceny przywiązania do kaktusa-penisa. Pamiętajmy bowiem, że teatr jest przede wszystkim sztuką umiejętnego udawania.

 ⑧ 

Jacek Lubiński: I znów teatr – tym razem dosłownie, bo rzecz rozgrywa się właśnie na scenie tegoż, stając się miejscem odwiecznego starcia płci. Po jednej stronie reżyser, jakże podobny do Polańskiego – po drugiej jego ekranowa muza, a prywatnie żona. Zwykłe przesłuchanie do roli prowadzi tu do przewartościowania sztuki oraz bohaterów, ich racji, pragnień, lęków… Powoli przedzieramy się przez elementy relacji damsko-męskich składające się na życie, także twórcze, jak i kształt danej jednostki. Jest tu więc i symbolizm, i różnego sortu dywagacje oraz przerzucanie się światopoglądem. Nic jednak na siłę, wszystko au naturel. Co prawda duet Seigner z Mathieu Amalriciem jest bezbłędny, ale nie jest to najlepszy pojedynek dwójki aktorów w jednym pomieszczeniu. Ani też żadna rewolucja w temacie, jaki reżyser przerabiał już wielokrotnie. Twórca bywa tu stronniczy i dosłowny, pozostawiając niedosyt oraz wrażenie, że mógł to być zwyczajnie lepszy film, gdyby powstał znacznie, znacznie wcześniej.

Prawdziwa historia

D’après une histoire vraie (2017)

Marcin Kempisty: Gdyby Polański był piłkarzem, to stwierdziłbym, że w trakcie kręcenia Prawdziwej historii zakiwał się na śmierć i strzelił bramkę samobójczą. Stworzył bowiem thriller oparty na dobrze mu znanych zasadach – dwójce aktorów, ciasnych przestrzeniach, poczuciu izolacji, okraszając to jeszcze refleksją na temat sztuki – a jednak wyszło z tego coś trudnego do przyswojenia, nijakie, zapewne przekombinowane. Duet Seigner – Green prezentuje się znakomicie, ale cóż z tego, że jest to wszystko podawane na chłodno, za spokojnie, bez żadnej pasji. Dopiero końcówka przypomina „młodego” Polańskiego, wcześniejsze zaś partie są zbyt ślamazarne, by zbudować jakiekolwiek napięcie między aktorami albo na linii twórca – widz. Klamrowa kompozycja – dwa spotkania bohaterek w trakcie podpisywania książek przez Seigner – to dobitny znak, jak bardzo Polański zaczął siebie cytować i tworzyć „z pamięci”. Wcześniej jednak rozwijał dobrze znaną formułę, lecz w przypadku Prawdziwej historii tylko automatycznie powtórzył schematy.

⑤ 

Jacek Lubiński: Na papierze był to z pewnością prawdziwy samograj. Dwie kobiety w izolacji, tajemnica, kryjąca się między wierszami tragedia oraz kryzys twórczy. I rzeczywiście, początek jest bardzo obiecujący i niecodzienny, a podszyty pikanterią związek Evy Green z Emmanuelle Seigner hipnotyzuje. Niestety ostatecznie można było wycisnąć z tego coś więcej niż swoistą kalkę Misery, mało w dodatku satysfakcjonującą pod względem technicznym i fabularnym. Filmowi brakuje nerwu, mięsa oraz energii, które cechują jego najlepsze dokonania. Podobnie jak Dziewiąte Wrota stoi nieco w rozkroku, pozbawiony większej odwagi, przewrotności i celu, a momentami bywa równie niezgrabny. Nie jest to całkowite rozczarowanie, bo reżyser nie schodzi poniżej pewnego poziomu i do samego końca intryguje. Ale wszystkie atuty tej historii Polański z o wiele lepszym efektem przerabiał od początku swojej kariery.

A poniżej ankieta, w której możecie wybrać pięć najlepszych filmów reżysera.
Zapraszamy do zabawy!

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA