search
REKLAMA
Zestawienie

ROMAN POLAŃSKI. Oceniamy wszystkie filmy na dwa głosy

REDAKCJA

23 grudnia 2019

REKLAMA

Piraci

Pirates (1986)

Marcin Kempisty: Bodaj najbardziej nieokrzesany, sztubacki film w twórczości Polańskiego. Historia o kapitanie Redzie i jego pomocniku umyka podstawowym założeniom kina przygodowego sformułowanym przez Stevena Spielberga. Wprawdzie Piraci są świetnie zrealizowanym widowiskiem, który miał szturmem wziąć box office (a zaliczył bolesną klęskę), ale jednocześnie przedstawiona w filmie wizja piratów daleka jest od tradycyjnych kinowych wzorców. Pełno tu humoru, ale podszytego przemocą; pełno zawadiackich awantur, ale zbudowanych na realistycznie przedstawionym mordobiciu. Piraci są przykładem tego, co się dzieje, gdy dziecięce potrzeby i fantazje znajdują ujście dzięki wielomilionowej machinerii. Niby utyskiwania recenzentów oraz widzów na ten film są słuszne, ale trudno nie docenić czystej frajdy płynącej z seansu.

Jacek Lubiński: Obok Chinatown i Tess to jedyna tak bardzo tradycyjnie, wręcz staroświecko zrobiona pozycja w dorobku Polańskiego, również odwołująca się do zamierzchłego gatunku. Tym razem nie udało się go jednak wskrzesić i powszechnie krytykowani Piraci dosłownie zatopili korsarskie zapędy dużych wytwórni na dobrą dekadę, będąc jedną z najdotkliwszych porażek reżysera. Szkoda, bo to niezwykle sympatyczna, porywająca przygodówka w starym, dobrym stylu. Świetnie obsadzona (jedna z najlepszych ról Waltera Matthau), fantastycznie zrealizowana (nominacja do Oscara za kostiumy), pomysłowa, a przy tym autentycznie zabawna w sposób zgoła odmienny od późniejszych Piratów z Karaibów. Zresztą jest to też bardziej przyziemny od nich film, niepowstały jedynie z myślą o masowych seansach z dziećmi. Za to właśnie Piratów lubię – to niezwykle zgrabna, lotna i doskonale wyważona zabawa w epickie, rozrywkowe kino. I kinem.

Frantic

(1988)

Marcin Kempisty: Traktuję Frantic jako najlepsze dzieło Polańskiego. Najwspanialsze pod względem dramaturgicznym, aktorskim, estetycznym, a przede wszystkim ziszczające postulaty wysnuwane przez Polaka w jego wcześniejszych filmach. Nie jest to film tak zwarty i konsekwentny, jak Chinatown, przypomina raczej ciągnący się strumień świadomości, ale jakże sensualny, jakże sycący zmysł wzroku oraz słuchu! Rozpoczyna się romansem i przyjazdem Amerykanina do Paryża, później fabuła przechodzi w thriller, gdy mąż poszukuje zaginionej żony, a kończy się strzelaniną i egzystencjalnymi rozterkami. Frantic jest dziełem o poszukiwaniu sensu, odysei po smutnym Paryżu (o czym świadczy nazwisko bohatera – Walker), a także o przejściu przez niewidzialną granicę między dorosłością a starością. Bo przecież grany przez Harrisona Forda protagonista wciąż kocha żonę, ale jednocześnie jego myśli powoli kierują się w stronę młodszej, partnerującej mu kobiety (Seigner). A że obie bohaterki pod koniec filmu chodzą w czerwonych sukienkach o podobnym kroju, to koło się zamyka. Po Franticu na dnie pamięci pozostaje kilka niesamowitych scen: hołd dla Hitchcocka (scena na dachu a’la Psychoza), jazda samochodem i widok wschodzącego, różowawego słońca, a przede wszystkim taniec Forda z Seigner przy akompaniamencie wybornej piosenki Grace Jones.

 ⑨ 

Jacek Lubiński: Ten film mógłby spokojnie zrobić Alfred Hitchcock, z którym Polańskiego zawsze łączyła jakaś ekranowa więź – tutaj ewidentna od samego początku, a nawet rezonująca w tytule, który przywodzi na myśl Szał (org. Frenzy). Pytanie tylko, czy w rękach mistrza suspensu byłby to produkt bardziej przemyślany i dojrzalszy. Bo jest to niestety trochę niespełnione dzieło. Zaczyna się z niezwykłym nerwem oraz z wyraźnymi ambicjami, a kończy tak trochę niepewnie, bez wyrazu, sztampowo wręcz. Gdzieś w połowie reżyser gubi element zaskoczenia, a wraz z nim siada także dramaturgia i całość zaczyna przypominać zwykły, hollywoodzki thriller jakich wiele. Niemniej to i tak dobre kino, w którym można też wyczuć ducha filmów noir. Do tego świetna muzyka niezawodnego Ennio Morricone i robiący różnicę Harrison Ford w roli głównej – bez ich wkładu z pewnością byłaby to rzecz o klasę gorsza i nawet Emmanuelle Seigner w czerwonej kiecce nie robiłaby tu większego wrażenia.

Gorzkie gody

Bitter Moon (1992)

Marcin Kempisty: Najdoskonalszy przykład filmu, w którym Polański bawi się z widzami. Rozpoczyna się romantyczną podróżą statkiem, by przeistoczyć się w obrazy seksualnej perwersji. Gorzkie gody to gra na nosie fanów ckliwych miłostek przedstawianych w kinie, ale także snuta na poważnie historia o uczuciu tak silnym, że potrafiącym zniszczyć obie strony związku. Paryż zostaje przemianowany ze stolicy romantyzmu na metropolię utraconych nadziei, artystowskie aspiracje bywają pięknie ośmieszane, a przy okazji osiągnięty jest główny cel: zatarcie granicy między powagą a kiczem. Polański bywa kąśliwy oraz czuły wobec swoich bohaterów, znakomicie miesza autorskie zapędy z zagrywkami fabularnymi niskiego sortu, tym samym budując film szalenie niejednoznaczny, możliwy do odczytania na wiele sposobów. Ponadto w Gorzkich godach potwierdza się, że do „Polańskiego abecadła” weszła nowa literka: taniec Seigner. Był już we Franticu, pojawia się w filmie z 1992 roku, będzie jeszcze w Wenus w futrze.

 ⑧ 

Jacek Lubiński: Bodaj najbardziej kontrowersyjne, wyjątkowo niedocenione dziecko Polańskiego, bo oparte na seksie, wyuzdaniu i związanych z nimi dewiacjami. W rzeczywistości to jednak przejmująca historia o miłości – uczuciu tak silnym i nieprzeniknionym, że aż zabójczym. Reżyser bez pardonu i ze szczegółami pokazuje nam życie dwóch splątanych nią jednostek, które nie mogą bez siebie żyć i nie mogą przestać się wzajemnie ranić tą miłością. To mocne, ekshibicjonistyczne kino, miejscami poprowadzone aż do (celowej) przesady. Padające trochę ofiarą swej formy, która nierzadko bywa groteskowa i niesmaczna jednocześnie. Ale zawsze szczere i trafiające, mimo wszystko, do serca. Pod przykrywką tanich emocji i szokowania dające do myślenia, bo to również psychologiczna rozgrywka. To film perwersyjny, lecz niezwykle smutny. I bardzo, bardzo zmysłowy – w czym duża zasługa odważnej roli Seigner, która tu po prostu błyszczy (nie tylko doskonałym, młodym ciałem).

Śmierć i dziewczyna

Death and the Maiden (1994)

Marcin Kempisty: Film, który nie do końca potrafię ocenić. Widać w nim wszystkie cechy charakterystyczne dla kina Polańskiego: klaustrofobiczną przestrzeń, niewielką liczbę bohaterów, traumatyczną przeszłość przejmującą kontrolę nad rzeczywistością, a także znakomite aktorstwo, w tym przypadku Weaver, Kingsleya i Wilsona. Coś w nim jednak szwankuje. Zabawa w ofiarę i kata bywa przewrotna, ale nazbyt przeciągnięta i rozmemłana przez niekończące się tyrady. Może brakuje tu czwartego do brydża, przełamującego fabularną ciągłość, może to kwestia samych dylematów rozstrzyganych przez bohaterów. Mimo wątpliwości, warto pamiętać o tym mało znanym filmie, ponieważ można dzięki niemu poznać wszystkie zagrywki i tematy, do których regularnie wraca Roman Polański.

 ⑥ 

Jacek Lubiński: Dość znamienna pozycja w dorobku Polańskiego, zważywszy na jego pozafilmowy wizerunek. Reżyser zamyka tu w jednym pomieszczeniu trzy osoby – w tym domniemanego kata i jego ofiarę – daje im do ręki broń i każe dociekać sprawiedliwości, prawdy, bawić się w sąd. Kto ma rację? Kto kłamie, a kogo ponosi wyobraźnia? Co tak naprawdę wydarzyło się przed laty? Te pytania długo pozostają bez odpowiedzi, trzymając nas na krawędzi fotela. Trochę szkoda, że zakończenie ugina się pod ciężarem całej tej gry, rezygnując z dwuznaczności, na której nutach tak dobrze osadza się cała ta, momentami wręcz nierealna, intryga. Tu i ówdzie zdaje się brakować też odrobiny konsekwencji w zachowaniu postawionych pod ścianą postaci. Nie zmienia to jednak faktu, że to i tak pierwszorzędne kino – duszne, mięsiste i doskonale poprowadzone. Już dla samych aktorów warto sięgnąć po ten tytuł, będący zdecydowanie górną półką twórczości reżysera.

Dziewiąte wrota

The Ninth Gate (1999)

Marcin Kempisty: Oglądane najpierw za dzieciaka na Polsacie, Dziewiąte wrota jawiły się jako trudna do strawienia szmira. Po długim czasie, gdy z większą wiedzą podchodzę do tego filmu, widzę już w nim więcej zalet. Na szczęście Polański pozbywa się wielu elementów z książki Klub Dumas, środek ciężkości stawiając na śledztwo bohatera (Johnny’ego Deppa) w sprawie oryginału pewnych „diabelskich” ksiąg. Reżyser znakomicie buduje nastrój, do pewnego momentu nęci tajemnicą, ale sama końcówka nadal pozostaje kiczowata i nie do zaakceptowania. Mozolnie budowana ezoteryczna aura (reżyser bardzo konsekwentnie rozwija fabułę zgodnie z prawidłami kart tarota, w szczególności Wielkich Arkanów) zostaje rozbita przez tandetne (niestety dalekie od kampu) sceny z czarnymi mszami i seksem z płonącym zamkiem w tle. Wygląda to tak, jak gdyby w trakcie trwania filmu Polański oddawał przestrzeń producentom interesującym się tylko zyskami i tanim szokowaniem.

 ⑥ 

Jacek Lubiński: W chwili premiery olbrzymie nadzieje i srogie rozczarowanie. Po latach jednak łatwiej spojrzeć nieco przychylniejszym okiem na ten film. Jest wszak niezwykle stylowy, niespieszny, z odpowiednio działającą na zmysły atmosferą, bardzo dobrą obsadą i piękną muzyką Wojciecha Kilara. Wypełniony wieloma małymi smaczkami, całkiem niegłupimi momentami i w końcu też na tyle sprawny, że trudno się oderwać. Szkoda jedynie, że Polański niemal od początku, bo od kiczowatej czołówki, stawia na widowiskowość – im dalej w las, tym coraz bardziej tanią. Kiepskie efekty, które szybko nadgryzł czas, brak przywiązania do detali, rujnujący jakąkolwiek wiarygodność historii (chociażby sposób, w jaki traktuje się tu zabytkowe, wiekowe książki), słabe sceny akcji, które niezbyt pasują do reszty, no i ten nieszczęsny finał. To wszystko składa się na obraz zaprzepaszczonej szansy na coś naprawdę wielkiego oraz takiej trochę grzesznej przyjemności w dorobku reżysera.

Pianista

The Pianist (2002)

Marcin Kempisty: Pianista to przykry dowód na to, że Polański nie potrafi robić epickich filmów. Historia Władysława Szpilmana jest zaprezentowana w sposób mało płynny, gdy narracja przeskakuje znienacka między kolejnymi miesiącami wojennej zawieruchy. Pewne wątki są za bardzo przeciągnięte, niektóre potraktowane po macoszemu, niektóre bardzo kontrowersyjne, ale nie składają się one w sensowną całość. Stawiane przez reżysera wnioski bywają wtórne wobec choćby Listy Schindlera, wykorzystywana estetyka jest zaskakująco nijaka, „zerowy” styl narracji pozbawia twórczość Polaka pazura, zabiera potrzebę poszukiwania. Zapewne Pianista był też swego rodzaju rozliczeniem artysty z II wojną światową, niemniej jednak zaprezentowanym w za bardzo chłodny, zdystansowany sposób. Natomiast końcówka filmu jest już kuriozalna, widzowie nagle tracą z pola widzenia warszawską ludność, a wizja poruszającego się po opustoszałym mieście bohatera przypomina tę przedstawioną z filmu Jestem legendą. Zaskakujące, że tak doświadczony twórca nie radzi sobie z pokazywaniem większych ludzkich skupisk.

 ⑥ 

Jacek Lubiński: Drugi nakręcony w Polsce film Polańskiego to w opinii samego zainteresowanego jego najlepsze dzieło. Śmiem się nie zgodzić. Owszem, jak niemal każdy film podejmujący temat eksterminacji Żydów Pianista przejmuje do głębi, będąc tyle samo pięknym, co wielce niewygodnym w odbiorze dziełem. Do siły przekazu Listy Schindlera trochę mu jednak brakuje. Choć Polański porzuca patos na rzecz prostoty inscenizacji i ukazania zwykłej walki o przetrwanie jednostki, to strasznie prześlizguje się po historii. To długi film, lecz strasznie pocięty, epizodyczny. Niezwykle szybki przebieg wydarzeń, jakie wespół z postaciami drugiego planu, nagle pojawiają się i znikają bez śladu, zwyczajnie nie pozwala przejąć się czymś więcej poza kolejnymi widokami ludzkiego okrucieństwa i ogólnej beznadziei. To bardzo dobry, rzetelny film, jednak przechodzący trochę obok widza – zupełnie jak jego bohater obok wojny, którą głównie obserwuje z oddali, zza okna. Nawet muzyka, w zamierzeniu serce projektu, nie potrafi na dobre nawiązać prawdziwego kontaktu z odbiorcą.

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA