Reżyserzy, którzy UMARLI lub OTARLI SIĘ O ŚMIERĆ podczas kręcenia filmu
Jakiś czas temu mogliście u nas przeczytać artykuł o aktorach, którzy prawie zginęli podczas kręcenia swoich filmów. Dzisiaj przyjrzymy się podobnym wypadkom tych, którzy stoją za sterami każdej produkcji. Którzy reżyserzy tak bardzo poświęcili się dla sztuki, że przypłacili to śmiercią? Którzy cudem uszli z życiem?
H.B. Halicki
Ten aktor i reżyser w wieku zaledwie 48 lat zginął na planie sequela swojego najsłynniejszego filmu, Gone in 60 Seconds (1974), któremu zawdzięczał przydomek The Car Crash King. Śmierć twórcy sprawiła, że tej kontynuacji nigdy nie ukończono. Wypadek był wyjątkowo niefortunny. Wieża ciśnień, zbudowana specjalnie na potrzeby Gone in 60 Seconds 2, niespodziewanie runęła, przerywając kabel wysokiego napięcia. Pech chciał, że ten przerwany kabel spadł akurat na Halickiego. Jego żona, obecna w tamtym dniu na planie, obserwowała, jak przez ciało jej męża przepływa prąd. Nie pomogła pierwsza pomoc udzielona Halickiemu przez brata ani szybki przejazd do szpitala. Porażenie okazało się zbyt silne.
Werner Herzog
Jakaś siła musiała czuwać nad Herzogiem podczas realizacji Aguirre (1979). Niemiecki reżyser miał zarezerwowany samolot, ale nagła zmiana planów spowodowała, że zrezygnował z lotu dosłownie na minutę przed startem. Ten sam samolot został chwilę później rażony piorunem, a z katastrofy ocalała tylko jedna osoba. Po latach Herzog nakręcił o tym zdarzeniu oraz o cudem ocalałym pasażerze jeden ze swoich dokumentów, The Wings of Hope. Nie była to jedyna sytuacja na planie, którą ekscentryczny filmowiec niemal przypłacił życiem. Dokument Pod wulkanem kręcił dokładnie tam, gdzie wskazuje tytuł – pod aktywnym wulkanem, który w każdej chwili mógł wybuchnąć, na kompletnie wyludnionym terenie. Ekipa miała pełną świadomość tego, że jeśli doszłoby do erupcji, to nikt nie zdołałby udzielić im pomocy! Niebezpieczna dla zdrowia – a może i życia – reżysera mogła okazać się też sytuacja z krótkometrażowego filmu Werner Herzog zjada swój but, w którym… Werner Herzog zjadł swój but. Directing is a complicated profession, don’t you agree?
Claudio Guerín
Ten hiszpański reżyser był obiecującym twórcą kina grozy. Zmarł w wieku zaledwie 34 lat w trakcie ostatniego dnia zdjęciowego swojego filmu La campana del infierno – The Bell from Hell (1973). Reżyser wypadł z okna 20-metrowej kościelnej dzwonnicy, specjalnie zbudowanej na potrzeby horroru. Ostatnią scenę filmu dokończył za niego Juan Antonio Bardem (twórca m.in. Śmierci rowerzysty), a sama śmierć budziła wiele kontrowersji. Guerín tuż przed wypadkiem przebywał na wieży sam, dlatego trudno było określić, czemu właściwie z niej wypadł. Niektórzy spekulowali nawet, że popełnił samobójstwo, inni – że w wieży był ktoś jeszcze, kto wypchnął reżysera. Najprawdopodobniej jednak pechowo stracił równowagę, przygotowując scenerię do nakręcenia ostatniej sceny filmu.
Harmony Korine
Podobne wpisy
Po debiutanckich Skrawkach (1997) Harmony Korine wpadł na iście kuriozalny pomysł na film (a może raczej na performance?). Reżyser stwierdził mianowicie, że idealną receptą na komedię będzie wyjście z kamerą w miasto, by rejestrować, jak… wdaje się w bójki z przypadkowymi ludźmi. Korine przed każdą taką akcją szprycował się dodatkowo lekami, co zwiększało jego odporność na ból, ale zaburzało też osąd całej sytuacji. Efekty jego przedsięwzięcia były opłakane: dwukrotnie wylądował w areszcie i kilka razy na pogotowiu. Reżyser nie należał do najtwardszych zawodników, więc jego walki kończyły się szybko: udało mu się zarejestrować tylko 15 minut materiału, nim podjął słuszną decyzję o porzuceniu przedsięwzięcia w obawie, że któregoś razu obrażenia mogą okazać się śmiertelne. Chcielibyście zobaczyć walkę z udziałem Korine’a? Nic z tego. Wszystkie ślady po eksperymencie twórcy Spring Breakers spłonęły w pożarze jego domu.
Witold Leszczyński
Twórca Żywotu Mateusza, Konopielki i Siekierazady zmarł w wieku 74. lat. Przyczyną jego śmierci był wypadek, do którego doszło już w trzecim dniu zdjęciowym filmu Stary człowiek i pies (2008). Leszczyński przewrócił się i został natychmiastowo przewieziony do szpitala. Niestety, lekarze nie mogli mu już pomóc – reżyser zmarł, a film dokończył za niego przyjaciel, Andrzej Kostenko. To tym bardziej smutne, że Stary człowiek i pies był dla Leszczyńskiego bardzo osobistym projektem. Przez kilka lat sam pisał do niego scenariusz, czego zazwyczaj nie robił, posiłkując się dziełami literackimi. Głównym bohaterem Starego człowieka i psa jest wypalony, starzejący się filmowiec, w którym nietrudno dopatrzyć się podobieństw z postacią reżysera. Leszczyński rozliczał się w tym filmie m.in. ze swoim alkoholizmem.