search
REKLAMA
Ranking

SZYBKA PIĄTKA #62. Najlepsze filmy pierwszej połowy 2018 roku

REDAKCJA

28 czerwca 2018

REKLAMA

Niepostrzeżenie dotarliśmy do połowy roku. Za nami 6 miesięcy wypełnionych dziesiątkami premier – niektóre z nich spełniły nasze oczekiwania, inne je zawiodły, a jeszcze inne okazały się pozytywnymi niespodziankami. Korzystając z okazji, jaką jest półmetek 2018 roku, pięciu naszych redaktorów wybrało swoje top 5 najlepszych premier tego roku (dotyczy polskich premier kinowych i streamingowych).

Jacek Lubiński

  1. Wyspa psów – Wes Anderson jak zawsze czaruje formą opowieści i jej bohaterami. Polot i magia tego filmu są niezaprzeczalne, a wykonanie po prostu perfekcyjne. Przeurocze kino.
  2. Tully – zaskakująco ciekawa mała rzecz. I przede wszystkim jakże szczera. Warto choćby tylko z uwagi na rewelacyjną Charlize Theron.
  3. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – co prawda czegoś mi w tym filmie do perfekcji zabrakło, ale i tak jest on niezwykle atrakcyjny, zgrabny i nad wyraz spójny. No i, co oczywiste, rewelacyjnie zagrany. W tym wypadku Oscary nie wzięły się znikąd.
  4. Nić widmo – Paul Thomas Anderson nie zawodzi. To nie jest łatwe w przyswojeniu kino, ale bardzo hipnotyzujące, wciągające. Idealnie skrojone, nawet jeśli nie na miarę każdego.
  5. Jestem najlepsza. Ja, Tonya – zwariowana biografia nie wychodzi może poza pewną solidność i w annałach X muzy przypuszczalnie się nie zapisze. Ale zabawa to przednia, pod wieloma względami przewyższająca większość tegorocznych blockbusterów.

Wzmianka: Deadpool 2 oraz Han Solo: Gwiezdne wojny – historieoba za doskonałą porcję rozrywki, która wcale nie musiała się udać (zwłaszcza w tym drugim przypadku).

Mariusz Czernic

Argentyna, 1985

  1. W ułamku sekundy – spotkałem się z opiniami, w których wyrażone jest zdziwienie, że film nie zdobył żadnej nominacji do Oscara. Należy zwrócić uwagę, że trafił on do regularnej dystrybucji w Stanach dopiero 27 grudnia, a więc w ubiegłym roku Amerykanie mogli go oglądać tylko pięć dni. Dzieło nie przeszło jednak bez echa – zostało wyróżnione w Cannes nagrodą dla najlepszej aktorki. Trudno polemizować z tą decyzją – Diane Kruger miała do zagrania niełatwą postać, wymagającą ukazania wielu emocji, i wywiązała się z tego zadania znakomicie. Scenariusz dawał jej spore pole do popisu, a właściwie trzy pola – rodzinne, sądowe i sensacyjne spod znaku Życzenia śmierci. Dramatyczna, z życia wzięta historia opowiedziana od początku do końca bardzo sprawnie, z naciskiem nie na akcję, lecz emocje miotające główną bohaterką.
  2. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – błyskotliwie opowiedziana uniwersalna historia o małym miasteczku zaludnionym przez rzeszę zróżnicowanych typów ludzkich. Niebanalne kino, w którym objawia się mistrzowskie rzemiosło Martina McDonagha, reżysera i scenarzysty w jednej osobie. Nie przypadkiem dwoje aktorów (Frances McDormand i Sam Rockwell) wyróżniono Oscarem – to nie tylko kapitalne, mocno wkręcające się w pamięć odbiorcy kreacje aktorskie, ale i świetnie napisane postacie – nieobliczalne, niesztampowe, intrygujące.
  3. Czerwona jaskółka – kino szpiegowskie w stylu starych zimnowojennych produkcji, dalekie jednak od efekciarskiego kina akcji w stylu przygód Jamesa Bonda. Fabuła (wyciągnięta z powieści Jasona Matthewsa) ma swoje źródło w rzeczywistości – opowiada o wykorzystywaniu seksagentów w służbie KGB. Agentki zwane „jaskółkami” były szkolone do przygotowywania „miodowych pułapek”, których ofiarą padali wrogowie narodu i szpiedzy działający dla obcego mocarstwa. Film wciąga, bo historia toczy się dobrym, choć nieśpiesznym, rytmem. Reżyser nie unika pokazywania brutalnych scen, a erotykę prezentuje w sposób chłodny, pozbawiony zmysłowości. Nie udałby się ten film bez dobrze obsadzonej pierwszoplanowej roli. Jennifer Lawrence cenię od dawna, a tutaj kolejny raz potwierdza, że jest znakomitą i charyzmatyczną aktorką.
  4. Śmierć Stalina – scena polityczna niejednokrotnie przypomina kabaret. I można to zauważyć, żyjąc w niemal każdej epoce. Rzeczywistość zawiera w sobie mnóstwo absurdu i dobry obserwator może z niej wyciągnąć spory materiał na komedię. Śmierć Stalina to adaptacja francuskiego komiksu. Historia obrazkowa została przekształcona w błyskotliwą tragikomedię, czyli coś więcej niż prymitywną farsę naśmiewającą się ze śmierci tyrana. Znakomicie został ukazany moment przełomowy historii. Śmierć dyktatora wcale nie oznacza pokoju i dobrobytu, lecz nasilający się strach, agresję, wrogość i pragnienie władzy. Ukazane jest to w klimacie wszechobecnej zgrywy i ironii. Doprawdy mistrzowskie jest aktorstwo – nie ma w nim absolutnie żadnego słabego punktu.
  5. Ghostland – ostatnie lata to dobry okres dla horrorów, a Ghostland to przykład straszaka francuskiego. Przewrotny, niesztampowy, sprawnie igrający z oczekiwaniami widza. W warstwie horrorowej – ekstremalny, przerażający, niełatwy do oglądania. Świetnie skonstruowany i dostarczający masy emocji, ale i pokazujący ciekawy kontrast między pięknym, nierealnym marzeniem a brzydką, potworną rzeczywistością.

Maciej Niedźwiedzki

  1. Nić widmo – wystudiowane i wymierzone co do milimetra kino od Paula Thomasa Andersona. Tym razem bez inscenizacyjnej szarży znanej z Boogie Nights, Magnolii czy Aż poleje się krew, ale z niespotykaną psychologiczną i emocjonalną głębią. Pozornie spokojny film, od środka rozsadzany przez toksyczność relacji, w które wplątani są jego bohaterowie.
  2. Niemiłość – wybitnie niewygodne kino. Mocujące się z widzem i wysysające emocje, choć traktujące o świecie całkowicie z nich wyzbytych. Liczne obrazy z filmu Zwiagincewa na bardzo długo pozostały w mojej pamięci. Za każdym razem wzmagają one poczucie dyskomfortu i niedowierzania (czy człowiek może być do tego stopnia zły?). Przejmująca, zrobiona z miłości do kina opowieść o ludziach, którzy nie potrafią kochać.
  3. Ja, Godard – modernistyczne kino o czołowym moderniście kina. Michel Hazanavicius kreatywnie podchodzi do osobistej i filmowej biografii Godarda. Twórca Artysty co chwila miesza oba porządki. Powstaje z tego fascynujący, znajdujący się gdzieś na przecięciu faktów i fikcji, portret jednego z największych gigantów X muzy. Wspaniałe, dalekie od banału, nowoczesne kino biograficzne.
  4. Prawdziwa historia – Polański znowu sięga po swój ulubiony repertuar zagrań. Wrażenie osaczenia? Jest. Gra w sobowtóry? Jest. Kameralność lokacji i duszny klimat? Są. Tak, to dość ograne i przewidywalne środki wyrazu. Co z tego, jeśli Polański znowu potrafił mnie porwać, zaniepokoić, przestraszyć i uwieść. Najlepszy film Polaka od czasu Autora widmo.
  5. Lady Bird – małe, ale ważne kino. Bezbłędnie zagrane i w każdym dialogu trafiające w punkt. Piękny pean na cześć przyjaźni, wnikliwa opowieść o dorastaniu i ambitna diagnoza rodzinnych relacji. Film bez fałszywej nutki i o ogromnych pokładach empatii. Takiego kina nigdy za wiele.

Dawid Konieczka

  1. Tamte dni, tamte noce – mistrzostwo reżyserii, scenariopisarstwa i aktorstwa w wykonaniu całej ekipy. James Ivory snuje pozornie starą jak świat opowieść o wakacyjnym romansie, ale unika tanich wzruszeń czy niepotrzebnie rozbuchanych emocji. Tych jest jednak w filmie mnóstwo, ale uobecniają się jakby podskórnie – w spojrzeniach, gestach, detalach. Luca Guadagnino nie dość, że z wyczuciem zaznacza subtelne niuanse i detale w doskonale zainscenizowanej przestrzeni, to jeszcze wspaniale prowadzi aktorów, którzy wznoszą się na wyżyny swojego warsztatu (mam nadzieję, że Timothée Chalamet nie zwolni tempa). Tamte dni, tamte noce, choć dość powolne i może mało efektowne, aż kipią od przejmujących uczuć i stylistycznej wirtuozerii.
  2. Wieża. Jasny dzień – Jagoda Szelc udowodniła, że w Polsce można tworzyć filmy silnie osadzone w lokalności, by nie powiedzieć, ludowości, które są jednocześnie artystycznie wysmakowane, wieloznaczne, nacechowane dotknięciem wyjątkowego twórcy. Oniryczna, na swój sposób niepokojąca atmosfera Wieży. Jasnego dnia, piękne krajobrazy Bystrzycy Kłodzkiej i doskonałe role nieopatrzonych aktorek i aktorów sprawiają, że debiut Szelc bardzo długo pozostanie w mojej pamięci. Zdecydowanie jeden z najlepszych, najciekawszych współczesnych polskich filmów.
  3. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri już wcześniej było wiadomo, że Martin McDonagh ma wyjątkową umiejętność łączenia pozornie nieprzystających estetyk, prowadzenia aktorów i wkładania w ich usta ciętych i celnych dialogów oraz tworzenia niezwykle udanej groteski. Trzy billboardy… to jak dotąd jego najdoskonalsze dzieło, z wyważonymi proporcjami śmiertelnej powagi i czarnego humoru, wyrazistymi postaciami i atmosferą prowincji środkowych Stanów Zjednoczonych na pograniczu przerysowania i absurdów realizmu. W filmie McDonagha wszystkie elementy są dobrane niezwykle starannie i precyzyjnie ułożone na swoich miejscach.
  4. Anihilacja wielu ludziom film Alexa Garlanda nie przypadł do gustu i przyznaję, że ja sam tuż po zakończeniu seansu miałem totalny mętlik w głowie. Z czasem jednak wszystko zaczęło układać się w spójną całość, a sam proces wydobywania znaczeń z Anihilacji był niemałą przyjemnością. Zawsze z otwartymi ramionami przyjmuję filmy science fiction, które mają do powiedzenia o człowieku coś interesującego, a produkcja Netfliksa, choć miejscami niedoskonała, okazała się fascynującą i zaskakującą wyprawą w nieznane.
  5. Kształt wodystary, dobry Guillermo del Toro. Stara, dobra baśń o księżniczce. Właśnie to było urzekające w Kształcie wody – ta prostota, znajomość postaci, fabuły i przesłania ubrane w charakterystyczną dla reżysera, makabryczno-romantyczną estetykę, okraszone przepiękną muzyką. Dodanie kontekstów społecznych tylko wzbogaciło ujmującą całość. Nie wymagałem od del Toro ani od jego dzieła wynalezienia koła na nowo. Prosta, ciepła baśń opowiedziana w ciekawy sposób wystarczyła, by Kształt wody triumfalnie wypłynął na powierzchnię filmowego morza.

Łukasz Budnik

  1. Avengers: Wojna bez granic – nie ukrywam, że jestem miłośnikiem Kinowego Uniwersum Marvela, wobec czego na Wojnę bez granic czekałem z niecierpliwością i niepokojem. Balonik oczekiwań miał przed seansem rozmiar niebotyczny i gdyby pękł, to huk niósłby się jeszcze długi czas. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Wojna bez granic to opus magnum MCU, emocjonalna bomba, znakomita przygoda i kombinacja wszystkiego, co najlepsze w filmach z tej serii. Wspaniałe doświadczenie.
  2. Deadpool 2 pierwsza część była powiewem świeżości w gatunku superhero (choćby ze względu na samą tytułową postać, brawurowo zagraną przez Ryana Reynoldsa), a sequel ani trochę jej nie ustępuje. Wręcz przeciwnie, atrakcyjnych elementów jest tu jeszcze więcej, z nowymi postaciami na czele (zarówno Cable, jak i Domino to obsadowe strzały w dziesiątkę), jeszcze większą ilością humoru, wspaniale nawiązującego do innych komiksowych tworów, i ogromnym dystansem Reynoldsa do własnej osoby. Wade i Vanessa to moja ulubiona para kina superhero.
  3. Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – brawurowo zagrany (wspaniali Frances McDormand i Sam Rockwell, jakże zasłużone Oscary!), wielokrotnie zaskakujący i piekielnie wciągający film. Poza bezbłędnym aktorstwem, absolutnie mistrzowskie są u McDonagha dialogi – rzadko zdarza się, żeby dosłownie każda linijka była tak doskonale trafiona. Trzy bllboardy… zostawiają widza z poczuciem refleksji, bo wyjątkowo dużo w tej historii jest znamion prawdopodobieństwa. Ból odczuwany przez postać McDormand jest w każdym razie całkowicie rzeczywisty.
  4. Disaster Artistfilm Jamesa Franco upraszcza zawiłości relacji Tommy’ego Wiseau i Grega Sestero opisane w książce tego drugiego, ale oglądanie kulis realizacji The Room to nadal świetna zabawa. W każdej minucie projekcji czuć miłość nie tylko do tego legendarnie złego filmu, lecz także – tak zwyczajnie – do kina jako sztuki. Poza tym oglądanie Franco w roli głównej to czysta przyjemność – fantastyczny występ.
  5. Nić widmo o ile nie do końca przekonały mnie pewne fabularne rozwiązania zaproponowane przez Andersona, tak cudowna jest tu strona audiowizualna. Nić widmo wręcz płynie, kadry doskonale zgrywają się z muzyką, a poszczególne sekwencje zachwycają stylowością. Na dokładkę wspaniałe jest – jak to zwykle bywa u Andersona – aktorstwo. Daniel Day-Lewis to oczywiście klasa sama w sobie, ale prawdziwą wygraną tego filmu jest Vicky Krieps, która w każdej swojej scenie po prostu błyszczy.
REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA