search
REKLAMA
Ranking

FILMY O ZDERZENIU KULTUR. Jak ogień i woda, jak róża i lilia…

Mariusz Czernic

29 grudnia 2017

REKLAMA

W ciągu długiej – sięgającej setki tysięcy lat – historii ludzkości wykształciło się na całym świecie mnóstwo języków, a co za tym idzie, tradycji i kultur. Uformowały się dziedziny nauki, takie jak antropologia i etnografia, zajmujące się badaniem i analizą społeczeństwa, biorąc pod uwagę zróżnicowanie rasowe i kulturowe. Zrozumienie historii, obyczajów, tradycji, czyli wartości kształtujących każdego człowieka, jest zawsze cenniejsze niż rzeczy materialne, zdobycze techniki czy mityczne El Dorado. W temacie relacji międzykulturowych tkwi ogromny potencjał, który wielokrotnie wykorzystywali pisarze na całym świecie, a także filmowcy.

Mistrzem epickich dzieł eksploatujących tematykę odmienności kulturowej był brytyjski reżyser David Lean, autor takich obrazów jak Most na rzece Kwai (1957), Lawrence z Arabii (1962) i Podróż do Indii (1984). Swoje kino o podobnej skali epickiej i tematycznej realizował Werner Herzog: Aguirre, gniew boży (1972) i Fitzcarraldo (1982). Interesujące są dzieła o epoce kolonialnej, na przykład Misja (1986) Rolanda Joffé. Oczywiście nie tylko epika historyczna zasługuje na wyróżnienie, bo na przykład Kult (1973) Robina Hardy’ego też pasuje do tematu. Tytuły, które wspomniałem wyżej, nie trafiły do niniejszego zestawienia, ponieważ chciałem wydobyć z otchłani zapomnienia pozycje mniej popularne i niedoceniane.

1. Zaginiony horyzont (Lost Horizon, 1937), reż. Frank Capra

Jeden z najbardziej problematycznych filmów Franka Capry. Doprowadził do zakończenia jego współpracy z producentem Harrym Cohnem. Budżet został znacznie przekroczony, a i tak mógł być wyższy, bo reżyser chciał zrobić ten film w Technicolorze. Aby odzyskać koszty włożone w produkcję, pokazywano go w kinach długo i dopiero po pięciu latach się zwrócił. Z pewnością można jednak mówić o sukcesie artystycznym, bo recenzje były na ogół pozytywne. Stale współpracujący z Caprą scenarzysta Robert Riskin (Ich noce) napisał tekst w oparciu o wydaną w 1933 powieść Jamesa Hiltona pod takim samym tytułem. W trakcie toczącej się w Chinach rewolucji brytyjski dyplomata organizuje ewakuację grupy cywilów. Ich samolot zostaje jednak porwany i ląduje w niedostępnych rejonach Himalajów. Mimo panującego wokół mrozu rządzą tu reguły gościnności i rozbitkowie zostają przyjęci bardzo ciepło. To wzbudza ich podejrzliwość, bo dla żyjących w świecie agresji ludzi wielce podejrzana jest uprzejmość wobec obcych. Motto filmu brzmi: „Każdy szuka własnego Shangri-La”. Wymyślona przez Hiltona tybetańska dolina to sen o idealnym świecie, gdzie żyje się długo w szczęściu i zdrowiu, nie ma przemocy, chciwości ani religii.

Film realizowano w licznych plenerach i w dość trudnych dla ekipy filmowej warunkach, ale główne miejsce akcji (Shangri-La) zostało wybudowane w warunkach studyjnych według projektu scenografa Stephena Goossona. Sposób filmowania, jaki zaproponował operator Joseph Walker, także okazał się strzałem w dziesiątkę. Sporo tu imponujących ujęć kamery, które nawet bez koloru wyraźnie się od siebie różnią. Najpierw chaos w Baskulu, potem trzymający w napięciu lot samolotem (realizowany przy pomocy Elmera Dyera, specjalisty od zdjęć lotniczych), następnie trudna przeprawa przez góry, by wreszcie dotrzeć do utopijnego raju, gdzie też mamy szereg interesujących scen (np. orszak pogrzebowy z pochodniami). Walker był laureatem nagrody imienia Gordona E. Sawyera, przyznawanej za osiągnięcia techniczne – był wynalazcą i innowatorem, używał obiektywów, które sam stworzył. Zaginiony horyzont zdobył dwa Oscary (za scenografię i montaż) oraz pięć dalszych nominacji. Zabawne, że reżyser nie został nominowany, ale wyróżniono… asystenta reżysera Charlesa C. Colemana. Ciekawe jest również, że w kategorii muzycznej nie wyróżniano kompozytora, lecz szefa działu muzycznego w wytwórni. Dlatego za muzykę Dimitri Tiomkina nominację uzyskał Morris Stoloff, niewymieniony w czołówce.

Od początku pierwszym wyborem reżysera do głównej roli był Ronald Colman, z pochodzenia Brytyjczyk, od lat dwudziestych jedna z czołowych gwiazd Złotej Ery Hollywood. Na wyróżnienie zasługują także Edward Everett Horton i Thomas Mitchell. Obaj specjalizowali się w barwnych postaciach drugoplanowych. Dla Hortona rola w tym filmie była właściwie potwierdzeniem komediowych zdolności, dla Mitchella zaś początkiem popularności (dzięki niej zagrał potem w takich hitach, jak Przeminęło z wiatrem i Dyliżans). Opromieniony sukcesami Ich nocy i Pana z milionami Frank Capra otrzymał dużą swobodę przy realizacji tego filmu, ale jego pewność siebie tym razem nie przyniosła spodziewanych zysków. Dzieło przygotowane przez reżysera miało długość 132 minut i w takiej wersji pokazywano je w kinach w marcu 1937 roku. Do dzisiaj nie zachowała się jednak pełna wersja. Dzięki Amerykańskiemu Instytutowi Filmowemu można oglądać film z pełną ścieżką dźwiękową, gdzie brakujące sceny zostały zastąpione zatrzymanymi kadrami z filmu i fotosami z planu. Powieść Hiltona została ponownie zekranizowana w 1973, ale reżyserowany przez Charlesa Jarrotta film z gwiazdorską obsadą i muzyką Burta Bacharacha okazał się nie tylko komercyjną, ale też artystyczną klapą. Nakręcono go w formie musicalu, licząc zapewne, że powtórzy sukces oscarowych musicali z lat sześćdziesiątych.

2. Anna i król Syjamu (Anna and the King of Siam, 1946), reż. John Cromwell

Dzienniki urodzonej w Indiach Brytyjki Anny Leonowens posłużyły amerykańskiej pisarce Margaret Landon do napisania inspirującej książki Anna i król Syjamu (1944), która stała się bestsellerem. Niezwykłą popularnością cieszył się również musical Król i ja (1951) Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina II, który zaadaptowali do filmu Ernest Lehman (scenarzysta) i Walter Lang (reżyser). Ekranizacja z 1956 roku zdobyła pięć Oscarów. Yul Brynner wcielał się w rolę króla na scenie, w kinie i telewizji, a za każdym razem partnerowała mu inna aktorka w roli Anny. Na Broadwayu była to Gertrude Lawrence, w kinie Deborah Kerr, a na koniec Samantha Eggar w telewizyjnym sitcomie. Współcześni widzowie mogą kojarzyć Jodie Foster w roli wdowy Leonowens w bardzo udanym filmie Andy’ego Tennanta Anna i król, nakręconym pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wtedy dla takich wystawnych produkcji były sprzyjające warunki. Po drugiej wojnie światowej znacznie trudniej było zrobić barokową produkcję kostiumową. Kierowana przez producenta Louisa D. Lightona ekipa musiała zrezygnować z Technicoloru, lecz literacki pierwowzór był tak wielkim sukcesem, że spodziewano się powtórki z Przeminęło z wiatrem (zatrudniono nawet tego samego scenografa, Lyle’a Wheelera, który zresztą za obie produkcje zgarnął Oscary).

Najważniejszą zaletą filmu jest to, co już zostało zaznaczone w tytule, czyli relacja pomiędzy Anną i królem Syjamu. Wybitna amerykańska aktorka Irene Dunne (pięć nominacji do Oscara) jest wyśmienita w roli wyniosłej i protekcjonalnej nauczycielki angielskiego. Rex Harrison nie przyćmił swojej partnerki, aczkolwiek jego sposób interpretacji syjamskiego króla jest bardzo interesujący. Król jest postacią upartą, ale też bardzo chwiejną emocjonalnie, potrzebującą wsparcia, by nie popaść w szaleństwo. Anna to kobieta po przejściach, twardo stąpająca po ziemi, potrafiąca stanowczo wyłożyć swój gniew i żal. Mimo iż w obsadzie jest kilka innych interesujących ról (Linda Darnell, Gale Sondergaard, zaskakujący Lee J. Cobb), to właśnie para tytułowych bohaterów stanowi o wysokiej jakości przedsięwzięcia. Autorów scenariusza – Talbota Jenningsa i Sally Benson – nie interesowały fakty, lecz animozje pomiędzy kulturą europejską reprezentowaną przez Annę Owens, a światem egzotycznym, z pozoru pięknym, lecz kryjącym barbarzyńskie reguły (np. palenie ludzi na stosie). Zachwycająca jest strona wizualna – Nagrody Akademii trafiły w ręce scenografów i operatora Arthura C. Millera, dla którego była to trzecia statuetka. Możliwe, że wyróżniono by również projektantkę kostiumów, jednak pierwsze Oscary w tej kategorii przyznano dopiero w 1949.

3. Sayonara (1957), reż. Joshua Logan

To jeden z najważniejszych filmów lat pięćdziesiątych o tolerancji i uprzedzeniach rasowych. W trakcie wojny wielu Amerykanów zostało zabitych przez Japończyków i vice versa. Tak więc uprzedzenia w stosunku do niedawnych wrogów są naturalną reakcją. Gdy grany przez Marlona Brando major Gruver chce poznać słynną japońską aktorkę, ona odmawia spotkania, tłumacząc, że Amerykanie zabili jej brata i ojca. Wtedy Gruver mówi: „Ja tego nie zrobiłem”, ale kolega wyprowadza go z błędu: „Wszyscy to zrobiliśmy”. W społeczeństwie panuje ogromna nieufność, jaką po wojnie Polacy mogli odczuwać wobec Niemców. W związku z powyższym wojsko dbało o to, by żołnierze nie wikłali się w mieszane związki. Wspomniany major Gruver ma ambiwalentny stosunek do tego problemu – gdy jego kumpel zamierza poślubić Japonkę, wydaje się przeciwny, ale zgadza się zostać świadkiem. Potem on także wikła się w romans z Azjatką… Obsadzenie w tej roli Marlona Brando może sugerować, że chodzi tu wyłącznie o bunt przeciwko sztywnym regułom. Niewykluczone, że ten amerykański idol – poprzez taki film – mógł się przyczynić do zwiększenia tolerancji rasowej w Ameryce.

Scenariusz Paula Osborna na podstawie powieści Jamesa A. Michenera obfituje w szereg znakomitych scen, dzięki czemu tę dwuipółgodzinną produkcję ogląda się z zainteresowaniem. Barwna oprawa wizualna nie kłóci się z poważną tematyką, a zdjęcia Ellswortha Fredericksa – wykonane w Kraju Kwitnącej Wiśni – sprawiają, że widz może zakochać się w Japonii. Doborowi aktorów towarzyszyły decyzje nietrafione (Ricardo Montalbán jako Nakamura), ale dominują jednak celne wybory, do których zaliczyć należy Marlona Brando i Reda Buttonsa oraz dwie Japonki: Miiko Taka i Miyoshi Umeki. Wspaniały spektakl, który zachwycił publiczność i krytyków, a także Akademię Filmową, która na dziesięć oscarowych nominacji przyznała mu cztery statuetki (w tym dla aktorów drugoplanowych – Miyoshi Umeki i Reda Buttonsa). To jeden z tych filmów, które po latach straciły na popularności, aczkolwiek – ku mojemu zaskoczeniu – trafiłem na niego w ogólnodostępnej telewizji. I to właśnie po obejrzeniu tej produkcji przyszedł mi pomysł na niniejsze zestawienie.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA