Ranking WSZYSTKICH produkcji z serii KARATE KID

Chyba nie ma drugiej tak popularnej, tak poruszającej filmowej serii, opowiadającej o młodym adepcie sztuk walki. Scenariusz Karate Kid, bo o tym tytule mowa, napisało samo życie. Scenarzysta filmu, Robert Mark Kamen, stworzył historię chłopaka poznającego tajniki karate na podstawie własnych doświadczeń. Jako młody chłopak stał się ofiarą napaści młodocianego gangu. Chcąc nauczyć się walczyć, najpierw trafił do szkółki karate, która uczyła agresji. Gdy zdecydował, że to nie dla niego, odnalazł styl Gōjū-ryū, oparty na tradycyjnym karate z Okinawy. Ten dualizm i tarcie się dwóch światów stanowi wyróżnik wszystkich produkcji z serii.
Co jednak najciekawsze, wyjątkowo dźwięczny, chwytliwy i zapadający w pamięć tytuł filmu nie zrodził się w głowie ani scenarzysty, ani reżysera trzech filmów z serii, Johna G. Avildsena (w latach 80. odpowiedzialnego także za serię Rocky), ale… został zaczerpnięty z kart komiksów DC. Tak bowiem nazywa się jedna z postaci ze świata wydawnictwa. Pierwsza część, nakręcona w 1984 roku, odniosła gigantyczny sukces komercyjny i artystyczny. Film był w swoim czasie najpopularniejszym obrazem wyświetlanym w kinach. Krytycy zgodnie docenili obraz, a Roger Ebert przyznał, że to jeden z najlepszych filmów roku. Później przyszły też nominacje do Oscara, trzy sequele i jeden remake. Dziś historia ta jest z powodzeniem kontynuowana za sprawą serialu telewizyjnego.
Oto sześć produkcji spod znaku Karate Kid, ułożonych przeze mnie w kolejności od najgorszej do najlepszej. Ciekawi mnie, czy zgadzacie się tym wyborem.
Karate Kid III (1989)
Wahałem się, którą produkcję określić mianem tej najgorszej. Padło na część trzecią. Od razu jednak dodam, że Karate Kid to według mnie taka seria, która charakteryzuje się na tyle wyrównanym poziomem produkcji, że nawet słaba trójka zdołała dać mi sporo radości z seansu. Usytuowałem jednak tę część na końcu zestawienia, ponieważ wydaje się wnosić do całej serii najmniej świeżości, w dodatku posiada dość męczących, żeby nie powiedzieć karykaturalnych antagonistów. Postać, w którą wciela się Thomas Ian Griffith, czyli „fałszywy” trener, biorący pod swe skrzydła Daniela LaRusso, zachowuje się tak, jakby wyjęto go z kreskówki. Poza tym czuć tu twórczy uwiąd i powtarzanie schematu fabularnego pierwszej części. Nic dziwnego, że posypały się tu nominacje do Złotych Malin i że po tym filmie przez kilka lat nie wrócono już do serii, a w nowym filmie postawiono na odmianę. Ale, jak by nie patrzeć, to ten jedyny moment, gdy LaRusso przechodzi na ciemną stronę mocy, na moment zakładając czarny trykot Cobra Kai, co jest w kontekście tej postaci dość ciekawe.
Karate Kid IV: Mistrz i uczennica (1994)
Wielu fanów serii uznaje tę część za nieporozumienie, gdyż zbyt diametralnie odeszła ona od pierwotnych założeń. Ustalmy jednak dwie rzeczy. To, że czwarta część wydaje się inna od reszty, to tylko pozór, ponieważ w istocie bardzo dobrze realizuje ona założenia serii – pytanie, czy tego właśnie chcieliśmy od czwartej części. Po drugie i ważniejsze, nie ma nic złego w tym, że głównemu bohaterowi zmieniono płeć. Hilary Swank w roli następcy Ralpha Maccio radzi sobie zaskakująco dobrze, jej postać ma tego pazura, którego czasem brakowało Danielowi LaRusso. Być może największym problemem tej części jest odtwórczość, ponieważ tak jak wspomniałem, zaproponowane zmiany nie są wstanie odeprzeć wrażenia, że tę historię przerabialiśmy już wcześniej, i to niejednokrotnie. Może i niektórym zabrakło postaci LaRusso. Ja dzięki Mistrzowi i uczennicy uświadomiłem sobie, że paradoksalnie to nie on jest twarzą tej serii. Jest nią Kesuke Miyagi, czyli nauczyciel karate, który swymi wyciąganymi z rękawów mądrościami pobudza widza do refleksji nad życiową równowagą.
Karate Kid (2010)
Nie miałem żadnych nadziei, podchodząc do tego filmu, a mimo wszystko okazał się on wyjątkowo pozytywnym doświadczeniem. Ale jedno należy wyjaśnić już na wstępie. Ten film nie powinien być tytułowany Karate Kid. Mamy tu do czynienia z podpinaniem się pod znaną markę, chcąc opowiedzieć historię inną niż ta, którą znamy, bo opartą na zgoła innej kulturze. Akcja remake’u przenosi się bowiem do Chin, mamy więc do czynienia z odcięciem się od japońskich naleciałości oryginałów. To raz, a dwa – za sprawą tej zmiany, główny bohater nie ćwiczy karate, ale kung-fu, a dokładnie wing chun, a to OGROMNA różnica. Dla mnie, osoby interesującej się sztukami walki, to trochę tak, jakbyśmy w oryginalnym Top Gunie opowiadali o wojskowych lotnikach, a w remake’u postanowili opowiedzieć o… kierowcach ciężarówek. Owszem, w sferze ducha obie filozofie miewają zbieżności, ale na poziomie technik karate i kung-fu to jednak odrębne byty. Największy paradoks tego filmu polega jednak na tym, że ta delikatna kpina z widza, jaka została zademonstrowana w mylnym tytułowaniu, niespecjalnie wpływa na jakość seansu. Jest nawet scena, w której scenarzyści jawnie sobie z tego zadrwili, puszczając do widza oko, gdy jedna bohaterka mówi, jak to według niej nie ma większej różnicy miedzy kung-fu a karate. Seans cieszy głównie dzięki swobodnej i przekonującej grze młodego Jadena Smitha i przyciągającej uwagę kreacji Jackie Chana. Ten duet się tu naprawdę sprawdził i co najważniejsze, zdołał oddać filozofię przyświecającą serii, zachęcającą do mierzenia się z własnymi słabościami. Dodatkowy plus to jeszcze mocniejsze postawienie akcentu na zderzeniu kultur, wątku, który pobrzmiewa już w oryginale, ale w remake’u służy jako istotne narzędzie fabularne.